piątek, 30 stycznia 2015

Krzyś ma anginę. Dwie noce nie spaliśmy... Ból gardła nawet przez krótkotrwały sen dokuczał młodemu... Na szczęście już jest lepiej. Dzisiaj już szaleje czyli leki zaczęły działać... Ale nie chce iść spać :) Chciałam sobie pooglądać film, sama, ale nie odrywa się od tv... Eh... Żeby on tylko oglądał, ale on przy tym zadaje mnóstwo pytań... No masakra jakaś... Dobrze, że czuje się lepiej. pani doktor powiedziała mi, że jego problemy ze słuchem mogą mieć związek z powiększonymi migdałami. I jak skończy lekarstwa to mamy przyjechać po skierowanie do laryngologa, do Krosna. Mam nadzieję, że badanie słuchu coś wyjaśni... Na razie przyzwyczajamy się do wyjącego telewizora i powtarzania mu wszystkiego po trzy razy. Czasami trzeba do niego mocno podnieść głos... Mam nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni się wszystko wyjaśni i ustabilizuje...

Miłego weekendu :*
Magadalena8

środa, 28 stycznia 2015

Przypadkowe spotkanie.

Wybrałam się wczoraj do miasta w celu odwiedzenia lekarza. Od rana nie mogłam się dodzwonić do rejestracji, ale wiedziałam na którą lekarz przychodzi. A po moich porannych przygodach z autem zdecydowałam się aby pojechać z ciocią M. , która wybierała się również do miasta. Kiedy już dotarłam do przychodni i zobaczyłam, że w poczekalni nie ma nikogo to wiedziałam, że gabinet jest zamknięty.... I tak po pięciu minutach już mogłam iść na autobus... Jakże żałowałam, że nie wzięłam samochodu... W ogóle to ja powinnam być blondi... Bo te cholerne drzwi nie otwierają mi się od środka, ale od zewnątrz już tak. Nie wzięłam auta, bo nie chciałam jak idiotka łazić po siedzeniach żeby wysiąść przez drzwi z tyłu... A wystarczyło tylko odkręcić szybę i otworzyć drzwi za klamkę od zewnątrz... Ale, ale. Jak szłam do jednego ze sklepów to spotkałam moją bardzo dobrą koleżankę. Nie widzianą jakieś pół roku. I ona także była bez auta i bez dzieci :) Więc pomogłam jej z zakupami. I obie miałyśmy wracać autobusem. Więc ogarnęłyśmy wszystko na mieście i przyjechałyśmy do mnie na szybką herbatę. Nie mogłyśmy się nagadać :)) Jesteśmy z jednego wieku. Łączy nas jedna szkoła, jedna klasa, mnóstwo znajomych i grono przyjaciół. Renia ma dwóch synów. Jeden kończy cztery lata, a drugi w grudniu skończył rok. Trochę się wyżaliła. Uwielbiam takie spontaniczne spotkania. Obie miałyśmy czas. Krótko, bo tylko jakieś 50 minut, ale wystarczyło. Ledwo zdążyłyśmy na autobus :) Renia musiała wrócić do rodzinnej miejscowości, gdzie jej mama zajmowała się dziećmi. Jak dobrze było ja zobaczyć. Budząc się rano nie pomyślałam nawet o tym co może przynieść nowy dzień. Ale kiedy się spotkałyśmy to poczułam perfect moment hehe i pomyślałam czym zaskoczy mnie kolejny dzień? No i mnie zaskoczyło... Krzyś mi się rozchorował... Spał ze mną. Stwierdził, że cały czas jak taty nie będzie on będzie spał w naszym łóżku. Już w nocy słyszałam, że ma katar... I rano obudził się z bólem głowy i gardła. Nie chciał jeść... A ja jak zwykle do pracy... I moja mama jechała na przedstawienie do wnuczki. Więc musiałam obudzić teściową... I zawiozłam go do niej... Z torbą leków, bułek i drożdżówek. I mięsem na obiad... Eh... Spóźniłam się do pracy... Ale przynajmniej miałam pewność, że zostawiam go w dobrych rękach... Niestety przez dzień niewiele zjadł, a wieczorem podskoczyła mu gorączka... Teraz już śpi, ale wieczór był ciężki... A jutro czeka nas kolejne dwie godziny u pani doktor w kolejce... No, ale co przyniesie mi jutrzejszy dzień? 

Magadalena8

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Przygoda...

A jakże:) Dzień bez przygody to dzień stracony... A zacznę od tego, że mój mąż pojechał dzisiaj do pracy, do Katowic. Dostał tam zlecenie. Zabrał tatę i wujka, i pojechali. I zabrał nasze auto. A mi zostawili samochód teścia. I ok. Ja się przejechałam nim kilka dni temu. Wszystko ok. Fajnie się jedzie. Trzyma się drogi, jest mniejszy niż samochody, którymi jeździłam do tej pory. I wszystko było by git gdyby nie wczorajszy powrót zimy... Wczoraj nie było światu widać taka była zawierucha. Ale ok, przecież jeździłam już w takich warunkach. Rano przyjechał teść. Coś tam wspominał, że drzwi pozamarzały i wchodził przez bagażnik. Puściłam to mimo uszu, bo byłam zaabsorbowana tym, że mam Krzysia odwieźć i jeszcze sama dojechać do pracy w takich warunkach. Więc wsiadłam, odpaliłam, pojechałam. Dziecko odstawiłam do przedszkola i uderzyłam na Polańczyk. Miałam trochę problem, bo auto mi uciekło jak wjeżdżałam na drogę główną. Wszystko dlatego, że był lekki puch na ziemi, a ja musiałam ustąpić pierwszeństwa i się zatrzymałam. Elegancko próbowałam ruszyć, ale za dużo gazu dodałam i auto mi zjechało. Egzamin na prawko oblany. Ale ok, spokojnie, przypomniałam sobie wszystkie wskazówki udzielone przez męża i ruszyłam. Jeszcze rok temu pewnie bym się rozpłakała w aucie po takim zdarzeniu. Ale pojechałam na spokojnie do pracy. Droga była czarna i mokra. Miejscami zalegało błoto, ale powoli dojechałam. Zaparkowałam i poszłam sobie do pracy. Po 11 godzinach ja do auta, a drzwi zamarznięte. Ale pociągnęłam i się otworzyły. Wtedy sobie przypomniałam co teść rano mówił do M. Ale ok, przecież się otworzyły. Wsiadłam do auta, odpaliłam i chciałam wysiąść aby  zdrapać warstewkę lodu z przedniej szyby. I nic z tego. Nie mogłam otworzyć drzwi od środka. Zadzwoniłam do M. i mówię mu jaka jest sprawa. A on się śmieje, bo przecież tato też tak miał. Ja już furia i nerwy. Miałam zatankować. Ślubny mój mówi żebym śmiało jechała, bo przecież na CPNie wysiądę przez drzwi od strony pasażera... Albo będę siedziała w aucie jak idiotka i czekała aż ktoś do mnie podejdzie! No myślałam, że mnie trafi. Skończyłam rozmowę z mężem i sobie myślę, że najwyżej jakoś do domu dojadę. Pojechałam spokojnie, bo droga była biała. Dojeżdżając do stacji benzynowej pomyślałam, że zajadę, bo w końcu mam samochód na gaz i siłą rzeczy jak podjadę na stanowisko to ktoś z obsługi podejdzie do mnie. I miałam trochę nadzieję, że po przejechaniu dwóch km drzwi odtajają... Jakże się zdziwiła... Bo drzwi nie puściły... Ale na szczęście przede mną tankował jeden pan i poprosiłam go ładnie żeby mi pomógł i otworzył te j****e drzwi... Dobrze, że szybę mogłam odkręcić... Pan, a i owszem podszedł i złapał za klamkę. I pociągnął. I nic... Ale na szczęście się udało. Ja pięknie podziękowałam i od razu poleciałam sprawdzić czy od strony pasażera się otworzą. Otworzyły się. Ten pan coś do mnie mówił co to mogło się stać. Ale ja należę do osób, które mają bardzo dobrą pamięć tylko krótką więc z ułamku sekundy zapomniałam o tym... Zatankowałam, zapłaciłam. Oczywiście przy otwartych prawie na oścież drzwiach... I pomknęłam do teściowej po syna... Już sobie przemyślałam jak się wydostanę z auta. Ale na szczęście nie musiałam, bo drzwi na podwórku u teściów otworzyły się bez problemu... A mnie szlag trafił po raz kolejny tego wieczoru... Już bez większych przygód wróciłam z Krzychem do domu... Jutro miałam jechać do miasta, ale sobie chyba daruję... Nawet nie mam pewności czy rano drzwi się otworzą... Powinnam chyba zmienić nazwę bloga... Może PERYPETIE ZA KÓŁKIEM albo Z ŻYCIA UDRĘCZONEGO KIEROWCY, a może CO MNIE DZISIAJ SPOTKA ZA KIEROWNICĄ.... 

Magadalena8

niedziela, 25 stycznia 2015

Babski wieczór...

Babski wieczór miał miejsce w czwartek. Wybrałyśmy się we cztery na kręgle. Po dotarciu do hotelu okazało się, że jest zamknięte. I wylądowałyśmy w Polańczyku. Najpierw na pizzy. I był akurat w pracy mój dobry znajomy. I pizza była mega. Pierwszy raz tam jadłam i na pewno tam wrócę. Potem dziewczyny chciały iść na karaoke. Ja nie przepadam. Zresztą to jest niedaleko mojego miejsca pracy. Ale na szczęście (albo nieszczęście) imprezy nie było. Więc wylądowałyśmy w sanatorium na wieczorku... I to był błąd, bo przecież Ci ludzie przychodzą dosklepu w którym pracuję... Ale wypilyśmy po lampce wina. Dziewczyny nawet zatańczyły. I o 22 wylądowałyśmy u jednej koleżanki, która była tego wieczoru kierowcą. I tam u niej na stole znalazła się resztka wina, bimber i jeszcze jakieś słodkie wino. Niestety ja i Ela zmyłysmy się o 23.30, bo tak przyjechał po nas brat Eli. Za nic w świece nie chciał przyjechać później. A dziewczyny drinkowały do 4 rano. Na drugi dzień myśłałam, że ja się źle czuję. Ale moje myślenie zmieniło się kiedy skontaktowałam się z dziewczynami. U niech było dużo gorzej... Ale przeżyły mega kaca... Jednak i tak fajnie było się spotkać... Niestety Ela dzisiaj już wylatuje... Powinna być już w samolocie. I nie zdążyłyśmy się pożegnać. Tylko zadzwoniłam dzisiaj... Będę tęsknić za tą wariatką...

Tydzień zleciał. I wolna niedziela także. Moja babcia Zosia miała dzisiaj 83 urodziny. I byliśmy u niej. Ciocia upiekła tort, moja mama zrobiła sałatki. Babcia się ucieszyła. Dostała taki sam prezent jak babcia Ania przed kilkoma miesiącami na swoje urodziny :) Tylko wkleiłyśmy jeszcze jedną naszą kuzynkę :) Wyszło fajnie :) Muszę zrobić taką pamiątkę Krzysiowi. Udokumentować jego pięć lat życia w formie fotografii oprawione w antyramę. 

W czwartek był na dniu babci i dziadka w przedszkolu. Mówił wierszyk. Niestety zdjęcia wyszły rozmazane... A wczoraj był na balu karnawałowym :) Bawił się świetnie, chociaż na początku musiało być kilka łez...  Tutaj w stroju Zorro. Niestety kapelusz i pas poszedł od razu w odstawkę... Był także Mikołaj i wszystkie dzieci dostały prezenty :) 


Magadalena8

niedziela, 18 stycznia 2015

Elizka :)

Przyleciała :) Przylazła do mnie wczoraj. W nowej fryzurze. Moja mama jej nie poznała. Przyniosła wszystkim nam prezenty. Moi panowie dostali koszule. Podobne :) A ja dostałam torebusie :)taką miniaturkę, że portfel się nie zmieści :P I jeszcze dwie sukienki. Takie, że mam niezły orzech do zgryzienia, bo się w nie nie zmieszczę. Także dużo pracy przede mną... jakbym się porządnie wzięła za siebie to na święta wielkanocne powinnam się zmieścić... :P ona także dostała od nas prezent. Kalendarz :) W każdym miesiącu inny gość :) Ela uwielbia takie rzeczy :)))

Posiedziałyśmy do 12 w nocy. Śmiechu było bardzo dużo w tym :) Ale też mnóstwo wspomnień... Znamy się od przedszkola. Nasza znajomość miała wzloty i upadki. Tzn albo trochę bardziej się kumplowałyśmy albo mniej... Ale teraz to jest takie miłe jak ona przyjeżdża i leci do mnie. Naprawdę... Ela jest taką osobą, która zawsze Ci pomoże. Zawsze stoi obok. Ale jak trzeba to potrafi także zbesztać... Ma bardzo trzeźwe spojrzenie na świat. Jest niepoprawną romantyczką. A od mężczyzny wymaga tego aby przy niej był... Mam nadzieję, że znajdzie swoje szczęście. I niech to będzie w Londynie. Ona jest stworzona do mieszkania w mieście :) Kocham tę wariatkę. To ona odwiozła mnie na porodówkę. I była przy mnie murem jak rozeszliśmy się z M. Miała ochotę go zabić, ale na jak na przyjaciółkę przystało milczała i stała przy mnie, Oboje z moi M urodzili się w tym samym dniu ;) Ale się lubią :) Ela jest takim promyczkiem :) Naprawdę wprowadza wiele radości tam gdzie się pojawia. Mam nadzieję, że nasza przyjaźń przetrwa rozłąkę... 

Magadalena8

czwartek, 15 stycznia 2015

Urodziny :)

Dziś nie tylko RMF FM ma urodziny. Także mój blog ma dzisiaj swoje święto. Krzyś by powiedział, że ma jedno latko :) jestem tutaj już rok. I przez przypadek przypomniałam sobie, że to dzisiaj. Nasuwa mi się tylko jedno spostrzeżenie. czas szybko leci... Nie będę robić żadnych podsumowań ani postanowień. Zresztą coraz częściej zaglądam na bloga na Interii. I nawet coś tam ostatnio dodałam... Tak dla mnie... 

A dzisiaj dzień minął leniwie... Jutro do pracy. Jakieś te moje wpisy ostatnio są pozbawione sensu, ładu i składu... Niby jest o czym pisać, ale jak siadam do kompa to mam pustkę w głowie.... 

W planach jest natomiast babski wypad :) Przylatuje Elizka z Anglii i z Olcią planujemy jakiś wypad. Trzeba się trochę odmóżdżyć :)

A siostrunia moja już prawie na wylocie. Ósmy miesiąc trwa... A ta najstarsza to już w 9 tygodniu, serce malucha bije jak dzwon, a ona  nie przestaje rzygać... 
  
Magadalena8

niedziela, 11 stycznia 2015

Wolna niedziela...

Minęła spokojnie i leniwie. Krzyś już w łóżku ogląda wieczorynkę. A my dzisiaj poleżeliśmy do 9. Zbiegłam tylko na dół przed ósmą zanim mama wyszła do kościoła. Musiałam jej dać drobniaki. W końcu dzisiaj gra orkiestra :) Co roku wspieram ją kilkoma groszami. W zeszłym roku byłam w pracy i dziewczyny zbierające przyszły do sklepu po coś do picia. Skorzystałam i wrzuciłam coś do puszki., Dzisiaj mama wrzuciła, ale też się liczy. Dla mnie to co robi Jurek Owsiak jest bardzo istotne. W rodzinie już jedno dziecko urodziło się wcześniej. kto wie co by było gdyby nie inkubator... Orkiestra pomaga od ponad dwudziestu lat. I będzie pomagać jeszcze długo. Owsiak nie da się pokonać. 

Po obiedzie pojechaliśmy do mojej siostry. Strasznie się stęskniłam za jej wesołą gromadką :) Chłopcy są już duzi. Roześmiani. Biją się na potęgę. Antek ich szkoli :) Krzyś się pobawił z Antkiem. A myśmy posiedzieli, pogadali :)

a poranek jak już się zwlekliśmy z łóżka :) minął mi na słuchaniu Jedynki. Ta stacja gra u mnie w domu nieprzerwanie od jakiś 23 lat... No od zawsze... I dzisiaj po 10 rano leciały piosenki po francusku. W geście solidarności z Francją. Nie chcę komentować tego co zaszło w Paryżu w ostatnim tygodniu. Jednak dzięki tej audycji przypomniały mi się świetne francuskie piosenki. Polecam!

Paris Paris - Deneuve Catherine McLaren Malcolm



Niestety nie udało mi się znaleźć piosenki, którą dzisiaj usłyszałam i która wywołała lawinę wspomnień... Zostawiam inną perełkę... 
Magadalena8
Mama Krzysia

czwartek, 8 stycznia 2015

Coś się ze mną dzieje...

Coś się ze mną dzieje... Dzisiaj mnie to bardzo zaniepokoiło... Dotychczas bardzo się z tego śmiałam... No, bo kto z nas nie chodzi z listą zakupów do sklepu? Pewnie każdy choć raz w życiu sporządził taką listę albo zrobi ją w przyszłości... Ja jednak nie pójdę po trzy rzeczy do sklepu bez listy, bo o jednej na pewno zapomnę... Jeśli mam telefon przy sobie to bajka, mogę zadzwonić do mamy i zapytam co miałam kupić. Ale jak nie mam telefonu to gdy wrócę do domu i sobie o czymś jeszcze przypomnę to muszę się wrócić... Moja mama ma lepszą pamięć niż ja... Nie pamiętam gdzie odkładam klucze do samochodu, nie wiem gdzie położę długopis w sklepie.... Na wszystkich kontach i portalach z których korzystam w sieci ustawiłam jedno hasło, bo po prostu zapominałam... I przypomnienie hasła nic nie dawało... Raczej staram się odkładać rzeczy na miejsce. Torebka w korytarzy, klucze w kuchni. A kluczy do sklepu po prostu nie wyjmuje z torebki. Dzisiaj zapomniała wystawić śmieci do zabrania. A jeszcze 5 minut wcześniej o tym wiedziałam. I co? Plastik zabiorą za miesiąc... Ale przelała się czara dzisiaj właśnie... Zadzwoniłam do mojej zmienniczki i się jej pytam co z weekendem. Moja ma być wolna niedziela. I chciałam się jej zapytać czy przyjdzie sobota, niedziela do pracy? Bo ja była dwa dni pod rząd. W niedzielę i poniedziałek. Okazało się, że właśnie w niedzielę ustaliłyśmy, że ona przyjdzie czwartek i w piątek, a ja w sobotę i ona w niedzielę. A ja o tym zapomniałam... Rozwiązuję krzyżówki, czytam dużo książek a mimo to zapominam... Muszę zacząć jeść orzechy i rozwiązywać sudoku... I może mi się poprawi... 

Magadalena8
Mama Krzysia

wtorek, 6 stycznia 2015

Szał czytania...

 Kupiłam dwie książki. Jedna to oczywiście Stephen King "Przebudzenie", a druga to Angele Lieby "Ocaliła mnie łza". Tą drugą wyczaiłam przed rokiem. Ale nie chciałam jej czytać... Tzn. bardzo chciałam, ale się bałam... Jest to książka na faktach. Ta pani wpadła w śpiączkę, ale była świadoma wszystkiego... Ta książka jest zapisem tego co się stało... Zaczęłam ją czytać wczoraj wieczorem, a dzisiaj skończyłam... Nic nie poradzę, że jak się wciągnę to muszę skończyć... Płakałam... Samo życie... Poruszyła mnie do głębi... Wiem, że sięgnę po nią jeszcze nie jeden raz... Bo nasze życie jest bardzo kruche... A ona pokazuje, że warto walczyć o każdą sekundę... Koniec z użalaniem się nad sobą! Nie ma co  marnować czasu na kłótnie. Życie jest za krótkie żeby się smucić. Trzeba łapać chwilę, które są bardzo ulotne... 
 Aktualnie czytam "Misery" Kinga. Jeszcze połowa mi została. Pewnie jutro w pracy skończę :) Dobrze, że teraz taki zastój w sklepie to mogę sobie poczytać :) Ale muszę trochę odetchnąć od tego autora. Książkę którą kupiłam odkładam na chwile na półkę. Niech czeka... Po przeczytaniu sześciu jego książek znam już charakter tworzenia jego powieści. Są bardzo podobne do siebie. I osadzone są w jednym miejscu... W domku nad jeziorem rozgrywa się większość scen. Pewnie King spędził tam młodość albo dzieciństwo :P I przewodni motyw w jego książkach to niestety fikcja wyssana z palca. Ale jakże dobrze ubrana w słowa :) I jak by nie było jego twórczość poza fantastyką (UFO, zjawiska paranormalne) to także świetne kryminały. Och OK zostawiam moje bóstwo w spokoju... :)

A ja dzisiaj miałam wolne. Jeśli piekło istnieje to będę się w nim smażyć za robienie prania w niedziele i dzisiejsze święto... Choć mam na swoim koncie także dobre uczynki więc może szala się wyrówna. Poza tym nie płukałam ubrań w rzece, nikt nie widział. Nawet mama nie słyszała pralki, bo bym się nasłuchała... Poza tym wybrałam się z Krzyśkiem na sanki. Wiał zimny, nieprzyjemny wiatr. Gdyby nie to, to pogoda byłaby bajeczna. Mroźno, krajobraz dookoła bielusieńki... U nas pada nadal. Mrozik trzyma :) Ale zapowiadają ocieplenie... Żegnaj biały puchu, witaj błotko... To i tak nas nie odstraszy od codziennych spacerów :)

Magadalena8
Mama Krzysia

niedziela, 4 stycznia 2015

Martynka wróciła dzisiaj do domu. Miała ochotę zostać dłużej, ale Krzyś idzie jutro do przedszkola. Ona dopiero w środę. A my mamy od 1,5 godziny ciszę w domu... jeszcze Krzychu trochę piszczał, ale już śpi. Mała jest bardzo głośna, dużo mówi. Geba się jej nie zamyka. No i różnica charakterów jest niesamowita. Ona zawsze była bardziej odważna i otwarta niż Krzysiek. Ale tez nigdy nie spędzili ze sobą tak dużo czasu. Potrafią się bardzo ładnie bawić. Ale już wczoraj był przesyt i dochodziło do konfliktów... Martyna jest prowodyrką w zabawach. Chciałaby żeby zawsze jej było na wierzchu. I przeważnie to ona ustawia zabawę. Ale nasz też jakoś sobie musi z nią radzić. Mała jest zarozumiała i chwilami bezczelna... A nasz jest spokojny... I staramy się raczej mu wytłumaczyć kiedy powinien powiedzieć przepraszam, a kiedy upierać się przy swoim... Jedno i drugie nie ma rodzeństwa, ale po tych kilku dniach zauważyliśmy z M. jak my wychowujemy Krzyśka, a jak to robi moja siostra ze szwagrem... Zawsze mi się wydawało, że to kwestia charakteru, ale po kilku dniach które Mimi u nas spędziła widzę, że także duży wpływ mamy my, rodzice... Małe dzieci są jak plastelina... Można uformować z nich cuda... nasiąkają tym co my, rodzice im przekazujemy. Martyna jest otwarta, rozgadana, a nasz jest spokojny, taki ugodowy. M. często mówi, że takie ciepłe kluchy z niego. Martyna nie da sobie w kasze dmuchać. A nasz się nie poskarży i nie bardzo chce postępować tak aby się bronic... Chociaż mówi, że już nie jest najgrzeczniejszy w przedszkolu, ale nie bije dzieci :)) Było nas pięcioro dzieci... Geny się wymieszały z naszymi partnerami i powstały nasze dzieci... Całkiem różne... z wyglądu i charakteru... Żadne z dzieci moich sióstr nie jest podobne do Krzyśka, ani z wyglądu, ani z charakteru.... Ale najważniejsze w tym wszystkim i tak jest to, że każde z nich jest zdrowe :) I że się dogadują :)

Magadalena8
Mama Krzysia

czwartek, 1 stycznia 2015

I mamy nowy rok! Przywitałam go bólem głowy... Najpierw wypiliśmy z mężem po dwa drinki, a o 12 w nocy wino musujące... Wiedziałam, że po tym będzie mnie bolała głowa... Ale na szczęście tylko delikatnie... ;P I jak zwykle tuż po 12 biegałam po podwórku i oglądałam fajerwerki puszczane przez sąsiadów :) a dzisiaj przyjechała do nas na służbę moja siostrzenica. Już leżą obydwoje z Krzysiem u nas w łóżku i oglądają Kevina :) w tamtym roku nie udało się żeby do nas przyjechała, bo ciągle albo jedno, albo drugie było chore... Mówi, że będzie u nas trzy noce :) na razie jeszcze dzieci się nie kłócą więc może wytrzymają :) 

A dzisiaj Krzyś przyszedł do mnie i mówi: "Mamo, pani w przedszkolu mówiła, że jak rok się skończy to będę czytał. A ja nie czytam..." rozbawił mnie. Więc wzięłam kartkę i długopis, i wytłumaczyłam mu na czym polega rok kalendarzowym, a no czym rok szkolny :) Przedszkolanka pęknie ze śmiechu w poniedziałek :) Mały inteligent :) 

Magadalena8
Mama Krzysia