sobota, 7 marca 2015

Pech...

Czy ja już pisałam, że nieszczęścia chodzą parania.... Albo może czwórkami, albo szóstkami... Dzisiaj miałam stłuczkę....  Nikomu nic się nie stało na szczęście... Płakałam jak bóbr nad tym nieszczęsnym autem... A  wszystko przez zdenerwowanie i pośpiech... Zasnęłam rano do pracy i to pewnie był pierwszy pech dzisiaj... Kiedy wsiadłam do auta to była już 8. Ja już od jakiś 10 minut powinnam być w sklepie, a nie na podwórku pod domem... Więc podrapałam szyby, wsiadłam, zaczęłam wycofywać i łubudu...  Uderzyłam w faceta... Moja wina... Nie porozglądałam się ... W tamtym momencie myślałam tylko o tym, że się spóźnię do pracy... I popatrzyłam tylko w prawo... Już nigdy nie ruszę zanim nie obejrzę się w dwie strony. Mam nauczkę do końca życia... Na szczęście tylko facet wgniótł mi drzwi... A on sam porysował tylko zderzak. Ale to pokryje ubezpieczenie. Drzwi już są zmienione. Mamy takiego dobrego znajomego, który zna się trochę na autach i można na niego zawsze liczyć. Więc poświęcił swój czas i zrobił co należy. A mi nerwy trochę odpuściły dopiero o 11.30 i mogłam coś przełknąć.. Straszna nerwówka... Ale dzień już się skończył... Ciekawe co jutro?

Magadalena8

3 komentarze:

  1. Jak pech to pech u mnie ciągnie się od czterech tygodni i końca nie widać :(

    OdpowiedzUsuń
  2. każdemu się może zdarzyć. przecież to nic złego każdemy zdarza się spóxnić do pracy. dobrze że nic sie nie stało

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy.

    OdpowiedzUsuń