Czy ja już pisałam, że nieszczęścia chodzą parania.... Albo może czwórkami, albo szóstkami... Dzisiaj miałam stłuczkę.... Nikomu nic się nie stało na szczęście... Płakałam jak bóbr nad tym nieszczęsnym autem... A wszystko przez zdenerwowanie i pośpiech... Zasnęłam rano do pracy i to pewnie był pierwszy pech dzisiaj... Kiedy wsiadłam do auta to była już 8. Ja już od jakiś 10 minut powinnam być w sklepie, a nie na podwórku pod domem... Więc podrapałam szyby, wsiadłam, zaczęłam wycofywać i łubudu... Uderzyłam w faceta... Moja wina... Nie porozglądałam się ... W tamtym momencie myślałam tylko o tym, że się spóźnię do pracy... I popatrzyłam tylko w prawo... Już nigdy nie ruszę zanim nie obejrzę się w dwie strony. Mam nauczkę do końca życia... Na szczęście tylko facet wgniótł mi drzwi... A on sam porysował tylko zderzak. Ale to pokryje ubezpieczenie. Drzwi już są zmienione. Mamy takiego dobrego znajomego, który zna się trochę na autach i można na niego zawsze liczyć. Więc poświęcił swój czas i zrobił co należy. A mi nerwy trochę odpuściły dopiero o 11.30 i mogłam coś przełknąć.. Straszna nerwówka... Ale dzień już się skończył... Ciekawe co jutro?
Magadalena8
Jak pech to pech u mnie ciągnie się od czterech tygodni i końca nie widać :(
OdpowiedzUsuńkażdemu się może zdarzyć. przecież to nic złego każdemy zdarza się spóxnić do pracy. dobrze że nic sie nie stało
OdpowiedzUsuńGdy się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy.
OdpowiedzUsuń