A my byliśmy chorzy po świętach wielkanocnych. Znowu ja, M i mój brat. Ale ja chyba w życiu nie byłam tak chora. Albo wszystko zostało tak spotęgowane przez to, że nie każdy lek mogę przyjąć. Bolało mnie gardło, miałam gorączkę i suchy kaszel. Skończyło się na antybiotyku. Marcin wybrał aż dwa, bo ten pierwszy w ogóle nie pomagał... Dwie noce były tragiczne. Gardło bolało mnie nawet kiedy nie połykałam śliny. To było okropne uczucie. I znowu dzieciom nic nie było. Tzn Krzychu właśnie był chory jakieś dwa tygodnie przed nami. Więc może od niego się zaczęło tylko potrzebowało czasu aby się rozwinąć. A najgorsze było to, że w lany poniedziałek przyjechały moja siostry z rodzinami. I u jednej z nich też wszyscy byli chorzy. I M sprzedał wirusa swoim rodzicom. Czy to był covid? Nie wiemy. Pani doktor nie wysłała nas na testy...
I przyszła wiosna. Ale dopiero w maju. Przynajmniej u nas. Wszystko zaczęło się zielenić na początku maja. Kwiecień był deszczowy. A maj jest z temperaturami letnimi. W końcu można wyjść dwa, trzy razy na spacer. Nie trzeba kurtki ani czapki. Adrian polubił się z wózkiem. Ale dopiero jak zmieniłam na spacerówkę. I zaczyna siedzieć. Jak się go biernie posadzi... A nie o to mi chodziło. Powinien usiąść sam. Ale też nie wiele robię w tym kierunku... A powinnam chociaż kilka minut dziennie. Dzisiaj się udało trochę go ponaciągać :) chciał współpracować. Rośnie jak na drożdżach. Radosny, komunikatywny. Pełza po całym mieszkaniu, kombinuje. Szczęście nasze małe.
Bracia :) bawią się ;)
I wiadomość miesiąca! Zdjęłam aparat! Po czterech długich latach. Doktorka mnie zaskoczyła, że ściągamy. I to był szczęśliwy dzień:) już naprawdę od roku nic się nie zmieniało jeśli chodzi o moje zęby. Ja jestem bardzo zadowolona.
Magadalena88