czwartek, 27 lutego 2014

Ufff...

Sprawa z bratem skończyła się pomyślnie... Dostał zaliczenie, będzie mógł bronić się w tym roku... Nadal nie chcę się wdawać w szczegóły. Jest na jednym z najtrudniejszych kierunków na AGH i jest jednym z najlepszych uczniów na roku... Nawet dziekan się zdziwił dlaczego profesor S. nie chce mu zaliczyć przedmiotu. Dopiero po interwencji prodziekana profesorek zmienił gadkę i taktykę.... Ale mój brat nie omieszka spotkać się prywatnie z profesorem S i zapytać dlaczego? Po prostu dlaczego... Chociaż ja myślę, że nie warto sobie zawracać głowę.... Dziękuję za słowa otuchy...

My powoli zdrowiejemy... Krzyś chodzi na podwórko i chyba świeże powietrze daje efekt. Jutro idziemy szukać wiosny. Daleko nie trzeba iść. Śnieżyczki już nad ziemią pięknie kwitną, żonkile już mają kilka centymetrów, a trawa się zieleni. Wiosnę czuć wyraźnie w powietrzu. Tylko co nam przyniesie marzec?

Tak było rok temu. 15 marca...

Magadalena8
Mama Krzysia

piątek, 21 lutego 2014

Brat.

Mój brat. 
Dwa lata młodszy jest ode mnie... Już nie mały chłopiec, a mężczyzna mieszkający w wielkim mieście...
 Tak trudno się z tym pogodzić....

Mój brat, który ma cel... I go osiągnie...

Ale od początku...

Jeśli trzeba było iść do dziadków to my razem.
Razem zjeżdżaliśmy na worku. 
Razem jeździliśmy na rowerach. 
Razem nad rzekę, gdzie trzeba było przełamać wstyd małego chłopaka... 
Razem po drzewach, do lasu i po polach.
Razem budowaliśmy domek w zaroślach.
Ja zabierałam go do moich koleżanek.
On zabierał mnie do swoich kolegów.
To on był piekielnie zazdrosny o M.
To on stał za mną murem jak odeszłam od M.
To on nie akceptował M. aż do naszego ślubu...
To on płakał w moich ramionach kiedy zmarł tato, kiedy zmarł dziadziu.
Mój mały braciszek...
Jest jednym z najważniejszych facetów w moim życiu.
Zaraz po synu i pewnie na równi z M.

To on wyjechał 4,5 roku temu do Krakowa na studia.
To on musiał się naciągać z różnymi współlokatorami...
To on musiał sobie radzić z brakiem gotówki, ze składaniem papierów o różne stypendia.
To on zarwał masę nocy, aby zaliczyć kolokwium, egzamin...
To on nie raz, nie dwa zrezygnował z przyjazdu do domu, z wyjścia ze znajomymi.
To on na pierwszym miejscu stawiał studia.
To on dostał dobrze płatną pracę.
To on łączy studia na dwóch kierunkach i pracę.

I wreszcie nadchodzi piąty rok studiów.
Trafia się idealny współlokator.
Wszystko zaczuna się powoli układać w sensowną całość...
Pokazuje się szkic jakiejś stabilizacji dla niego....
I to właśnie wtedy pojawia się na horyzoncie profesor S.
Profesor bardzo utalentowany, szalenie inteligenty, który osiągnął już wszystko.
Który jeździ po Polsce z wykładami, pisze książki, jest uwielbiany przez tysiące...
I który zapomniał jak wól cielęciem był....
Bo o to ten pan rzuca kłody pod nogi mojemu bratu i jego kolegom...
Pytam się dlaczego? 
Uwielbiany prze tysiące, a znienawidzony przez miliony... 

Nikt tym chłopakom nie dał nic za darmo.... Nikt nie napisał im ani jednego projektu, nie zaliczał za nich egzaminów... A pan S postanowił oblać ich na 5 roku. Kolegom brata zaliczył egzamin. Mój brat został sam... Czeka go jeszcze jedna poprawka do której ma prawo. Sprawa jednak jest poważna i trafiła już do władz uczelni AGHu. Nie chcę się wdawać w szczegóły. To chodzi o cały semestr... Zresztą jeśli się mój brat nie obroni w tym roku to śmiało może powtarzać rok, przedmiot. Obronić się za rok... Tylko w jakim celu profesor tak wysoko wykształcony, inteligentny zachowuje się jak prostak? Mój mąż stwierdził, że to jest normalne na każdej uczelni w PL. A to jest właśnie nie normalne... Wiem, że w tej sprawie znam tylko zdanie brata, ale dzieje mu się krzywda... To tak jak by mi działa się krzywda... To tak jakbym ja po 5 latach ciężkiej pracy nie mogła się obronić... Martwię się i denerwuje...

 Bo to jest mój brat... 
Mój brat, który każdemu dziecku swoich sióstr z Krakowa przywiózł Smoki wawelskie... 
Mój brat, który ma przy sobie swoje cztery siostry, mamę i na szczęście szerokie grono znajomych i przyjaciół...

Mój brat, któremu dzisiaj miało się wszystko wyjaśnić... 
Mój brat, który mimo tak późnej pory się nie odzywa i nie wiem jak ta sprawa się skończy...

Mój brat jest także silny.
 I jeśli dostanie kopniaka od jakiegoś profesora, który jest niestety zwykłym prostakiem, to i tak się nie podda! To i tak podniesie się i pójdzie dalej.
Mój brat... Mały chłopczyk, który zawsze może na mnie liczyć... Szkoda, że nie jesteśmy nadal w gimnazjum. Wtedy to ja go broniłam przed chłopakami ze starszych klas. A teraz to on chodzi od strony drogi żeby mnie przypadkiem samochód nie potrącił.

 Kiedyś to ja broniłam jego... 

Życzę mu jeszcze więcej siły, jeszcze więcej wytrwałości... 
Wola walki jest w nim ogromna... 
I oby zawsze taka była...


Magadalena8

wtorek, 18 lutego 2014

Kolejny spokojny dzień...

W końcu dzisiaj wybrałam się do ginekologa.... Prawie dwa miesiące minęło... Miałam iść w zeszłym tygodniu, ale miałam okres... No i wszystko jest ok. Jeszcze tylko na usg muszę podjechać w poniedziałek do szpitala, ale myślę, że także będzie dobrze. 


Krzyś od wczoraj wrócił do przedszkola. A od niedzieli pojawił się kaszel... Dajemy syropy, smaruję go maścią i na podwórko... Zobaczymy... Mam nadzieję, że się nie rozwinie...

Mąż mój czyta książkę, którą mu kupiłam.... :) I stwierdził, że daje do myślenia. Niech czyta, duma, a ja trzymam kciuki za jego powodzenie...

A i wiosna :) Żonkile już ponad ziemią na prawie trzy cm. Jeszcze trochę a będzie zielono. Nie muszę nikomu także opowiadać jak pięknie śpiewają ptaki :) Dzisiaj poleciałam z wózkiem po Krzysia i wróciliśmy do teściowej na piechotę :) Mały trochę szedł, trochę jechał. Ale pogoda super... Aż chciało się wyjść z domu...

 Ok 15 byliśmy w domu. Bo Krzyś od poniedziałku jest w przedszkolu tylko do 13 bez obiadu. Więc dwie godziny spędziliśmy u rodziców M. i do domu. W domciu trochę ogarnęłam, a ok 17 wzięłam Krzysia i poszliśmy do mojej koleżanki. Tam Krzyś szalał z jej dziećmi, a myśmy rozmawiały. Znamy się od dziecka i lubię do niej przychodzić. Zawsze mamy o czym porozmawiać, a śmiechu jest przy tym cała masa :) Razem siedziałyśmy w ławce w podstawówce, mamy dzieci w tym samym wieku. Lubię ją bardzo chociaż nasza przyjaźń miała różne perypetie. Czarna była zawsze ta zwariowana i szalona, a ja ta spokojna i zrównoważona. Popełniła masę błędów i długo trzymałam ją na dystans. Jednak dwa lata temu ona przeszła hmmm to chyba była zapaść. Miała arytmię serca. Gdyby jej męża nie było  w domu odwiedzałabym ją teraz na cmentarzu. Po jej wypadku stwierdziłam, że nie ma co rozpamiętywać tego co było. Staram się być dobrą koleżanką. I to owocuje. 
Ona może liczyć na mnie, a ja na nią... 

 Krzyś padł po tych wojażach w ciągu pięciu minut :) 

A z samego rana urwała nam się linka od sprzęgła, ale to długa historia... Tzn linka urwała się bardzo szybko. W dodatku ja prowadziłam. Na szczęście M. był obok. 
Inaczej płakała bym 
w połowie drogi do domu z przedszkola. 
A tak tylko trochę spanikowałam... 
M. mnie poinstruował i dojechałam na luzie prawie do domu.
 Tylko jakieś 30 m M. pchał auto... Kawałek był z górki... 
Ale już wszystko naprawione i powiedzmy, że sprawne w naszym nowym - starym aucie... 

Magadalena8
Mama Krzysia

sobota, 15 lutego 2014

O jejku, jejku, jejku...! 
Rozmawiam sobie z bratem, gdzieś tak w tle słyszę, że trwa transmisja z toru wyścigowego. Wiem, że startuje Polak... Brat mi mówi, że będzie medal, gorączkowo zaczyna śledzić ilu jeszcze będzie się ścigać. Ja w te pędy włączam tv i za chwilę wiem pierwsza, że MAMY KOLEJNE ZŁOTO! Kilka dni temu jak startowała Justyna to byłam w pracy, zadzwoniłam do męża czy oglądał.  A on, że nie. Zbeształam go, że dwoje ludzi w Polsce może zdobyć złoty medal, a on tego nie widział. Jak się cieszę, że się pomyliłam :) Cieszy mnie to złoto niesamowicie. A za kilka godzin kolejna transmisja ze skoków. Nie zamierzam tego opuścić. A kciuki będę trzymać tak, że aż mi kostki zbieleją. Justyna, Kamil a teraz także Zbyszek są dowodem na to, że można wszystko. Sportowcy chyba jak nikt na świecie pokazują nam, że można zwyciężyć ze swoimi słabościami, bolączkami, ba nawet ze złamaną nogą można :))) Zdaje sobie sprawę z tego, że wcale za darmo nikt im tego nie dał. Do wszystkiego doszli ciężką, wytrwałą pracą. Ja chylę głowę przed nimi i dziękuję im pięknie za te niesamowite emocje i radość. I tutaj muszę mojemu tacie podziękować, że zawsze telewizor chodził na tych ważnych sportowych wydarzeniach... Ależ nam ten Zbysiu zrobił niespodziewankę :))


A mąż mi wczoraj także zrobił niespodziewankę :) Dostałam bukiet ukochanych tulipanów :) Stoją sobie w wazonie i cieszą moje oko... :)

I jeszcze nowości chorobowe... Mam zapalenie gardła. Tym razem ja... Boli cholernie. A rozwinęło się w ciągu kilku godzin... Byłam u pani doktor, zadzwoniłam do koleżanki żeby mnie zastąpiła dzisiaj. Trochę jej to było nie na rękę, bo miała wizytę u dentysty z młodszą córką. Ale starsza z nią poszła. Dostałam antybiotyk na trzy dni. Sama się na niego uparłam, bo w poniedziałek do pracy. Doktorka mi powiedziała, że może nie pomóc... I chyba miała rację, bo ja po drugiej dawce nie czuję się lepiej, tylko tyle, że gorączka przeszła... No zobaczymy. Odpoczywam... Zaraz idę wypłukać gardło i będzie dobrze.


Magadalena8
Mama Krzysia 

wtorek, 11 lutego 2014

Kropeczka :)

Dzisiaj brak weny... Dzień w pracy minął spokojnie. Jutro jedziemy z Krzysiem do kontroli. Mam nadzieję, że będzie mógł już wyjść na podwórko... Bardzo mu szkoda, że nie mógł wychodzić kiedy był śnieg... Ominęła go też zabawa karnawałowa w przedszkolu. M. był dzisiaj zapłacić za przedszkole i Krzyś dostał paczkę. Same słodycze :) Mój muchomor, biedroneczka i kropeczka w jednym nie chciał dać się fotografować z plamami. Ale się udało :)

Udało się :)


A tutaj pozycja w trakcie spania...

I jeszcze jedna poza. Ten przyduszony to Filip. 
Pierwsza przytulanka, którą dostał na pierwszego Mikołaja.I pomyśleć, że kiedyś był od niego mniejszy...


A to jedno z dzieł mojego syna... Jak już dorwie aparat to pstryka wszędzie i wszystko... 
Ładne mamy płytki w korytarzu? :)


Filip jest niezastąpionym towarzyszem zabaw. Razem myją zęby, chodzą do przedszkola, udają dwuletnie dzidziusie... A i Filip umie mówić. Jest jeszcze Rupert, drugi pluszak. Mniej uwielbiany, ale jeśli chodzi o walki tych dwóch to się dzieją cuda :) 

Pościel jest fioletowa. Krzyś nadal także. W brodziku antypoślizgowe delfinki zrobiły się od fioletu paskudne. Bok pralki nadal zabarwiony jest na fiolet... Plamy z pościeli zejdą w 60 st, z ciała z czasem też się zmyją. Już prawie mamy to za sobą... 

Udało się dodać zdjęcia... Łatwiej niż na Interii, ale mimo wszystko jeszcze długa droga przede mną aby to wszystko opanować...

Magadalena8
Mama Krzysia 

piątek, 7 lutego 2014

Spokojny dzień...

Mój mąż poszedł do kolegi... Oblać auto, które tamten kupił. Myśmy w sumie też kupili więc mają co świętować. Prosiłam go tylko aby się bardzo nie upił. bo jutro będzie problem. Tym bardziej, że jutro jedzie autem rano... Zawsze go namawiam, żeby trochę wyszedł między ludzi, żeby miał choć jednego kolegę. I się taki znalazł.... Mój M. naprawdę nie ma kolegów. Jest jeden, który mieszka i pracuje w Warszawie, czyli widują się bardzo rzadko... Dlatego nawet się ucieszyłam, że idzie. Będą sobie polewać oglądając samochody na allegro i paląc kosmicznie dużą ilość papierochów. W sumie nic złego nie będą robić. Kupiłam mu książkę na urodziny. "Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie" Allen Carr. Słyszałam o tej książce już w zeszłym roku, ale pomyślałam sobie, że to się nie uda... Ba nadal nie mam pewności, że mój mąż przeczyta i rzuci. Ale przynajmniej obiecał, że przeczyta. I zobaczymy. Sama pobieżnie przejrzałam spis treści i wiem, że sama ją przeczytam. Czas pokaże co z tego wyniknie... 

Po wczorajszym spotkaniu z moją koleżanką zadałam sobie pytanie dlaczego przestałam się spotykać z taką fantastyczną dziewczyną?  Spędziłyśmy 3 godziny i gęby nam się nie zamykały :)) Super było :)

Krzyś już dużo lepiej, ale nie mogę przesłać zdjęć z telefonu na kompa... A chciałam się pochwalić jaka z niego biedronka hihi :)

Jutro wolne... W niedzielę do pracy. Ruchu nie ma. Ludzie nie wychodzą z ośrodków. Pogoda nie sprzyja spacerom. A mnie od trzech tygodni nosi. Brak mi świeżego powietrza, ruchu... Dzisiaj jak szłam na przystanek wieczorem to myślałam, że zachłysnę się powietrzem. Zimno, wiatr wieje, jakaś mżawka leci z nieba, a ja oddycham pełną piersią... No po prostu coś niesamowitego. Cały czas jeździłam autem. Jak Krzyś jest zdrowy to staram się go zabierać na spacer co drugi dzień jak mam wolne. Prawie zawsze się uda, jak nie choruje. Łażę z nim gdzie się da, bo ja sama tego potrzebuję. Rozglądam się za kijkami, bo jak mam łazić to niech to przyniesie jakiś efekt. Moja ciocia jest po sześćdziesiątce i chodzi z kijkami. I świetnie się czuje, cholesterol jej spadł, schudła. I ja też tak chcę! Przecież mogę wszystko!

Powoli zaczynam wyczuwać wiosnę... Widoki w drodze do pracy są cudne... Nawet te szarości mnie urzekają... Przetrwać tylko luty i zaraz będzie wiosna :)

Spokojnego weekendu :*
Magadalena8
Mama Krzysia

czwartek, 6 lutego 2014

Krzyś już dużo lepiej. Krostki się zastrupiły. Daje się ładnie smarować. Tylko matka jest niezgrabna i wczoraj wieczorem wylałam fiolet na pralkę... Także poleciało po szafce... Szafka ładnie się wyczyściła spirytusem salicylowym, pralka już niekoniecznie... Niech żyje niezgrabność.... Paznokcie, które są pokryte bezbarwną odżywką zmieniły kolor na blado fioletowy... Jak u nieboszczyka... 

Przez dwa dni była u nas cudowna wiosenna pogoda. Trzy dni spędziłam w domu. W niedzielę byli goście, w poniedziałek błogie lenistwo, a we wtorek sprzątanie całego domu. Dwa prania wyschły na balkonie do słoneczka. Łazienka wypicykowana octem i innymi specyfikami. Za to wczoraj ją zapaskudziłam fioletem... Krzyś jeszcze trochę, a przewróciłby się na lewą stronę tak bardzo chciał iść na podwórko... Wczoraj już wiało jak powalone, a dzisiaj jest pochmurno. Ale z dachu kapie i dzięki temu przed domem mamy lodowisko... Sól poszła w ruch. Miotła także i w miarę można przejść. 

Pierwsze danie w lodówce jest. A ja usiadłam do komputera, bo chciałam znaleźć jakiś fajny przepis na drugie danie. Coś takiego co by moje dziecko z przyjemnością zjadło... Ale nawet nie wiem od czego zacząć te poszukiwania.... 

O 15 ma przyjść moja koleżanka z podstawówki. Od dziecka się znamy. Spędziłyśmy w naszych domach mnóstwo czasu na zabawach, grach... To ona pierwsza nagrała mi piracką płytę CD. To ona pierwsza miała na poważnie chłopaka :) To z nią zrobiłam setki kilometrów po łąkach i polach. Wczoraj do niej napisałam i umówiłyśmy się na dzisiaj. Mieszkamy zaledwie dwa km od siebie a widziałyśmy się w sierpniu 2012... Skandal... A dawniej nie było niedzieli, której nie spędziłybyśmy razem... Także nadal wspominam....

Na koniec także wspomnienia. Uwielbiana przeze mnie Coma. I zapomniana na wiele lat... 



Magadalena8
Mama Krzysia

niedziela, 2 lutego 2014

I minęły prawie urodziny męża :) Upiekłam karpatkę, M. pomógł zrobić mi sałatkę. Mama wczoraj posprzątała. dzisiaj pojechała do siostry. Jutro ma zostać z małym Konradkiem w domu, a Ania z Tomkiem jadą coś załatwić. Także szybki obiad i na 15 przyszli goście. Rodzice i dziadkowie M. Posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, flaszka została wypita. Ok 19 odwiozłam rodziców M. Dobrze spędziliśmy dzień.... W tym dniu jeszcze urodziny obchodzi Oleńka i Elizabeth. W gimnazjum organizowaliśmy urodziny u Oli, było co świętować :) Ale to wszystko się pozmieniało... Dorośliśmy, poukładaliśmy sobie życie.... Ela na przykład próbuje swoich sił w Londynie, Ola nadal zbiera siły po śmierci mamy... Z resztą paczki kontakt mam dość skąpy... Ale staram się choć w dniu urodzin wysłać sms-a...

Dobrego tygodnia życzę
Magadalena8
Mama Krzysia