poniedziałek, 29 lutego 2016

No jak tu nic nie dodać, jak los nam daje dodatkowy dzień w roku :))

Krzychu wrócił do domu w czwartek cały i zdrowy. Wszystko wróciło do normy. Babcia była trochę smutna, ale zapewniła nas, że na każdy weekend możemy go przywozić ;p A my będziemy przeżywać drugą młodość :p he he


Nie mogę dodać zdjęć. Tzn mogę, ale nie mogę ich obrócić. Wiosnę znaleźliśmy już dwa tygodnie temu. 

I wygląda tak. Jak dodam zdjęcia z koncertu? Zdjęcia są z telefonu. Ale zmieniałam, formatowałam, przycinałam, zmniejszałam. I odwracałam. Na kompie jest ok. Po przesłaniu na bloga jest bokiem. Nie wiem o co chodzi... 


Nie śpię po nocach. Znowu... Chodzę sobie trochę po pokojach. Patrzę na księżyc. Mogłam śmiało włączyć na transmisję z rozdania Oskarów. Leo dostał Oskara :))) Wg mnie powinien dostać ta nagrodę za rolę w "Co gryzie Gilberta Grape'a", ale to takie moje skromne zdanie. Nic nie poradzę, że ja go uwielbiam. Na "Zjawę" mieliśmy się wybrać do kina. W miniony weekend grali to niedaleko nas. I nie byliśmy... Ale jeszcze nic straconego :)
I tak trochę śpię, a trochę nie... Kręcę się, wiercę i trącam M., bo chrapie jak oszalały... No i na nasz strych wróciły wróble... Tzn były tam całą zimę, ale cicho. Teraz tylko zaczyna świtać zaczyna się koncert. I tak będzie aż do późnej jesieni... Nie mam nic przeciwko ptakom. Są potrzebne, ładne, ślicznie śpiewają. Ale niech mnie nie budzą... Zwłaszcza wtedy kiedy jednak uda mi się zamknąć oczy i zdrzemnąć.... Krzyś mnie zaskakuje, bo odróżnia sikorki, wróble i jeszcze jakieś inne, o których ja nie miałam pojęcia. Moje dziecko chłonie wiedzę jak gąbka. Dzięki Ci, szkoło. Ten stan nie spania dopada mnie kiedy się denerwuję. A wszystko przeżywa się w nocy, bo po co za dnia... A denerwuję się wyjazdem do Krakowa. Zwariuję do czwartku... Nie mogą się doczekać... Jak małe dziecko... 

Szukanie pracy nabrało tempa... Nie zbyt szybkiego, ale jednak. Wysłałam kilka CV i byłam na jednej rozmowie. Pan miał się odezwać w ciągu dwóch dni. Dzisiaj minął trzeci, ale był weekend więc może jeszcze nic straconego... Już bym chciała iść do pracy. I tutaj następuje zmiana, bo nie do jakiejkolwiek... Tylko chciałabym spróbować w moim zawodzie... Tylko tutaj jest olbrzymi problem, bo nie mam doświadczenia... Tylko praktyki zawodowe, angielski kulejący... Po co ja tkwiłam trzy długie lata w tym sklepie? Hmm... Bo to było wygodne, nie ma co się oszukiwać. Ale wiem, że stać mnie na więcej!


Magadalena88

wtorek, 23 lutego 2016

....

Mój syn zdezerterował. W niedzielę zawieźliśmy małego łupiżaja do babci. W końcu ma ferie. W zeszłym tygodniu była u nas Martynka i on też chciał na ferie. I pojechał. Jest dwa kilometry od domu. Krzywda mu się nie dzieje. Ba nie chce nawet słyszeć o powrocie do domu... Mówił dzisiaj rano, że w niedzielę wróci. Ta, bo w poniedziałek już do szkoły. A u babci jest super. Pełna wolność i swoboda :) Jest w swoim żywiole. Babcia nie wymaga tego co mama :) I babcia Ela kocha swojego wnuka nad życie. I babci też się trochę urozmaici. Przestanie myśleć o chorobie, skupi się na wnuku. I tak sobie trwają. W domu cisza. Nikt nie zadaje pytań, nikt nie biega boso. A my? Hmm nie możemy sobie znaleźć miejsca.... Krzysiek jest grzecznym dzieckiem. Czasami dostaje głupawki i jest nie do ogarnięcia. Ale to jest pikuś. I nie ma go dwa dni w domu, a ja mało nie zwariuje. Bo jednak to mój syn i brakuje go bardzo. Wiem gdzie jest. Pod najlepszą opieką. Czasu dla siebie mam po dziurki w nosie. Kto zazdrości niech zabiera. Szukanie pracy idzie opornie. Ogłoszeń jak na lekarstwo... No i ile można sprzątać. Okna na piętrze umyte. W sobotę mimo tego, że w domu było dwoje dzieci wysprzątałam wszystko. Aż się sama zdziwiłam. I jeszcze pierogi robiłyśmy z mamą. No, bo przecież robię wszystko żeby nie ćwiczyć.... Teraz siedzę, piszę bzdury, słucham muzyki. A mogłabym siąść na rowerek... I to nie jest kwestia tego, że mi się nie chcę, czy nie mam czasu. Ja boję się zacząć... I to wszystko siedzi w głowie. Naprawdę...  I dumam, rozmyślam... Tyle rzeczy muszę zrobić.... Jakaś lista? A skąd... Czas leci... W przyszły czwartek jadę do Krakowa. Przecież dopiero co brat kupił bilety. W listopadzie... To będzie jakiś szalony tydzień. Jak to pogodzić. W czwartek jadę,w piątek koncert, w sobotę trzeba wracać, bo w niedzielę roczek Anastazji. Co na roczek kupić? Od siebie... I od brata, bo on zawsze prosi o pomoc. Nigdy nie ma czasu aby coś kupić :) Ktoś nadąża? :)  Może bym tak samochodem pojechałą? Ta... Wymyśliłam... Ja do Sanoka mam obawy jechać. Po co mi to prawko było? W Krakowie rozbiłabym auto na pierwszym skrzyżowaniu... Nakręcam się... Bo nie mogę się doczekać... A przecież to tak szybko zleci... Pierdoły mam w głowie...Idę robić obiad. Tylko co? 




Magadalena88

piątek, 5 lutego 2016

Zebranie w szkole i bolące ucho...

Na szkolnym zebraniu pan dyrektor przedstawił nam możliwość pozostawienia dzieci na drugi rok w pierwszej klasie. Sytuacja się komplikuje, bo nikt nie zamierza zostawić dziecka. Nasze sześcioletnie dzieci zdały egzamin. Radzą sobie świetnie. Oczywiście jedne lepiej, drugie gorzej. Pani nam jednak powiedziała, że ona nie odesłałaby żadnego dziecka do pierwszej klasy. A w zerówce jest tylko dwoje dzieci, które pójdą do pierwszej klasy. Bo rodzice z przedszkola też nie chcą puszczać swoich dzieci. Skoro nie muszą to nie puszczają. A żeby powstała w ogóle pierwsza klasa to musi być siedmioro dzieci. Czyli trochę z Krzysia klasy musiałoby zostać, ale też trochę z zerówki musiałoby pójść. Najprawdopodobniej klasy będą łączone. Jeśli do naszych dzieci dojdzie dwójka z zerówki to pani sobie poradzi, nauczy tą dwójkę i czytać, i pisać. Ale, że ale musi być to chodzi przecież o etaty... Nie o dobro dzieci... Bo jedna z pań straci pracę. My, rodzice staniemy murem za naszą panią. Taka sytuacja miała miejsce przed trzema laty. Pani L., która uczy Krzyśka miała prowadzić pierwszą klasę, ale we wrześniu okazało się, że pani L. ma tylko osiem godzin w tygodniu z pierwszakami. Uczyła w klasach starszych techniki, bo ma do tego uprawnienia. Natomiast te sześcioro dzieci, które były w pierwszej klasie dołączyło do klasy drugiej, którą prowadziła pani P. Więc pani L. miała tylko j. polski i matematykę, a reszty uczyła pani P. Pani P. nie ma dobrej opinii ani wśród uczniów, ani wśród nauczycieli. Dyrektor twierdzi, że świetnie się spisał taki układ. Nauczyciele są innego zdania. Te dzieci, które zostały połączone to obecna czwarta i trzecia klasa. W klasie trzeciej jest właśnie sześcioro dzieci. A klasa czwarta nie umie czytać.... Masakra jakaś.... Wszystko po to żeby pani P. nie straciła etatu.... Nasza pani powiedziała, że nie da sobie odebrać klasy w przyszłym roku. To, że ona ma pierwszą klasę było argumentem wiodącym, aby Krzyśka zapisać do tej podstawówki. To przeważyło, że nie został z dziećmi z zerówki w sąsiedniej wiosce. Zresztą w tamtym przedszkolu gdzie chodził Krzyś sytuacja jest taka sama. Po co było narzucać obowiązek szkolny sześciolatkom? Mogli zostawić prawo wyboru rodzicom i dzisiaj było by po problemie. A słowo decydujące i tak ma pani burmistrz. I to jest najgorsze... Bo ta baba zrobi wszystko żeby było jak najtaniej... Zobaczymy we wrześniu....

Dyrektor szkoły wyczytywał uczniów z najlepszą średnią. Ale także najlepsze dzieci z klas I-III . I mój syn znalazł się wśród czwórki dzieciaków z pierwszej klasy :))))) Ah jak to cieszy!!! A najlepsze jest to, że wśród tych czworga dzieci był tylko jeden siedmiolatek :)) Nasze sześciolatki naprawdę sobie radzą :)) Mamunia jest dumna ze swojego małego ucznia :)))

Niestety wieczór przywitał nas bolącym uchem... Krzyś płakał, ale nurofen przyniósł ulgę. Jednak spędziłam z nim w łóżku ponad godzinę. M. siedział obok nas na krześle. Dopóki ból nie ustąpił. I opowiadaliśmy mu różne historię z jego, krótkiego życia. Śmialiśmy się strasznie przy tym :) Dosyć sporo się tego uzbierało przez sześć lat :) Także mimo bólu ucha wieczór spędziliśmy naprawdę miło. I radośnie. Żaden rodzic nie lubi patrzeć jak dziecko cierpi. Dlatego trzeba było Krzyśka rozweselić :) Takie sytuacje są rzadkie, ale jakże magiczne. Perfect moment... Mimo, że serce mi pękało, bo jemu dokuczało ucho, ale leżałam obok Krzysia i cieszyłam się tą chwilą. Tym, że mnie potrzebuje. Jeszcze... A jednocześnie zastanawiałam się kiedy to tak minęło... Jak zaczęliśmy wspominać z M. pierwszą noc Krzysia w domu... Jejku jak on płakał... To wszystko minęło... Dzisiaj są inne problemy, ale także inne radości... Dziś się cieszę jak kopie piłkę, że znalazł wspólny język z dziećmi w klasie, że przynosi dobre oceny do domu, że z dnia na dzień coraz lepiej czyta, że pisze pięknie. Jego koślawe, krzywe, a niekiedy zbyt okrągłe literki są dla mnie najpiękniejsze :))) No i że z uchem okazało się wszystko ok. Bo byliśmy u naszego doktora. Może to zabrzmi banalnie, ale ja uwielbiam tego małego chłopca :)))


Magadalena88
Mama Krzysia

środa, 3 lutego 2016

Dużo się dzieje.

Ostatnie dni pędzą jak szalone. Ja pędzę między jednym domem, a drugim. I jeszcze do szkoły. Pomagam cioci w opiece nad babią . I kiedy tak lecę do szkoły albo myję naczynia to w głowie układają się świetne teksty. Kiedy siadam do komputera to puszczam kilka ulubionych kawałków i idę spać.

Babcia. Babcia jest specyficzną osoba. Jak to babcia. Skończone ma 81 lat. Nie nudzimy się. Ostatnio jak ciocia pojechała do miasta żeby pozałatwiać recepty, leki, zakupy ja zostałam z babcią. Jest dość sprawna, ale musi się nad sobą rozczulać. Niestety nie widzi na prawe oko. A uwielbia pisać, czytać. I ja ostatnio wprowadzałam poprawki do książki. Babcia miała tylko na kartce napisane strony. Kiedy otworzyłam na danej stronie bez błędnie znalazła słowo, które trzeba było poprawić. Z zamkniętymi oczami wskazała by linijkę tekstu. Pamięć ma nadal doskonałą. Tylko dobija ją to, że ciało nie jest tak sprawne jak jeszcze trzy tygodnie temu. I tak bez przerwy trzeba jej powtarzać, że czas jest najważniejszy. I wszyscy się tego trzymamy, że potrzeba czasu aby wróciła do sprawności.

Od dwóch dni razem z Krzychem popołudniami układamy origami. I drzemy przy tym kartki. Z samolotu F 16 wyszedł mi Tupolew. A wczoraj młody znalazł T-Rexa. Jednak polegliśmy. Krzysiowi podobają się skomplikowane  modele. Ale są trudne dla kogoś, czyli mnie, kto nie pamiętał jak złożyć łódkę. A składamy razem. Równocześnie. On się poddaje, a ja chcę być wytrwała. I w końcu rzucam tą Kartkę. Świetna sprawa na ćwiczenie cierpliwości. I tak na korytarzu są samotny, pistolet, łódka, żaba i żuraw, który mimo swej prostoty mi nie wyszedł. Myślę, że w końcu damy radę złożyć coś fajnego :)

Magadalena88
Mama Krzysia