piątek, 30 października 2015

...

Nagrobki przygotowane. W tym roku oczywiście nie obyło się bez spięć w rodzinie. Przez cały rok nikt się za bardzo nie zainteresuje jak wyglądają nagrobki. Chyba, że jest rocznica śmierci któregoś bliskiego. Ale jak jest koniec października to wtedy zaczyna się szał pał. Wiem, wszyscy to wiedzą. Tylko szlag mnie trafia jak dzwonię do siostry i mówię nie kupuj trzech doniczek z kwiatami tylko dwie, a ona i tak kupuje trzy. I jeszcze mi mówi żebym wrzuciła na luz i ona miała takie życzenie. OK. Odpuścilam, bo przecież już kupiła. Eh. Przygotowane. Niech przyjeżdżają. Patrzą i obgadują.
My jak co roku odwiedzimy te same groby.
Zapalimy znicze. Pomyślimy.
Uronimy łzę...

Magadalena88

środa, 21 października 2015

Sen...

Byłam na jakims spotkaniu rodzinnym... I czekaliśmy na dziadzia... Wiem, że dawno go nie widziałam... Nie mogłam się doczekać... I w końcu przyszedł. Ogolony, w jasnym, szarym garniturze... Przytuliłam się do niego bardzo mocno... Każdy wie jakie to uczucie przytulić ukochaną osobę po długiej nieobecnoći... Nareszcie jesteś- powiedziałam... Dziadziu odwzajemnił uścisk... Powiedział coś głosem, który jeszcze dobrze pamiętam... Jeszcze...

I takie sny przychodzą nad ranem... Nie patrzę w okno... Chcę zapamiętać... Na zawsze... 

Magadalena88

sobota, 17 października 2015

Ja... Beztalencie kulinarne...

Tak, ja własnie potrafiąca przypalić wodę... Gotowanie dla mnie zawsze było męką. Przyrządzanie czegokolwiek w kuchni (oprócz zmywania) jest katorgą. No może coś tam umie, bo w końcu od kiedy Krzysiek skończył trzy miesiące ja musiałam zacząć gotować. Tak, zaczynałam od ziemniaka i marchewki :) Więc przez prawie sześć lat coś tam się naumiałam. Jutro np będzie najprostsza zupa świata, przy niedzieli rosół :) 

No, ale chciałam o czym innym. To taki wstęp. Ale kto mnie zna od jakiegoś czasu to wie jak to u mnie z kuchnią jest. Może kiedyś nadejdzie dzień kiedy to pokocham... A dzisiaj postanowiłam zrobić sobie grzańca... Ja uwielbiająca zimne piwo, mniam... Więc przytaszczyłam z pracy goździki, cynamon, imbir, pomarańczę no i piwko :) I zrobiłam. Prawdę mówiąc nie wiem jaki powinien być smak. Piłam kiedyś grzane wino, ale to było jakieś sto lat temu. Namieszałam w kociołku i teraz się raczę napojem. Miód miałam w domu i dodałam jeszcze sok z malin, a kto mi zabroni. Efekt? Za dużo przypraw... Chyba przesadziłam, ale da się wypić. Mam jeszcze jakieś 3/ 4 kufla ;) 



Jakiś serniczek się zaplątał. Chyba mama M. postanowiła nam osłodzić życie. Sernik dla mnie to już wyższa szkoła wtajemniczenia ;)


 :)






Do pracy znajomy przyniósł mi książkę... W rozmowie wyszło, że obydwoje uwielbiamy czytać. Ja mu pożyczyłam jedną z moich Kinga, a on mi o Pileckim. Jest to rozmowa z synem Witolda Pileckiego. Sam Witold był żołnierzem. Walczył w II wojnie światowej... Dobrowolnie został umieszczony w Aushwitz, bohater wojenny... We wrześniu premierę miał film o Pileckim. Ja jestem w połowie czytania. Nigdy wcześniej nie słyszałam o nim. Jestem wstrząśnięta... Wstrząśnięta komuną, sowietami... Nie wiem czy dam radę skończyć tą książkę... Na pewno nie w pracy, bo wymaga skupienia... I ciszy... 


Magadalena88


czwartek, 15 października 2015

Późno już...

Oj późno... Zachłysnęłam się ostatnio blogowaniem... Zmieniłam szablon bloga, ale jeszcze go nie dopracowałam i dlatego widnieje stary widok. Muszę także usunąć adresy z Interii. Z ciężkim sercem będę to robić, ale trzymanie ich nie ma już sensu... Chociaż zawsze będzie mi tego brakować... Włączając komputer przeglądałam od razu strony z blogami... Żal mi, że niektóre osoby przestały pisać już jakiś czas temu... Że świetne teksty przepadły... Że już się nie spotkamy... No, ale także szerokie grono osób piszących zostało... :) I chwała im za to :) 

Jak przy ostatnim wpisie się chwaliłam, że nie ma u nas chorób to na drugi dzień Krzysiek miał katar. Na szczęście tylko katar. I dajemy sobie z tym radę. Ja sama właśnie się uraczyłam mlekiem, czosnkiem i miodem. Nie lubię miodu i tylko w takiej postaci go przyjmuję. Krzyś przez dwa dni też dostał taki napój. Musiałam go jednak trochę oszukać, bo czosnek został wrzucony w tajemnicy. Inaczej by nie wypił. Kręcił też nosem, że to krowie mleko, a jemu nie wolno. No, ale dał się w końcu przekonać, że od szklanki krowiego mleka nie ogłuchnie. Bo Krzysiek jest sumiennym dzieckiem. I jak lekarz powiedział na pierwszej wizycie żeby nie pił mleka, żeby odstawić produkty mleczne to on się tego bardzo trzyma. Upomina mnie, że mleka mu nie wolno. Bo mleko doprowadzało do uczulenia, a nieleczone uczulenie do skazy białkowej i na szczęście lekkiego atopowego zapalenia skóry. I to wszystko nieleczone siało sobie spustoszenie w organizmie dziecka... I uderzyło na uszy... Krzyś nie pije mleka od lutego. I jest dobrze. Po ostatniej wizycie doktor kazał odstawić leki, ale nadal trzymać dietę. Więc je te swoje ulubione cyni minis truskawkowe z mlekiem ryżowym... Moim skromnym zdaniem to jest syf... No jakaś masakra smakowa... A w połączeniu jeszcze z tymi okropnymi płatkami... Ale dziecięciu mojemu smakuje. To je... 


I tak mój mały synek 14 października stał się uczniem :) Ja dumna siedziałam na widowni i nie mogłam oderwać oczu od mojego dziecięcia... Mówił pierwszy wierszyk... Stał poważny i stremowany... Przed akademią mnie przeraził, bo w klasie nie chciał podejść do pamiątkowego zdjęcia... Płakał...  Ostatnio zrobił się anty zdjęciowy. Nie chce żeby mu pstrykać zdjęć. I mój zajebisty telefon ze wszystkimi bajerami się marnuje. Bo ja chciałam to wszystko uwieczniać. Te nasze spacery, przygody, popołudnia. A tymczasem dupa zbita Krzysiek nie chce pozować. Włazi pod stół, chowa się za mnie. A jak nagrywam i się zorientuje to piszczy... 

No, ale z widowni jednak robiłam :)))




Magadalena88
Mama Krzysia 

czwartek, 8 października 2015

Naszło mnie dzisiaj... O tak... Na pisanie. Bo ostatnio jakoś weny nie miałam. Albo pisałam tylko kilka zdań... Bo w zasadzie to coś cały czas się dzieje. Dzieci nam rosną. Imprezy rodzinne się odbyły. Olcia już też ochrzczona. Mój brat był dwa razy w domu w ciągu dwóch tygodni. Krzyś cały czas chodzi do szkoły. Odpukać bez kataru...  Za kilka dni odbędzie się pasowanie na ucznie. Mój syn mówi wierszyk jako pierwszy :) Mam nadzieję, że trema go nie zeżre i wydobędzie głos z siebie. Zbiera piątki. Chociaż ostatnio pani napisała mu pod zadaniem domowym, że brzydko. Bo napisał paskudnie. Ale to trochę moja wina, bo za późno w ogóle wziął się za to zadanie. Ale pisze, czyta, liczy :) Ogólnie jesteśmy zadowoleni. Wszyscy :)) I za niedługo wybieramy się na poszukiwanie kasztanów :) w zeszłym roku za późno poszliśmy i mało znaleźliśmy. Ale damy radę. Bo mi samej w kieszeni brakuje kasztana... Całą jesień i zimę mam.... 

A dzisiaj z przygodami pojechałam do miasta... Oczywiście samochód szlag trafił... Bo tak w ogóle to mąż kupił mi auto. To już chyba szóste, a prawko mam dwa lata... Ale tak to jest z moim mężem. W końcu trafił w mój gust :) Renault Clio jest tym czym chciałam jeździć. I nie było z nim problemów... Do dzisiaj. Bo dzisiaj w mieście na środku drogi i na zakręcie zaczął przerywać i zgasł... I ja oczywiście panika, za telefon i dzwonię do M. Dobrze, że chociaż miałam trochę jeszcze oleju w głowie i awaryjne włączyłam... Blondi ze mnie jak nic... I powoli jak już się uspokoiłam to zjechałam z tej drogi... M. przyjechał. I do mechanika. Obaj z M. zakładali, że to filtr paliwa, ale Erni stwierdził, że samochód jest zapowietrzony. Nie wiem co w aucie może się zapowietrzyć i nie chcę wiedzieć. w każdym razie odpowietrzył go i działa :) Mam nadzieję, że mi nie będzie wywijał takich numerów... Samochód jest super. oczywiście używany, ale zadbany. I mało pali. Nie wiedziałam, że można tankować samochód raz na dwa tygodnie :) A tak się broniłam przed ropniakiem :)) 


I nadszedł październik. A wraz z nim praca po 12 h, a drugi dzień wolny. Jakże ja na to czekałam. Okna na piętrze już umyte. Po prostu mogę coś zrobić bez pośpiechu. Nie muszę się wyrabiać na 13,bo za godzinę do pracy. Tak samo w pracy. Wiem co mam zrobić bez parcia żeby zdążyć przed drugą zmianą. Poza tym Krzyś jest szczęśliwy że całe dnie będziemy spędzać razem. Oczywiście wie, że musi chodzić do szkoły. Ale tych lekcji nie ma znowu tak duże. Więc całe popołudnia są dla nas. I tak jutro mam dniówkę. Muszę jeszcze odwiedzić bibliotekę, bo wpadłam znowu w trans czytania :)) w pracy na razie jeszcze nie ma takich luzów, ale wieczory spędzam w łóżku z książką. 

A moi panowie mają dzisiaj mecz. Więc ja będę malowac paznokcie, a później książka w rękę :))


Magadalena88
Mama Krzysia