środa, 19 lutego 2020

...

Od kilku miesięcy przeżywamy kryzys. Bardzo jestem zmęczona. Jestem zmęczona życiem. Wiele się wydarzyło. Wiele złego. Dużo czynników, dużo bodźców. Jest prawie 1 w nocy. Nie mogę spać. Od miesięcy. Nigdy nie chciało mi się walczyć. Kiedy M  wylał na mnie kubeł zimnej wody to nawet otworzyło mi to oczy na jakiś czas. Wiele wtedy zrozumiałam. Tylko walka szybko mi się znudziła. Jak wszystko zresztą. Bardzo mnie męczą niedomówienia między nami, ale nie mogę się odezwać. Nie mam odwagi, ochoty. Nie chcę. Wiem, że to nic nie da. Po tylu latach wiem chociaż tyle. Żadnego dialogu nie będzie. I wtedy mój wkurw osiąga level master hard... właśnie chyba tak jak teraz, a nawet się słowem nie odezwałam. Więc źle ze mną. Nie widzieliśmy się od wczorajszego wieczora. Chociaż już jest nowy dzień. W każdym razie długo. Ja miałam drugą zmianę. I kiedy wracam do domu to nikt na mnie nie czeka. Dziecko śpi, a mąż pogrążony w swoim świecie. I kiedy ja tak coś tam próbuje zagadać, ale ta druga strona nie bardzo to idę w chuj. Kąpiel i do łóżka. Jednak po dwóch godzinach nadal się kręcę. Natłok myśli rozpierdala mi głowę. Co tu robić? Sen taki ważny. Co robić nadal z tym życiem... 

poniedziałek, 10 lutego 2020

Ból

Ale jestem przygnębiona... Problemy się nawarstwiają. Jakiś zły czas nadszedł. Bolą mnie plecy. Cholera. Nie wiem od czego. Może od siedzenia. Tak, znalazłam prace. Jest zastępcą kierownika sklepu. Może moje doświadczenie w końcu przyniosło jaki efekt. W każdym razie jest dużo nerwów, dużo stresu. W domu także. Nie odpoczęłam w ogóle. Już po miesiącu szukania pracy i bycia w domu znalazłam nowe, stare zajęcie. W mojej miejscowości więc nie muszę dojeżdżać. I tak siedzę przed tym kompem i zżera mi to nerwy, bo wszytko jest nowe. A ja jak dziecko we mgle. Daje sobie jeszcze trochę czasu. Niby wszystko się fajnie poukładało. Ale zawsze musi być...