Na szkolnym zebraniu pan dyrektor przedstawił nam możliwość pozostawienia dzieci na drugi rok w pierwszej klasie. Sytuacja się komplikuje, bo nikt nie zamierza zostawić dziecka. Nasze sześcioletnie dzieci zdały egzamin. Radzą sobie świetnie. Oczywiście jedne lepiej, drugie gorzej. Pani nam jednak powiedziała, że ona nie odesłałaby żadnego dziecka do pierwszej klasy. A w zerówce jest tylko dwoje dzieci, które pójdą do pierwszej klasy. Bo rodzice z przedszkola też nie chcą puszczać swoich dzieci. Skoro nie muszą to nie puszczają. A żeby powstała w ogóle pierwsza klasa to musi być siedmioro dzieci. Czyli trochę z Krzysia klasy musiałoby zostać, ale też trochę z zerówki musiałoby pójść. Najprawdopodobniej klasy będą łączone. Jeśli do naszych dzieci dojdzie dwójka z zerówki to pani sobie poradzi, nauczy tą dwójkę i czytać, i pisać. Ale, że ale musi być to chodzi przecież o etaty... Nie o dobro dzieci... Bo jedna z pań straci pracę. My, rodzice staniemy murem za naszą panią. Taka sytuacja miała miejsce przed trzema laty. Pani L., która uczy Krzyśka miała prowadzić pierwszą klasę, ale we wrześniu okazało się, że pani L. ma tylko osiem godzin w tygodniu z pierwszakami. Uczyła w klasach starszych techniki, bo ma do tego uprawnienia. Natomiast te sześcioro dzieci, które były w pierwszej klasie dołączyło do klasy drugiej, którą prowadziła pani P. Więc pani L. miała tylko j. polski i matematykę, a reszty uczyła pani P. Pani P. nie ma dobrej opinii ani wśród uczniów, ani wśród nauczycieli. Dyrektor twierdzi, że świetnie się spisał taki układ. Nauczyciele są innego zdania. Te dzieci, które zostały połączone to obecna czwarta i trzecia klasa. W klasie trzeciej jest właśnie sześcioro dzieci. A klasa czwarta nie umie czytać.... Masakra jakaś.... Wszystko po to żeby pani P. nie straciła etatu.... Nasza pani powiedziała, że nie da sobie odebrać klasy w przyszłym roku. To, że ona ma pierwszą klasę było argumentem wiodącym, aby Krzyśka zapisać do tej podstawówki. To przeważyło, że nie został z dziećmi z zerówki w sąsiedniej wiosce. Zresztą w tamtym przedszkolu gdzie chodził Krzyś sytuacja jest taka sama. Po co było narzucać obowiązek szkolny sześciolatkom? Mogli zostawić prawo wyboru rodzicom i dzisiaj było by po problemie. A słowo decydujące i tak ma pani burmistrz. I to jest najgorsze... Bo ta baba zrobi wszystko żeby było jak najtaniej... Zobaczymy we wrześniu....
Dyrektor szkoły wyczytywał uczniów z najlepszą średnią. Ale także najlepsze dzieci z klas I-III . I mój syn znalazł się wśród czwórki dzieciaków z pierwszej klasy :))))) Ah jak to cieszy!!! A najlepsze jest to, że wśród tych czworga dzieci był tylko jeden siedmiolatek :)) Nasze sześciolatki naprawdę sobie radzą :)) Mamunia jest dumna ze swojego małego ucznia :)))
Niestety wieczór przywitał nas bolącym uchem... Krzyś płakał, ale nurofen przyniósł ulgę. Jednak spędziłam z nim w łóżku ponad godzinę. M. siedział obok nas na krześle. Dopóki ból nie ustąpił. I opowiadaliśmy mu różne historię z jego, krótkiego życia. Śmialiśmy się strasznie przy tym :) Dosyć sporo się tego uzbierało przez sześć lat :) Także mimo bólu ucha wieczór spędziliśmy naprawdę miło. I radośnie. Żaden rodzic nie lubi patrzeć jak dziecko cierpi. Dlatego trzeba było Krzyśka rozweselić :) Takie sytuacje są rzadkie, ale jakże magiczne. Perfect moment... Mimo, że serce mi pękało, bo jemu dokuczało ucho, ale leżałam obok Krzysia i cieszyłam się tą chwilą. Tym, że mnie potrzebuje. Jeszcze... A jednocześnie zastanawiałam się kiedy to tak minęło... Jak zaczęliśmy wspominać z M. pierwszą noc Krzysia w domu... Jejku jak on płakał... To wszystko minęło... Dzisiaj są inne problemy, ale także inne radości... Dziś się cieszę jak kopie piłkę, że znalazł wspólny język z dziećmi w klasie, że przynosi dobre oceny do domu, że z dnia na dzień coraz lepiej czyta, że pisze pięknie. Jego koślawe, krzywe, a niekiedy zbyt okrągłe literki są dla mnie najpiękniejsze :))) No i że z uchem okazało się wszystko ok. Bo byliśmy u naszego doktora. Może to zabrzmi banalnie, ale ja uwielbiam tego małego chłopca :)))
Magadalena88
Mama Krzysia