czwartek, 11 lutego 2021

Grudzień i styczeń

Grudzień był niesamowicie intensywny. Sklep przeżywał oblężenie. Świąteczne miesiące zawsze tak wyglądają. Do tego jeszcze niedziele handlowe. Kilka dziewczyn się rozchorowało i skład był mocno osłabiony. Jednak w wigilię miałam wolne, a w Sylwestra pierwszą zmianę. W zeszłym roku w oba te dni miałam zmiany popołudniowe. W Sylwestra liczba osób w sklepie pewnie była ze trzy razy przekroczona. To był dramat. Nikt nie patrzył na to, że obowiązuje jakikolwiek limit osób, że koszyk trzeba wziąć. Mali, duzi, starzy, młodzi. Wszyscy. Rodziny z dziećmi. Między 12 a 15 nie wiedziałyśmy jak się nazywamy. Deszcz lał jak z cebra. Nie było wyjścia, stanęłam przy drzwiach i przestałam wpuszczać ludzi. Byłam przerażona. Jednak klienci okazali się wyrozumiali i grzecznie czekali na koszyki. Chociaż przez chwilę. Ilość koszyków na sklepie reguluje nam ilość ludzi w sklepie. Dzięki temu możemy kontrolować liczbę osób na hali sprzedaży. Dlatego tak ważne jest wzięcie koszyka zanim wejdzie się na sklep. A tutaj nikt nie przestrzegał wytycznych. Jaka pandemia? Tak, my w sklepach jesteśmy niewidzialne  i niezniszczalne... Każdy ma dosyć, ale to nic nie kosztuje żeby zasłonić nos i usta, i poczekać na koszyk. W ciągu roku tylko jedna osoba z 17 zatrudnionych osób miało Covid. Test wyszedł pozytywny. Ale myślę, że wszyscy mogliśmy przejść bez jakichkolwiek objawów. I tak grudzień skończyłam na przeziębieniu. W ogóle po świętach zaczęłam się źle czuć. Miałam mdłości, ale całe święta brałam leki przeciwbólowe, bo po wizycie u dentysty dokuczał mi ząb. A że ja leków nie biorę prawie w ogóle to tym sobie tłumaczyłam mdłości... W pracy przestała smakować mi herbata. Mi? Tej, która uwielbia wszelkiego rodzaju herbaty. No i kiedy końcem grudnia przypałętało się przeziębienie to ja pomyślałam, że zanim ja wezmę jakieś leki to zrobię test. Bo coś długo nie mam okresu. Takie przerwy już mi się zdarzały. W ciągu ostatnich kilku lat wykonałam sporo testów Kiedy okres nie pojawiał się przez 50 dni. Tylko przez lata takich przerw nie mdliło mnie, brzuch mnie nie bolał, piersi nie chciało rozwalić i mogłam pić herbatę litrami. Także kiedy pokazały mi się dwie kreski na teście to nie byłam jakoś zaskoczona, ale także trochę z szokowana. I pojawił się strach. Byłam przerażona. M  za to bardzo się ucieszył . Ja byłam sparaliżowana strachem. To była sobota. W niedziele poczułam się gorzej, pojawiła się gorączką. A w poniedziałek miałam mieć pierwszą zmianę. Nie czekałam na nic tylko zadzwoniłam do kierowniczki. Trochę ją oszukałam co  do wysokości gorączki, ale nie chciałam iść do pracy. Poprosiłam o urlop żebym mogła dojść do siebie. Nie bardzo to jej odpowiadało, ale to już był jej problem. Wolałam jej dać znać wcześniej, a nie dzwonić w poniedziałek o 6 że nie otworzę sklepu. W pon umówiłam się na wizytę w poradni . Musiałam być pewna. Lekarz zrobił mi USG. I potwierdził. To był 7 t.c. Czy wtedy się ucieszyłam? Ależ skąd... Napięta sytuacja w kraju odnośnie kobiet też mi nie pomagała. Kiedy wpisali wyrok TK to mi osobiście podcięli skrzydła... Może o tym kiedy indziej... Ale mi ulżyło. W głowie cyrk. Taka gonitwa myśli, że to jakaś masakra. Jednak powoli, powoli. Odliczałam tygodnie do tego 12. I Jest :) byłam u lekarza, wszystko jest dobrze. Maleństwo ma 6 cm. Czuję się  dobrze. A My w domu wybieramy imię. Śmiechu i przepychanek słownych jest przy tym bardzo dużo. W ogóle Krzychu to w szoku. Tak jak my. Chce brata i koniec. A siostrę mam zostawić w szpitalu... to taki jego system obronny... Sama nie wiem jak to będzie. Przecież to tyle lat minęło... Niby coś tam wiem :)  I chyba będę pisać. Całą ciążę z Krzysiem pisałam. Teraz jesteśmy w innym miejscu, z innymi głowami. Może tak jak mój mąż mówi, że dojrzali...



Magadalena88