czwartek, 30 października 2014

80 lat...

Moja babcia Ania skończyła dzisiaj 80 lat :) Babcia Ania to mama mojego taty. U mnie w rodzinie nigdy nie obchodziło się urodzin. Zawsze imieniny. Dlatego w dzieciństwie bardzo długo nie wiedziałam kiedy mój tato ma urodziny. A o tym kiedy babcia ma urodziny to dowiedziałam się może jakieś 4, 5 lat temu. Jednak zawsze o nich zapominam. Imieniny były ważne zawsze (babcia obchodzi je 26 lipca, w dniu moich urodzin). I w tym roku także zapomniałam. Przypomniała mi ciocia, która zaplanowała tort i sałatke. I nas zaprosiła. Więc ja tak spontanicznie wymyśliłam prezent. A to się działo we wtorek. Obdzwoniłam siostry i brata żeby wysłali mi na maila jakieś swoje zdjęcia. W spontanicznej sytuacji. Siostry obowiązkowo z rodzinami. Babcia przy każdym rodzinnym spotkaniu płacze, że nie ma zdjęcia z prawnukami. Więc wymyśliłam, że przykleje zdjęcia i podaruję jej w antyramie. Siostry przystały na mój pomysł. Alicja na drugi dzień wywołała zdjęcia i wszystko wieczorem trafiło do mnie. Dzisiaj pojechałam do miasta, kupiłam antyramę. I udało się :) Przykleiłam razem z Anią, oprawiłam. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Pomysł fajny i stwierdziłam, że muszę zrobić coś takiego dla Krzysia. Chwilę po 15 poszliśmy do babci. Przyjechała Alicja z mężem i dziećmi, Ania była od rana u nas z Konradem. Brat zadzwonił i złożył babci życzenia. Najstarsza siostra z córą przyjechała po pracy. Babcia się spodziewała, że przyjdziemy, ale nie wiedziała nic o prezencie. Była bardzo wzruszona :) Płakała ze szczęścia. I teraz ma wszystkie wnuki i prawnuki na wyciągnmięcie ręki :)






Magadalena
Mama Krzysia


piątek, 24 października 2014

I nastała ta część jesieni, której nie lubię najbardziej... Jest zimno, wietrznie. Szaro i ponuro. Przez kilka dni bardzo wiało więc na drzewach nie zostało wiele kolorowych liści... A dzisiaj padał śnieg... Brrr... Najchętniej nie wychodziłabym z domu.... Ale mamie trzeba pomóc... Noga bardzo ją boli... I siedzi w domu, a do pieca drzewa trzeba nanieść. Tym bardziej, że M. jest prawie cały czas poza domem. Więc naniosłam drzewa, popiół wysypałam, zlewki wylałam. Krzycha odebrałam z przedszkola. Mój syn dostanie chyba dyplom za wzorową frekfencję, Na razie nie opuscił ani jednego dnia w przedszkolu :) Nie choruje, chętnie spotyka się z kolegami i  koleżankami :) Nie to dziecko co przed rokiem. 

A dzisiaj kupiliśmy mu buty i kurtkę na zimę. Prezent na urodziny :) M. się wkurzył delikatnie, że kupiłam mu w szmateksie kurtkę... Że zawsze ma coś używanego... A my go mamy jednego i oboje pracujemy więc dziecko może mieć ładne, nowe rzeczy. I tym oto sposobem ma piękną kurtkę i buty. Już nie zmarznie :) Wyszłam z nim jakąś godzinę temu do cioci na chwilkę, ubrałam go w te nowe rzeczy, a on do domu nie chciał wracać. Tylko na spacer iść. Ale nie dzisiaj, bo mamuśka dziecko ubrała, obkupiła w ciepłe rzeczy, a sama na siebie wzięłam jesionkę... Myślałam, że zamarznę, a mam do cioci ok 100 metrów. Może nawet nie ma takiej odległości... Także jutro przepraszam się z zimową kurtką i do pracy. Mam tylko nadzieję, że nie nasypie śniegu, bo opony jeszcze nie zmienione... Ale powoli dojadę.... Mam książkę Kinga to mogę do pracy jechać :) Ruchu nie ma więc czytam, czytam, czytam... I mam już trzy książki wypatrzone i po wypłacie kupię chociaż jedną :) 
A dzisiaj wieczorową porą rządzi Trójka, właśnie leci lista przebojów. Przebojów takich, że w żadnej innej stacji nie usłyszę takich utworów :) Jakoś trzeba wypełnić te jesienne, długie wieczory. Krzyś bawi się grzecznie w swoim pokoju. A ja mam chwilkę dla siebie... 

Spokojnego weekendu  życzę odwiedzającym mnie :*

Ach i ostatnio na nowo pokochałam i odkryłam Artura :)



 Słucham, słucham, słucham.... 
Polecam także gorąco "Beksa"

Magadalena8

poniedziałek, 20 października 2014

Miękki...

Miękki wrócił... Po dwóch miesiącach nieobecnośći... Przyszedł za mną ze sklepu. Poznał podwórko. Ktoś musiał go karmić, bo dość dobrze wygląda... Był dwa dni i znowu przepadł. Dzisiaj rano się pojawił. Ale jak zeszłam na dół już go nie było. Żarty sobie chyba robi... Ja myślałam, że już wszystko stracone, że on przepadł, auto go zabiło albo spotkało inne nieszczęście. Ale on sobie gdzieś żył i ma się dobrze. Tylko nadal domu nie chce się trzymać. Robi się coraz zimniej to może wróci na dobre... Krzyś zadowolony :) A ja ostatnio dość często myślałam o naszym kocie, który był z nami zaledwie kilka tygodni. Może go myślami ściągnęłam :)

Magadalena8

czwartek, 16 października 2014

Kraków...

Kraków mnie oczarował.... Czuję się tam świetnie... Ale na dłuższą metę chyba nie mogłabym tam mieszkać... Czas płynie w Krakowie zdecydowanie za szybko :)

Wyjechaliśmy o 5 rano w sobotę. Na miejscu byliśmy przed 10. Oczywiście pobłądziliśmy zanim trafiliśmy do brata na mieszkanie, bo jedna z ulic była zamknięta. A. nam o tym mówił, ale i tak zabłądziliśmy :) U niego szybka kawa, siku i na miasto :) Przechodziliśmy obok Muzeum Lotnictwa. Było widać imponujace maszyny. A niedaleko brata jest park doświadczeń. Zabrakło nam dnia aby tam dotrzeć. Podróż tramwajem była bardzo atrakcyjna :) Krzysiowi podobało się najbardziej jak mijaliśmy się z innym tramwajem. Do Rynku dotarliśmy o 11.50. Przechodziliśmy obok Bramy Floriańskiej. Dlaczego nie zrobiłam zdjecia? Nie wiem.... Na Rynku wysłuchaliśmy hejnału z wierzy kościoła. Niestety zdjęcia pod pomnikiem Mickiewicza też nie mamy, bo była jakaś manifestacja przeciwko aborcji... Akurat obok Adama... Z Rynku skierowaliśmy się oczywiście na Wawel :) I jeśli jeszcze raz ktoś mi powie, że w Polańczyku jest drogo to na Rynek do Krakowa marsz... Krzyś zjadł najdroższe lody w życiu.... Oczywiście smokiem się rozczarował, ale jak zobaczył jak zionie ogniem wszystko przeszło. Krzychu stwierdził, że smok jest z kamienia. Tylko pomalowany na czarno :) Mama z nami nie poszła do smoka. Została na Wawelu, bo jednak tego marszu było za dużo i noga dawała się we znaki... A pogoda była niesamowita... Wróciliśmy na mieszkanie, szybki obaid i do kina :) Krzyś był pierwszy raz w kinie, a my po stu latach :) Ja z małym byliśmy na Pszczółce Mai, a mama, brat i M. na filmie Bogowie. Krzyś i reszta dzieci śmiała się w głos z bajki. Reszta rodziny była bardzo zadowolona z filmu o prof Relidze. Po kinie pojechaliśmy jeszcze do znajomych, którym wieźliśmy paczkę z domu. I z powrotem byliśmy u brata o 20. Krzyś padł ze zmęczenia. Ja po kolacji też odpadłam, a chłopaki wiernie oglądali mecz :) W niedzielę wstaliśmy prawie skoro świt i po śniadaniu do ZOO :) I to była fantastyczna decyzja. Po pierwsze miejsce na parkingu jeszcze było. I nie było kolejki przy kasie. Jak po ponad dwóch godzinach opuszczaliśmy teren ZOO to przy wejściu była masakra... Ale wracając do ZOO... To różnorodność zwierząt nas powaliła :) Lew był rewelacyjny :) Ryczał i ludzie się schodzili :) Jak tresowany :) Krzyś biegał od jednego zwierzęcia do drugiego..... Po ponad dwóch godzinach nie obeszliśmy wszystkiego... A czas nas gonił... Brat nam pokazał miasteczko AGHu w wielkim skrócie. Szybki obiad w jednej ze sprawdzonych knajpek do których brat chodził ze znajomymi :) I pora było wracać... Z żalem opuszczaliśmy Kraków... Oczywiście zabłądziliśmy przy wyjeździe :P Ale GPS nas wyprowadził... Powrót do domu minęła szybko. Gdy dojechaliśmy do Krosna i widzieliśmy ilość samochodów mijanych po drodze to przez weekend w Bieszczadach musiały być tłumy... Ach jak dobrze, że mnie to ominęło i nie musiałam tych tłumów obsługiwać... Ale na pewno tłumy były w górach, bo pogoda była cudowna :))  

Wyjazd udał się rewelacyjnie :)))

Magadalena

czwartek, 9 października 2014

Urlop...

Mam cztery dni wolnego... Jeden już zleciał. Dzisiaj były siostry z dziećmi. Cały dzień jak w jakimś buszu... Krzyki, płacz, śmiech... Wszystko :) Najgorzej było położyć ich spać, bo jedna z sióstr nie wiedziała o przyjeździe tej drugiej :) Ale wszystko się udało. Dzieci pospały, pojadły i dały babci trochę popalić :) A ja jutro wielkie sprzątanie sobie zaplanowałam. Z myciem okien w całym domu. I muszę doprowadzić do porządku samochód... A sobotę z samego rana wyruszamy w podróż... KRAKÓW wita!!! Hura! W końcu odwiedzimy brata w moim ukochanym mieście. Plan jest dość skromny i chaotyczny. Na pewno Rynek i zobaczenie Smoka. Jeszcze ZOO i może kino. Brat wspomniał, że niedaleko od niego jest muzeum lotnictwa. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak ciężko coś dobrać, aby zainteresować pięciolatka i jego rodziców... Bo ja mogłabym wejść do każdego muzeum w Krakowie i nie miała bym dość. Na Wawelu mogłabym zamieszkać :) Ale dla Krzysia to może być śmiertelnie nudne... Dlatego ZOO i kino wydaje się idealne :) Ale najważniejsze, że odwiedzimy brata :) Spędzimy z nim dwa dni :) Zobaczymy jak mieszka, jak mu się tam żyje. Pogoda jest cudowna i mam nadzieję, że tak pozostanie na resztę weekendu.


Magadalena8

niedziela, 5 października 2014

Dziewięć lat....

26 września minęło dziewięć lat naszego związku... Jakże burzliwego, a także momentów cudownych i szczęśliwych było wiele. Nigdy nie świętowaliśmy tego dnia jakoś szczególnie. Także było i tego dnia. Ale mgła była taka sama jak przed laty. wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że będę kiedyś panią G. i że będziemy mieli dziecko. Miałam 17 lat kiedy zaczęła się przygoda z M. Czy wtedy myślałam, że to tak na całe życie? Nie pamiętam, ale pewnie chciałam żeby to moje szczęście nigdy się nie skończyło. Naiwna byłam jak każda zakochana po uszy nastolatka. Po kilku latach w związku mogę stwierdzić, że nic nie jest na zawsze. Mimo tego, że nadal jesteśmy razem, że wiele mojemu mężowi wybaczyłam wiem, że życie może napisać przedziwny scenariusz... Ale mam przy sobie dobrego człowieka... Naprawdę... Na wakacjach była u nas zaprzyjaźniona para. I Ola później w domu do męża powiedziała, że my w końcu się dotarliśmy. Może i tak :) Ale to docieranie się może trwać jeszcze długie lata. Bo przecież się zmieniamy. Starzejemy :) Tylko nie dostrzegamy tego, bo jesteśmy cały czas ze sobą.... ale najważniejsze, że jednak jesteśmy razem :)


A także końcem września minęło dziewięć lat odkąd byłam po raz ostatni w górach. Wtedy to był szlak na Małą i Wielką Rawkę. A także na Kremenaros i zejście do Wetliny. I dzisiaj nadszedł ten dzień kiedy w końcu dotarliśmy pod Połoninę Wetlińską. Rano pogoda w mojej miejscowości była ładna, świeciło słońce i mgła się podniosła. Niestety 30 km dalej poczułam się zawiedziona i rozczarowana,... Bo w Cisnej była mgła nie byle jaka... Po jakiś 15 km (nie wiem dokładnie jaka jest odległość, może więcej) kiedy dojechaliśmy do Wetliny to, to już nie była mgła tylko warstwa chmur. Jednak dotarliśmy na parking i po uspokajających słowach pana parkingowego, że mgła się podniesie za 1h, może 1,5h ruszyliśmy na szlak. Bo tak sobie policzyliśmy, że to akurat wtedy jak wyjdziemy na szczyt. Było chwilę po 9 rano. Doszliśmy do Chatki Puchatka (1228 m n.p.m.) przed 11. Wyrobiliśmy się w tym czasie jaki jest w przybliżeniu podany na dotarcie do celu. Jednak widoczność była zerowa.... Mgła, a raczej chmura była wszędzie. Kiedy szliśmy pod górę to spotkaliśmy mojego znajomego, który od dawna namawiał mnie na wyprawę. I niestety mówił, że wczoraj było to samo... Odpoczęliśmy w schronisku, zjedliśmy przygotowane kanapki i w drogę. Zejście w dół zajęło nam godzinę. schodziliśmy tą samą drogą. Nie chcieliśmy ryzykować zejścia dłuższą trasą, bo niestety nic nie było widać i wiało jak diabli...

 Krzyś bardzo dzielnie szedł w jedną i druga stronę. A kiedy nie dawał rady to dzielnie tato go niósł :) To był pierwszy wypad M. w góry... całe życie tu mieszka i nigdy nie był na żadnym szczecie... Kiedy schodziliśmy to mgła już znacznie się podniosła. Ale nie ważne, że nic nie widzieliśmy, ważne  że spędziliśmy ze sobą czas. To naprawdę była udana wyprawa :)

Życzliwość ludzi spotkanych na szlaku mnie urzekła i zrekompensowała brak cudownych widoków. Ja po prostu zapomniała na długie lata jak tam jest wspaniale... Wytłumaczyłam Krzysiowi, że kiedy spotykamy kogoś na trasie to trzeba się z nim przywitać. I tak całą drogę Krzyś mówił wszystkim dzień dobry :) Ja byłam tylko w naszych Bieszczadach i nad morzem i wiem, że tak się robi na szlakach turystycznych ale czy tak jest w całej Polsce, na świecie? Mam nadzieję, że tak... A zdziwiła mnie także różnorodność osób spotkanych w drodze... Rodziny z dziećmi, pary zakochanych ludzi, młodzi, starsi... Nikt się nigdzie nie spieszył, nikt nikogo nie popędzał. Jeden drugiemu miejsca ustępował. No lepszego porządku nie widziałam nigdzie :) Mam nadzieję, że wrócimy tam na wiosnę...











Magadalena8