czwartek, 27 listopada 2014

Przeżyłam...

Strach to ma jednak wielkie oczy... W nocy źle spałam... Budziłam się kilka razy... Rano pojechałam cała w nerwach... Prawie wjechałam w inne auto... Same błędy... Bałam się jak cholera, że moja szefowa będzie na mnie czekać w sklepie. Czekał tylko jeden klient. I cisza przez cały dzień... Nikt nie zadzwonił i nie spytał czy przypadkiem dotarłam do pracy. Nawet Monika się nie zainteresowała. A ja durna się tak strasznie przejmowałam... Dzień zleciał na lenistwie. Myślałam, że zwariuję. To nie był mój pierwszy dzień w pracy i doskonale wiedziałam co mam robić. Tylko jak już wszystko zrobiłam to co dalej. Nie miałam odwagi wziąć książki do ręki. Zaraz mógłby być telefon w końcu cały czas jestem na podglądzie. I tak się przekręciłam do wieczora. Myślałam, że może szefowa zadzwoni wieczorem po owoce i wędlinę, ale nie. Ja też nie dzwoniłam. Jak wróciłam do domu to wysłałam szefowi smsa z zamówieniem na jutro. A ją olałam tak jak ona mnie... Wielce się obraziła. Nie cierpię takich ludzi. Masz coś do mnie to mi to powiedz! najwyraźniej kobieta grubo po trzydziestce woli w taki sposób rozwiązywać problemy... I ok. jeszcze miesiąc. Przestało mi zależeć.

Magadalena8

środa, 26 listopada 2014

Nerwy...

Dziś ostatni dzień na chorobowym... A ja mam nerwy przed jutrzejszym dniem... Nie wiem co mnie czeka, czego się spodziewać... Napisałam do szefowej sms-a w południe, że jutro wracam do pracy. Nic nie odpisała, nie oddzwoniła do tej pory. W ogóle cały tydzień się nie odzywała dlatego chciałam jej się przypomnieć... W końcu jeszcze u nich pracuję... W poniedziałek tylko przez chwilę rozmawiałam z moją koleżanką. Nie odpoczęłam w ogóle... Tzn cały czas myślałam o szefowej... O tym co będzie, co mi powie... Najwidoczniej wkurw na mnie jej nie przeszedł... Fizycznie jest ok. Dziąsło się goi, opuchlizna zeszła. Moja umowa kończy się 21 grudnia. Jestem pewna, że nie zaproponują mi jej przedłużenia. Ja nawet nie chcę... Po prostu chciałabym się z nimi spokojnie rozstać. Ale wiem, że raczej nie ma na to szans... Został mi tylko miesiąc... Wiem, że zostanę na zimę bez racy. Moja Kuroniówka to będą marne grosze... Ale ja już nie chcę... Ja się męczę... Kończy mi się umowa i tyle. Tylko za urlop niech mi zapłacą. I ja idę w swoją stronę...

Magadalena8

poniedziałek, 24 listopada 2014

W sobotę przyjechali Antosiowie :) Zostali na noc. Jak oni płaczą w nocy... Antek za mamą, spał na pietrze z tatem swoim, a Alicja na dole z bliźniakami. Na dole Mateusz dawał czadu, bo zęby mu idą. W niedzielę przyjechałą jeszcze Ania z rodziną. Naprawdę było wesoło, gwarno, radośnie :) Ale o 15 jak zaległa cisza, bo wszycy pojechali to zeszło z nas powietrze... Cisza była prawie namacalna... Ania zabrała do siebie mamę na kilka dni. Teraz jestem sama. Krzyś poszedł do przedszkola, M. do pracy. Ja idę do pracy dopiero w czwartek. A dzisiaj będę sprzątać. Nie wiem czy w każdym domu jest takie pomieszczenie ze wszystkim czy tylko u nas... Mamy na piętrze pokój w stanie surowym. I tam jest właśnie cud... A raczej bałagan nad bałaganem... Buty, ubrania, zabawki, wiadra po farbach, dwa telewizory. I jeszcze suszarka na pranie :) Tylko nasrać i puścić węża... I dzisiaj nadszedł ten dzień... Że muszę tam posprzątać. Najgorsze, że jest zimno. Nie mamy tam grzejnika. Ale mam tam tyle pierduł, że powinnam się szybko rozgrzać. Dzisja był przymrozek, słoneczko już świeci. Takie listopadowe poranki uwielbiam :) Chyba dlatego, że są takie króciutkie i nie często tak słoneczne jak ten dzisiejszy. Biorę się do pracy. A towarzyszyć mi będzie Besides :) Polecam :)



Magadalena8

piątek, 21 listopada 2014

Mój syn dzisiaj cały dzień śpiewał. I stwierdził, że kiedyś to on zostanie śpiewaczem :) Rozbawił mnie :) A przy kąpaniu śpiewaliśmy razem :) Rano pomógł mi zmienić pościel. A popołudniu umył podłogę na korytarzu. I mówi do mnie czy mu zapłacę za mycie podłogi, bo on by chciał coś za to dostać. A ja się go pytam czy mi ktoś płaci za mycie podłóg? Odpowiedział, że nie. I było po dyskusji. Kiedyś mi powiedział, że będzie mi pomagał, ale za coś... Nie wiem skąd się to wzięło. Staram mu się tłumaczyć, że musi mieć jakieś obowiązki w domu. Dla pięciolatka nie ma ich zbyt wiele. On sam się rwie. Kurze ze mną ściera. Albo tak jak podłoga. Daję mu mopa i niech ściera. Robi to tak, że trzeba poprawić, ale nigdy nie poprawię tego przy nim. Niech się uczy. Chętnie z nami drzewo składał kiedy stos był bezpieczny dla niego. Tak samo z trawą w lecie. Zbiera, rzuca, na taczkach jeździ. Ale to jest dla niego zabawa. I mam nadzieję, że zostanie coś z tego, że trzeba pomagać. I oczywiście zabawki. Ciągła walka odkładanie zabawek na miejsce... Ale tak chyba jest z każdym dzieckiem. Ale jest posłuszny. Tylko to zapłać mi... Nie wiem czy następnym razem wystarczy mi argumentów... Rozbraja mnie prawie każdego dnia :)

A mój ząb, a raczej dziura po nim nawet względnie dobrze. Nadal czuję rwanie, ale słabsze niż wczoraj. Opuchlizna się zmniejszyła, skrzep także. Chyba jestem na dobrej drodze. Cieszę się, że leki działają. Tylko dokucza mi głowa... Boli mnie... Może to nadmiar tych leków... Ja prawie w ogóle nie zażywam tabletek. Tylko w ostateczność. Ból zęba jest taka ostatecznością, ale to dlatego, że przeszłam przez zęby nie jedno...  W każdym razie wracam do zdrowia :)

Z mojej pracy nikt się nie odezwał... Nikt nie zapytał jak się czuję... Każdy wie o czym to świadczy... 

Magadalena8
Mama Krzysia

czwartek, 20 listopada 2014

Ząb, a raczej jego brak...

Brak zęba doprowadził do opuchlizny, antybiotyku, chorobowego i konfliktu z szefową... Gdybym tylko wiedziała? To co? W zasadzie i tak bym go usunęła... Tylko nie wiedziałam, że wyniknął z tego takie problemy... Najpierw dziad nie chciał wyleźć... Co się doktor nasiłował to jego. Na szczęście znieczulenie działało i nic nie czułam... Ale jak przestało działać to była masakra. Wyłam z bólu... Na lekach przeciwbólowych jestem od niedzieli. Prawie jak ćpun... W środę miałam iść do pracy. I byłam do 13. Ściągnęłam moją koleżankę, zadzwoniłam do szefowej i powiedziałam jej jaka jest sytuacja. Obdzwoniłam dentystów.  I jak już się zorientowałam do kogo pójść to zadzwoniłam drugi raz do szefowej. Poprosiłam ją żeby przyszła za mnie do pracy. A ona do mnie, że do  pracy przyjść nie może, bo ma już plany na sobotę i niedzielę. Mnie zatkało i trafiło od razu. I pytam się jej czy ja nie mogę chorować? A ona, że dlaczego nie? To jej mówię, że chciałam pójść do lekarza, wziąć leki i zwolnienie, i doprowadzić to dząsło do porządku. A ona: to jeszcze nigdzie nie byłaś może do soboty Ci przejdzie. I się rozłączyłyśmy. Za chwilę dostaję smsa od niej, że ona jest na chorobowym i do pracy przyjść nie może. A co ze mną? Ona może chorować a ja mam zacisnąć zęby i się narażać na komplikację? A może tak dość wykorzystywania?!

 I dzisiaj byłam u tego dentysty co mi rwał po receptę. Wczoraj on nie przyjmował. Dobrze, że chociaż telefon odebrał. A ja czułam się fatalnie. Ludzie w sklepie się pytali czy wszystko ok? Panie, które pracują obok i czasami przychodzą na zakupt dziwiły się co ja tu robię... Przyjechałam do domu i spuchłam jeszcze bardziej. Zimny okład, dalej przeciwbólówki. I dzisiaj pojechałam. Chciałam koniecznie żeby obejrzał mnie dentysta, bo nigdy tak mi się nie zdarzyło. Przyjął mnie bez problemu, pozaglądał, po dotykał, podumał i dał receptę. Po zwolnienie musiałam się udać do lekarza rodzinnego i nie było problemu. Pani doktor mi wypisała. Więc ja wracając do domu zadzwoniłam do szefowej, mówię jej jaka jest sprawa. I słyszę, że pokojowo to ona nastawiona do mnie nie jest...  A moja zmienniczka ma w sobotę imprezę Andrzejkową. I ja o tym wiedziałm i zgodziłam się przyjść, ale stało się tak, a nie inaczej. Gdyby nie ta opuchlizna to dzisiaj byłabym w pracy i bym się śmiała. A mnie szlag trafił na to co szefowa mi powiedziała wczoraj. Bo to nie jest mój interes! I poczułam się maksymalnie wykorzystana i nic nie warta... Pracuję u nich ponad dwa lata. Co zimę mam jakąś przygodę. Pierwszej zimy miałam chore gardło, to z antybiotykiem chodziłam do roboty, bo przecież nikt za mnie nie pójdzie. Drugiej zimy poroniłam. Wszystko przeze mnie, bo byłam mocno podziębiona i chodziłam do roboty. Bałam się im powiedzieć, bo umowa mi się kończyła. Żeby przypadkiem mnie nie wylali, bo mieli taki prawo. To nic im nie mówiłam. I co? I po zabiegu jeszcze przez tydzień byłam w domu, bez chorobowego... Nikt mi za to nie zapłacił. Nikt nie zadzwonił i nie zapytał jak się czuję... A ja durna dbałam o to żeby nie zbiednieli. Jaki człowiek jest głupi!!!
Nie była zadowolona z mojego chorobowego. Powiedziłam jej, że mam na tydzień. O ona: to do pracy nie przychodzisz? Ja jej mówię, że nie. A ona: że dobra, bądź sobie do końca miesiąca na chorobowym. Ja będę chodzić. I tak siedzę w domu to mogę chodzić do pracy. Ja w szoku i mówię do niej, że wczoraj mi napisała, że sama jest na chorobowym. A ona: i co z tego? Więc ja jej mówię, że do środy mam zwolnienie, a w czwartek idę do pracy. Nawet mi cześć nie powiedziała tylko się rozłączyła.I chuj jej w łeb! Mój Marcin dotała białej gorączki... To ja mam zapierdzielać, bo ona jest na chorobowym? A w dupie to mam! I ja naprawdę czuję się źle, że wzięłam to chorobowe.... Dlaczego nie byłam wychowywana na skurwysyna tylko tak, że trzeba się z drugim człowiekiem liczyć??? Niech Cię gnoją i wykorzystują, a co. Dlaczego nie...  Zawiozłam L4 do sklepu. Kiedy trzeba było zostać dłużej, przyjechać wcześniej, zabrać zamówienie i pieniądze do domu żeby nie jechali na darmo 20 km w jedna stronę to było dobrze... Kiedy w środku sezonu trzeba było pojechać po pieczywo, bo zabrakło to wiedziała gdzie zadzwonić żebym na drugą zmianę przywiozła. Mają w sezonie jeszcze dwa biznesy i tam na zastępstwo można kogoś znaleźć, ale nam do sklepu to już nie... Zapomniała już moja szefowa jak u teściowej zapierdalała na barze za marne grosze... Szybko się zapomina jak się człowiek dorobi i od dna odbije... Tak samo jak zapomniała jak w sklepie jest zimno... Teraz niech sobie przypomni... Ja przez tydzień nie chcę o nich słyszeć... Nie podaruję im już nic... jeszcze na pewno stoczę walkę o wypłatę, ale już się nie będę cackać. Po dzisiejszym dniu wiem, że umowy mi nie przedłużą. Szkoda tylko, że w tak paskudny sposób musimy się rozstać.... 
Ładnie mi dziękują za pracę...

Magadalena8

poniedziałek, 17 listopada 2014

Ząb...

Jutro nie będę miała lewej, dolnej szóstki... Nie mam już piątki więc dziura będzie wielka... Może kiedyś ją wypełnię... Jak wygram w Totka... Moja przygoda z ową szóstką zaczęła się w sierpniu kiedy to od żucia gumy zaczęła mnie boleć. Jestem uzależniona od gumy do żucia... Uwielbiam i mam nauczkę. Jak już poczułam zęba to w te pędy do dentysty. Miła i sympatyczna pani doktor kazał zrobić prześwietlenie i zajęła się jedynkami... A ja prześwietlenie gdzieś mam z przed roku. Po co naświetlać się po raz kolejny. Płyty nie znalazłam... Kolejna wizyta zleciała, doktorka zrobiła mi dwójkę. Jest bardzo dokładna, czysta, młoda i sympatyczna. I przede wszystkim nic nie boli. Więc ja obiecałam, że wrócę z prześwietleniem... I minął wrzesień, październik... I były inne wydatki... Aż tu nagle w niedzielę jak się nie rozszalał mój ząb ! O matko! Myślałam, że zwariuje. I w pracy najadłam się tabletek. Na noc to samo. I nad ranem znowu. Noc spędziłam na czuwaniu, a nie spaniu. I dzisiaj do miasta. Ja do jednego gabinetu, a tam nieczynne. Poleciałam do drugiego i w ciągu 15 minut miałam zdjęcie zębiska. A że się spieszyłam, bo M. czekał z małym do doktorki to ja zapłaciłam za sweet focię i nawet nie zapytałam doktora co z tym zębem. Nasza pani doktor przyjmuje w sąsiedztwie z dentystką do której chodzę. Więc jak załatwiliśmy sprawę z Krzysiem (jest przeziębiony i do końca tygodnia zostaje na syropach w domu) to ja zapukałam do dentystki. Miała wolną chwile więc się na środę umówiłam na wizytę. Mówię jej, że mam zdjęcie. To ona zerknęła. I poinformowała mnie, że nic się nie da z zębem zrobić, trzeba usunąć. Można spróbować kanałowo, ale ona nie ma dobrego sprzętu. Poleca mi pana, którego już dzisiaj odwiedziłam godzinę wcześniej i pocałowałam klamkę. Więc ja szybko sobie podumałam, że jutro zadzwonię do doktora, powiem co i jak, umówię się na środę niech zerknie na zdjęcie czy da radę ratować zęba. Moja pani przystanęła na to, ale pyta się czy boli. A jakże! A wytrzyma pani do środy? No pewnie! Pożegnałam się z nią, zaliczyłam aptekę. Zjechaliśmy do Biedronki, a mój ząb jak nie zacznie świrować... M. do mnie po zakupach, że wracamy na miasto, jedziemy usuwać. Nie ma na co czekać. Więc my do doktora u którego robiłam sweet focię. A on już dzisiaj nie przyjmuje... Pielęgniarka, która ma ze sto lat zaprosiła mnie na jutro między 8.30 a 11. więc przełknęłam gorzką pigułkę, bo zębów zacisnąć nie mogłam... Gdybym tylko poświęciła trzy minuty na rozmowę z lekarzem to było by już po problemie. A tak siedzę sobie na prochach jak ćpun i czekam do jutra... 

Magadalena8

niedziela, 16 listopada 2014

"Mama, ja nie jem ryb, a i tak jestem mądry."

Mój syn mnie rozbraja :) Musiałam to zapisać :) Odpowiedziałam mu, że gdyby jadł ryby to dopiero by było. To się tylko uśmiechnął. Mały mądraliński. Ahh ile mamy w nim pociechy :)

MAMA KRZYSIA

sobota, 15 listopada 2014

Piękny dzień. Niestety skończyła się wzorowa frekwencja mojego syna w przedszkolu. Od czwartku młody jest w domu. Przeziębił się. Zaprowadziłam go w czwartek rano do przedszkola, ale zwymiotował i zabrałam go do domu. Nic wielkiego mu nie jest tylko zasmarkany jest strasznie. Ale krople, syropy i maść poszły w ruch i jest okey :) Panujemy nad katarem i nie dajemy mu się zwariować :) A dzisiaj u nas było 15 st i spędziliśmy popołudnie na podwórku. Niestety popołudnia są już bardzo krótkie, bo jak tylko słońce zachodzi to temperatura spada o kilka stopni. Mój mąż postanowił posprzątać w szopie. Ochoczo wzięłyśmy się z mamą do pomocy. I w taki oto sposób uzbierało się trochę śmieci... Trochę plastiku, troszeczkę złomu i trochę śmieci bliżej nieokreślonych... Zabawki zostały poukładane, bo to jest szopa zabawkowa i są tam chowane zabawki podwórkowe :) Także liście zostały uprzątnięte. Niestety był też bardzo nieprzyjemny moment... Z racji tego, że pogoda była ładna to wszyscy chyba we wsi wzięli się za porządki. I tak sąsiad niedaleko o godzinie 13.30 podpalił liście... Co za bezmózgi! czy tego naprawdę nie można zrobić wieczorem? Czy nikt nie pomyśli, że w tak cudownie piękny dzień sąsiad może mieć pościel na balkonie, pranie na podwórku i jeszcze okna w całym domu pootwierane! Zabrakło może około pół godziny żeby pranie wyschło na podwórku.... Najpierw pobiegłam do domu zabrać pościel z balkonu. A w domu już było czuć palone liście... Szlag mnie trafił....! I tak jest co roku... 


A popołudnie spędziliśmy na lenistwie... Krzyś tylko ciężko pracował. Kupiłam mu książeczkę z literkami i chętnie zabrał się do jej uzupełniania :) Chciałam żeby popisał sobie tylko te literki które poznał w przedszkolu, ale leciał po kolei. Zdolniacha :) Tylko musimy mu kupić lampkę na biurko, bo ma trochę źle oświetlone miejsce. Jest leworęczny i o ile w dzień pada mu światło na blat biurka to popołudniu kiedy się robi ciemniej lampę ma za plecami. Nie mieliśmy za wielkiego pola popisu w urządzaniu pokoju wiec jest jak jest. A młody będzie się uczył więcej czasu spędzał na nauce. Nie mówię, że w ciągu najbliższych latach ale tak od czwartej klasy zacznie się nauka porządna. Musimy mu stworzyć przyjemny i wygodny kącik do nauki. Niech mu się kojarzy z czymś miłym a nie katorgą. No to poleciałam w przyszłość :) Na razie jeszcze nie umie czytać, a ja go już do czwartej klasy zaprowadziłam...

Jutro dzień w pracy. I nie mam książki... Musze wziąć jakieś romansidło mamy... A ja odkryłam Stephena Kinga :) I zadaję sobie pytanie dlaczego wcześniej nie sięgnęłam po jego książki? Przeczytałam na razie trzy. "Gra Gerarda", "Martwa strefa" i "Worek kości". Na razie tylko te trzy tytuły połknęłam... I jestem nadal głodna... Po Grze byłam wstrząśnięta i oburzona brutalnością. Martwa strefa mnie wzruszyła i trzymała w napięciu. A czytając Worek kości to się bałam jak cholera, ale nie mogłam się oderwać od lektury... I w poniedziałek lecę po kolejne dwie pozycje do biblio. Wybór tytułów jest całkowicie przypadkowy. Bardzo jestem ciekawa kolejnego tytułu jaki wybiorę. Myślę, że przez zimę przeczytam wszystkie książki jakie mam w mojej bibliotece. Czytając Worek kości doznawałam deja vu książkowego . Jestem pewna, że nigdy nie czytałam żadnej książki tego autora, a jednak niektóre sceny były mi dobrze znane. Może film oglądałam? W końcu powstało wiele filmów na podstawie twórczości Kinga. 
Jutro niedziela także odpoczywam w pracy :)

Magadalen8
Mama Krzysia

niedziela, 9 listopada 2014

5 urodziny :)

To był naprawdę długi dzień.... Mnóstwo wrażeń i atrakcji. Krzyś nie mógł się doczekać. I wszyscy się pytali o której się urodził. O 14.15 :) Mój syn skończył pięć lat... I dopiero dzisiaj się kapnęłam, że urodził się w 20. rocznicę upadku muru berlińskiego. Dzisiaj mija 25 lat od tegp momentu. Ale 5 lat temu kiedy o 7 rano moja przyjaciólka wiozła mnie do szpitala na planowaną cesarkę to jakoś mi to do głowy nie przyszło. Do końca życia data 9 listopada będzie mi się kojarzyła z narodzinami mojego chłopca... Ale się bałam. Od tamtej pory wszystko się zmieniło... Ale jak wróciliśmy do domu ze szpitala to dopiero się zaczęła jazda... Jak przypominam sobie pierwsze tygodnie z życia Krzysia to mam ciarki na całym ciele... Ale przetrwaliśmy wszystko, wszystkirgo trzeba było się nauczyć... Nauczyć żyć ze sobą... Dzisiaj jestem szczęśliwa, że Krzyś jest dużym, zdrowym, uśmiechniętym dzieckiem. To zasługa nas wszystkich. Jest otoczony rodziną, która stara się nazwajem wspierać. Czasami cackamy się nad nim strasznie, ale wie już, że życie nie składa się tylko z przyjemności... Poza tym to nadal jest małe dziecko, nadal się czegoś boi, nadal jest mega ciekawy świata. Chcę się uczyć, poznawać literki. Cyferki już zna :) Nie może się doczekać momentu aż zacznie czytać. Ja również. Pamietam jaka dla mnie nauka czytania była ważna. Mogłam już sama czytać, sama :) Mój solenizant śpi już smacznie. Śni o garbatych aniołkach. Jutro do przedszkola. Cukierki już czekają aby poczęstować kolegów i koleżanki :) Ja też padam po dniu pełnym wrażeń... 

Magadalena8
Mama Krzysia

sobota, 8 listopada 2014

Przed urodzinkowo :)

Wszystko jest posprzątane. Sałatka zrobiona, tort w lodówce. Dziecko uradowane. Nie może się doczekać i dzisiaj obdzwonił wszystkich gości jeszcze raz :) Nie pozwolił nikomu jeść sernika dopóki moja mama nie pokazała mu całej blachy z ciastem. Bo to na jego urodziny i koniec. Dopiero jutro wolno nam jeść, hehe 

Pogoda była cudowna. Nie pamiętam tak ciepłego listopada. Wydaję mi się, że nas wymrozi i to porządnie. Tak gdzieś w styczniu... Jak na razie to pogoda nas rozpieszcza... Krzyś biegał po podwórku dzisiaj bez czapki i kurtki. Pojeździł też sobie na rowerku. Ale dzień jest już jednak bardzo krótki... Jak Krzyś wraca z przedszkola to za chwile robi się ciemno i nie może się bawić na podwórku. Staram się go zabierać choć na 15 minut na spacer. Na szczęście pogoda sprzyja i dzieci wychodzą w przedszkolu na podwórko codziennie. Jutro mam nadzieję że będzie ładny dzień i będzie można z dziećmi wyjść na spacer :)

Spokojnej niedzieli. 
Magadalena8
Mama Krzysia  

piątek, 7 listopada 2014

Przede mną dwa dni wolnego :) Jutro wielkie porządki a w niedzielę imprezka :) Piąte urodziny Krzysia :) I akurat ten dzień wypada w niedzielę. Jutro odbieram tort, zrobię sałatkę. Mama upiekła sernik. Przyjadą moje siostry z rodzinami i brat z Krakowa. Zaprosiliśmy także rodziców M. Niestety nie będzie brata M, który jest w trasie. Mam nadzieję, że młody będzie zadowolony. Ciężko mi uwierzyć, że Krzyś zaraz skończy pięć lat... 

A ja przetrwałam w pracy dwa dni. Sama zaproponowałam takie rozwiązanie, bo chciałam mieć także wolną sobotę. I tak dzisiaj po dwóch dniach znowu wróciło to uczucie, że ja nie chcę już tam pracować... Na chwilę się to we mnie uspokoiło, bo skończył się sezon, zmniejszył się ruch w sklepie... Ale potrzeba zmiany w moim życiu jest nadal... I przybiera na sile... Umowa kończy mi się 22 grudnia. Na razie nic szefowa nie mówi czy przedłużą mi ją czy nie. To moja trzecia umowa i powinna być już na czas nieokreślony... Ostatnio jechała ze mną do pracy znajoma, dawno się nie widziałyśmy. I trochę pogadałyśmy. I byłam bardzo zaskoczona tym ile ona zarabia, ile zarabiają jej koleżanki. Pracują także w sklepie.... Ta rozmowa tylko mi oczy otworzyła na to jak bardzo jestem wykorzystywana... Ja, bo mojej koleżance z którą pracuje chyba to odpowiada... Takie pracowanie za marne grosze.... Przeglądam oferty, muszę się za czymś rozejrzeć. Ale jeśli zaproponują mi przedłużenie umowy to chcę mieć większe pieniądze. Jeśli nie to na nich świat się nie kończy...


Magadalena8
Mama Krzysia

niedziela, 2 listopada 2014

Nadszedł listopad... Minęło Święto zmarłych... W tym roku zapaliliśmy świeczki tam gdzie chcielismy, tam gdzie trzeba było... Lubię cmentarz nocą... Jest taki magiczny... Taki przejrzysty... Wszędzie się świeci... Choć w tym dniu wszyscy pamiętają... Staram się uczulić Krzysia na piękno cmentarza w tym dniu. Chociaż mam wrażenie, że on nie bardzo rozumie to co ja chcę mu pokazać... Może jeszcze ma czas... 


A u nas dom był pełen ludzi... Przyjechały siostry ze swoimi rodzinami. Było gwarno i tłoczno. Jak zwykle...  A dzisiaj jadąć do pracy pomyślałam, że czas się zatrzymał... Bo kiedy opadły już prawie wszystkie liście z drzew to jest jedno miejsce przez które przejeżdżam bajecznie kolorowe...  Zauważyłam to dopiero w tym roku, a jeżdżę tamtędy trzeci rok.... Urzekło mnie tych kilka kolorowych drzew... Jak mi niewiele do szczęścia potrzeba :)



W tym roku dąb został także uwieczniony :)


To zdjęcia z przed kilku tygodni. Wybraliśmy się na kasztany z znaleźliśmy dwa... 




A te dwa to ze spaceru z zeszłej niedzieli. To u góry zrobione jest w lesie :)

Magadalena8