piątek, 30 maja 2014

Generał...

Może ja jestem za młoda… Kiedy Generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny moi rodzice jeszcze się nie znali… Ale znam dobrze obrazki z czołgami na ulicach… Wiem, że Ci co byli za granicą musieli tam zostać, kartki, przepustki… Znam to wszystko z opowieści rodziców, dziadków… Zrobił to co zrobił… Myślę, że wielu wyszło to na dobre. A pokrzywdzonych pewnie jest tylu samo… Tylko nie rozumie naszego społeczeństwa… No jak można na pogrzebie krzyczeć kłamca, komunista… A najbardziej mnie uderzyło to, że to starsi ludzie krzyczeli… Jakieś protesty, że nie powinno się go pochować na Powąskach… A Kaczyńskich na Wawelu można było? No można się licytować kto się bardziej przysłużył. Tak samo można wytykać błędy władcom naszego państwa od samego Mieszka I..


Szacunek zmarłym się należy… Bez względu na wszystko… Ja jestem prostą dziewczyną. Nie do mnie należy oceniać postępowanie Generała. Wielu mądrych, inteligentnych i wykształconych ludzi próbowało tego starego już człowieka skazać na więzienie za to co zrobił. Ale czy każdy z nas choć raz zastanowił się co by było gdyby nie było stanu wojennego i Jaruzelskiego?

Kim bylibyśmy dzisiaj?


[ * ] 

środa, 28 maja 2014

Występ....

Naprawdę się wzruszyłam... Bo to było takie fajne jak te bajte mówiły wierszyki :)
I wszystko takie na luzie :)


Niestety mój Krzyś przesiedział u mnie na kolanach…. Nawet nie poszedł do pni po laurki dla nas… Kiedy przyszło do poczęstunku to nie poszedł na salę razem z dziećmi tylko został z nami… Później były tańce i też nie poszedł… :( Chciałam go wyciągnąć powygłupiać się ja inne matki z dziećmi… Ale on nie… Kiedy przyszła pora na powrót do domu to on nie chciał iść… Czasami nie mam do niego sił…. Przebywa z tymi dziećmi od września, zna je, bawi się z nimi, ale nadal jest dziki… Moja ciocia radzi wizytę u psychologa… Przecież on w życiu nie porozmawia z lekarzem… Pani poinformowała nas o wycieczce na koniec roku. Pierwsze o co Krzyś się mnie zapytał czy ja pojadę z nim…. I może nawet mogłabym pojechać, bo panie na pewno będą potrzebować kogoś do opieki… Ale wiem, że Krzyś nie odejdzie ode mnie nawet na krok… Dzieci mają jechać do takiego miejsca gdzie jest mnóstwo atrakcji… A może jak pojedzie tylko z paniami to będzie się bawił…. Och… Nie wiem… Jutro będę pytać pań o tą wycieczkę. Chciałabym żeby pojechał…


Końcem sierpnia jedziemy na koncert. Coma będzie grała w okolicach Dębicy. Słucham ich bardzo często chociaż po występach wokalisty grupy, pana Roguckiego, w Must Be The Music trochę czuję się nim rozczarowana… Poszedł do programu, bo kasa. A ja myślałam, że on się nigdy nie sprzeda…. Przeczytałam także gdzieś z nim wywiad… I wiem już kto to jest Leszek Żukowski… I tutaj kolejne rozczarowanie… Wiem, że Coma to nie tylko wokalista. Tak samo jak Myslovitz to nie tylko Rojek. Wczoraj mieliśmy szał na piosenki Comy. Te stare i nowe. I tak sobie rzuciłam, że może byśmy pojechali na koncert jak będą gdzieś niedaleko. Nie myślałam o żadnym konkretnym mieście. I dzisiaj popatrzyłam na ich trasę koncertową. I jest w Dębicy :) Tam to obrócimy w jeden dzień. No może zarwiemy noc :) Słuchanie zespołu na żywo jest czymś niesamowitym…. Byłam tylko na jednym koncercie w życiu. Właśnie na Myslovitz jak grali cztery lata temu w mojej miejscowości. Byłam pod samą sceną. Mam autograf Rojka… Ale to co tam przeżyłam jest nie do zapomnienia… M nigdy nie był na żadnym koncercie, a przecież są organizowane w Lesku, Sanoku, Polańczyku przeróżne występy… Tylko zawsze coś. Ba do Krosna mamy nie daleko… Rogucki robi show na scenie. Lubię go śpiewającego. Jego głos towarzyszy mi od lat… Wiem, że ludzie się zmieniają i dlatego pojadę na ten koncert i będę śpiewać z całym tłumem, bo on jest jednak jakiś :)

A dzisiaj dedykuję piosenkę pani X…

Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień.
Dla mnie też za długa zima i zła.
Dla mnie też, ale przyznaj, że w sumie się żyje cudnie.





wtorek, 27 maja 2014

Takie tam....

Jutro idziemy na przedstawienie z okazji dnia mamy. Od razu z dniem taty jest połączone. Mają być wierszyki, jakieś piosenki. Dzisiaj dzieci miały próbę z mikrofonem. Oczywiście nasze dzikie dziecko nie bierzę udziału… Zaproszenie zrobił sam, ale już laurkę robiła pani… Nie wiem czy on się kiedyś odważy na cokolwiek co nie ma związku ze mną… Dzisiaj u mojej koleżanki godzinę się oswajał. A staram się do niej wpadać bardzo często, bo mamy dzieci w jednym wieku… A Krzyś tylko ze mną… Mnóstwo dzieci dookoła a on się nie odważy… Nie wiem czy kiedyś to się zmieni… Najlepiej żebym ja za niego wszystko robiła, mówiła. Łącznie z zawieraniem nowych znajomości… Koleżanka mi powiedziała, że to dlatego, że jest sam… Że nie ma rodzeństwa… Ma za to mnóstwo kuzynostwa, z którym się świętnie dogaduje… Ehhh…

Poza tym ok. W niedzielę spędziłam cały dzień w pracy. Wczoraj druga zmiana, dzisiaj i jutro pierwsza. Ludzi coraz więcej, ruch coraz większy…. Fajnie, że w końcu coś się dzieje, ale jestem zmęczona… A gdzie do końca sezonu? Matko, przecież najgorzej będzie w lipcu… :(  

Jak zwykle narzekam….

I jeszcze mnie dzisiaj jakieś lenistwo ogarnęło… Nic popołudniu nie zrobiłam… Zgotowałam makaron z sosem, bo to najszybciej można zrobić… Ale spędziłam cały czas z Krzysiem. On bardzo płacze jak ja idę na drugą zmianę, bo w zasadzie spędzamy ze sobą niecałą godzinę między tym jak go przywiozę z przedszkola, a zanim pojadę do pracy… Jeszcze jak go zawożę do mamy M. to ok., bo on tam lubi być. Ale jak zostaje z M. albo z moją mamą to jest masakra….

 A na sam koniec dnia szukałam telefonu… Nie dość, że bateria mi padała to nie wiedziałam gdzie go położyłam… Pamiętałam, że rozmawiałam z M. i że było to w kotłowni. I czarna dziura… Bo biegaliśmy za piłką z Krzysiem, rozpalałam w piecu w międzyczasie, nosiłam drzewo… Dookoła domu przeszłam trzy razy, tak samo miejsce gdzie kopaliśmy piłkę. Bo sobie pomyślałam, że musiał mi wypaść. Przeszukałam parter domu, piętro także chociaż wiem, że tam nie byłam. Nawet Krzysia pytałam czy mi go nie schował…. W końcu po 1,5h biegania  M. wrócił do domu i do mnie zadzwonił…. Modliłam się tylko żeby się nie rozładował do końca, bo byśmy go nie znaleźli… Ale słyszymy, że gra… Głos dochodził z kotłowni… Z gumaka…. Wpadł mi do gumaka!!! A ja patrzyłam do butów, ale nie tych co trzeba. A może do nich też patrzyłam tylko  nie widziałam czy jest… Odkąd pracuję nie mogłabym być bez telefonu… wkurza mnie czasami to dzwonienie, ale już nie wyobrażam sobie życia bez tego sprzętu. Mam zwykłą nokie, bez bajerów, bo telefon służy mi do dzwonienia, odbierania i pisania smsów i mmsów… No i nie mam konta na fb za to mam telefon :)


Magadalena8

Mama Krzysia

środa, 21 maja 2014

Wykończona...

O 14 wróciłam z pracy. Dzisiaj autobusem... Nasz Fordzik pojechał na złom... Dwa lata był z nami jednak nadszedł już jego kres... Może kiedyś będzie nas stać na fajne, wygodne auto :)

A po pracy z Krzysiem na szybko do biblioteki, bo już nie ma mu co czytać. Chociaż ostatnio trochę odpuściliśmy i zasypia przy telewizorze... Jak szliśmy w tym upale, uwielbianym zresztą, to moje dziecko zdychało trzy razy :) To są jego słowa :) Później zdechł jeszcze ze dwa razy na podwórku :) Po powrocie ja zabrałam się za koszenie. M ma antybiotyku, z zapaleniem zatok więc siedzi w domu. Ale i tak już jest lepiej... A ja tak się zabrałam za koszenie, że zajeździłam kosiarkę.... Szlag ją trafił... Ale moja złota rączka ją jutro naprawi :) A wieczorkiem z ciotynią dowaliłyśmy się z kijkami... Niby tylko spacer, ale się dojebałam.... No mam dość... Jutro druga zmiana... Ahh... Wszystko pachnie trawą :) 


Magadalena8
Mama Krzysia

niedziela, 18 maja 2014



Dzień minął spokojnie. Rosół był z dnia wcześniejszego. Zresztą u nas często tak jest, że rosół jest przygotowywany w sobotę aby w niedzielę jak najmniej czasu spędzić  kuchni. Mama przed wyjściem do pracy przygotowała schab ze śliwką, który ja osobiście uwielbiam. Myśmy go późnie tylko upiekły, a ziemniaki to chwila moment. I w sumie to było najbardziej czasochłonne zajęcie w tym dniu- obiad... Bo opieka nad dziećmi to przyjemność... Ale poprosiłam siostrę aby mnie zawiadomiła wcześniej o przyjeździe. Nie rano, że popołudniu przyjadą... Dzieci są cudowne. Mateusz raczkuje, wstaje na nogi, za ręce chodzi. Rehabilitacja Miłoszka przynosi efekty. Mały już nie złości się leżąc na brzuchu, ale daleko mu do ruchliwości brata. Obaj są za to świetni, grzeczni, a apetyt ich nie opuszcza. Kiedy ja usiadłam z drugim daniem do stołu to Mateusz zaraz znalazł się przy mnie. Stanął na nogi przy mojej nodze, złapał za stół i podniósł głowę do góry. Dziubek otwierał jak mały ptaszek :) Komicznie to wyglądało, bo nawet go nie widać spod stołu :) I nakarmiłam go ziemniakami i sosem :) Mateusz nie opuszcza nikogo podczas jedzenia. Miłoszowi też nic nie brakuje, tylko nie potrafi jeszcze przydreptać. A Antoś mówi wszystko, ma zajawki na samochody. W ogóle by z nich nie wychodził. Ale nie słucha... Stara się na siebie jak najwięcej zwrócić uwagi. Wszystkich dookoła. I najczęściej nieposłuszeństwem... Muszę nad nim pracować i poświęcać mu jeszcze więcej uwagi... On jest nawet bardziej absorbujący niż bliźniaki.... Później przyjechała jeszcze moja najstarsza siostra z rodziną. Miło spędziliśmy czas.... Nie szkoda mi niedzieli, bo rano pogoda nie sprzyjała wypadom w góry. Ale popołudniu zrobiło się bajecznie... Poza tym M. jest chory... Zawaliło mu zatoki więc i tak nigdzie nie pojechalibyśmy... A jutro początek nowego tygodnia... Mam w planach zrobić krokiety. Nigdy ich nie robiłam, ale straszną mam na nie ochotę... Więc dlaczego by ni spróbować... Ale barszcz to już wyższą szkoła jazdy i sama mogę sobie nie poradzić... Ale spróbuję... 

Spokojnego i słonecznego tygodnia życzę :)



Magadalen8
Mama Krzysia

sobota, 17 maja 2014

Wolna niedziela...

Wolna niedziela....


Ale się wkurzyłam... Dostałam rano telefon od siostry (tej od bliźniaków), że ona dzisiaj przyjeżdża do nas... Żadnego czy może, żadnego zapytania czy może jesteśmy w domu albo czy mamy jakieś plany na niedzielę... Nawet nie wiem skąd wiedziała, że mam wolne... Nie umiałam jej powiedzieć, że chcę zamknąć drzwi i nikogo nie wpuszczać do domu! Ja muszę iść na kurs asertywności, bo inaczej ludzie nie przestanął   mnie wykorzystywać... A ja po prostu chciałam sobie posiedzieć z mężem i dzieckiem... Zrobić obiad, pójść na spacer... A tak trzeba jej będzie pomóc przy dzieciach... Jej mąż idzie na dniówkę, a ona sama zostaje z trojgiem dzieci. Ok. Ja jej pomogę, ale cholera jasna nie tylko ona ma rodzinę! Ona chce odpocząć to jedzie do nas. A ja jak tylko miałam wolną niedzielę w jesieni i przez zimę to zaraz się zjeżdżały moje siostry ze swoimi rodzinami! To jest pewnie ostatnia niedziela, którą mam wolną. Następna taka będzie we wrześniu... Chociaż może jeszcze się uda w czerwcu... Najbardziej na świecie chciałabym mieć swój własny kąt. Kocham moje siostry i uwielbiam ich dzieci, ale po prostu jestem zmęczona ich ciągłymi najazdami... A raczej wtedy kiedy mam wolne... Mama nie garnie się do przepisania domu na mnie. Pewnie nigdy tego nie zrobi. A to jest nasz wspólny dom rodzinny. Dlatego moje siostry i brat zawsze będą mieli otwarte drzwi. Zawsze ich ugoszczę i pomogę... Ale nie cierpię tego planowania mi dnia wolnego... Byłam na drugiej zmianie i złość mi trochę przeszła. Ale wiem, że w ogóle jutro nie odpocznę... Mimo całego uroku dzieci mojej siostry wiem, że będę miała dość...

Magadalena8

piątek, 16 maja 2014

Ufffff....



Na szczęście przestało w nocy padać... Ale posadzka w naszej kotłowni była mokra. Gdyby padało do rana to mielibyśmy wodę w kotłowni... Zresztą jeśli zacznie znowu padać to woda podejdzie. Ziemia nie przyjmuje już wody.... 
To czego w lipcu wszyscy pragnęli teraz stało się przekleństwem... Kilka km od nas woda jednak wyrządziła szkody… Rano jeszcze trochę padało, ale ok. 11 wypogodziło się. Było słonecznie, wietrznie, ale tak jak powinno być w maju :)

 Na szczęście woda opada i może będziemy mogli wszyscy cieszyć się piękną wiosną :) 



 W tym miejscu wczoraj była woda...


 
 Moi panowie. Krzyś  jakiejś dziwnej pozie. M w roboczym ubraniu. A w tle pozostałośc po mostku i starym filarze zniczonym w 2005 r.




 I jeszcze raz mój syn :)



Magadalena8
Mama Krzysia

czwartek, 15 maja 2014

Wizyta u lekarza... I ciągle pada...

Byłam z Krzysiem dzisiaj u alergologa w Jaśle... Lekarz rozwiał moje wątpliwości, obawy... Moje dziecko jest zdrowe! Nie ma żanej alergii, żadnego atopowego zapalenia skóry... Za to ma zrogowaciały naskórek na buźce, rączkach i udach. To ma praktycznie od pierwszych tygodni życia. A ja od dwóch lat żyłam w przekonaniu, że moje dziecię ma atopowe zapalenie skóry... A nasza pani doktor cały czas powtarza, że to alergia pokarmowa... Ciekawe jak zareaguje na tę wiadomość... Lekarz mi powiedział, że nic nie można z tym zrobić. Ale to nie koniec świata. To tylko krostki na buzi, które należy natłuszczać. Ot taka uroda mojego dziecka. Lekarz bardzo miły, sympatyczny. Wszystko mi wytłumaczył. I uspokoił...


A u nas od wczora nieprzerwanie leje... Woda na rzece podnosi się w oczach... Raczej do nas nie dojdzie. Cztery lata temu postawili u nas nowy most. Bez filaru na środku więc zagrzożony nie jest. Ale woda po nim płynie, bo kratki nie zbierają wody... Nie przelewa się natomiast. Dziewięć lat temu była taka półgodzinna ulewa, że nie było nic widać na odległość kilku metrów. To było 26 lipca. O zgrozo w dniu moich urodzin...  Woda zabrała nam wtedy mniejszą kładkę z rzeki, prowadzącą do pól... I po jakiś trzech godzinach zaczęła opadać. Jeden z najstarszych mieszkańców miejscowości nie widział takiej wody nigdy w życiu. Teraz poziomowi wody brakuje do tamtego stanu może dwa metry... Ale deszcz pada cały czas... I woda przybiera... 
To zdjęcia zrobiłam o 20. Tam gdzie staliśmy woda podeszła w ciągu 15 minut. Ta droga w tle przy normalnym poziomie prowadzi na plażę z kamieni, gdzie Krzyś stworzył kiedyś samochód... Teraz jest pod wodą...

U nas może podtopić podwórka i pola uprawne. Raczej nie domy... Ale rzeka wpada do Sanu... Osława także.... A San już dalej narobi szkód... Myśle, że Sanok już jest podtopiony. Ale najgorzej pewnie będzie w Sandomierzu, gdzie San wpada do Wisły.... 

Niestety na to nie mamy wiekszego wpływu... 
To będzie długa noc...

Magadalena8

sobota, 10 maja 2014

Z racji tego, że pni X przypomniała mi o Eurowizji telewizor już ustawiony na jedynkę. I niech show trwa :) Kurcze przepełniają mnie emocje takie jak przed laty kiedy wszyscy w domu zasiadaliśmy przed tv aby posłuchać...  Niby ten konkurs nie ma większego znaczenia dla rynku muzycznego, a jednak co roku cała Europa ubiega się o uczestnictwo w tych koncertach... Trzymam kciuki za naszych chociaż ta piosenka wychodzi mi już bokami :)


Ale nie o tym chciałam... Dawno mnie tutaj nie było... 

W czwartek spędziłam cały wieczór z moimi dziewczynkami :) Marzena przyjechała z Wiednia na tydzień. Odwiedziłyśmy Renię, bo biedna ma dzieci chore...Jaś ma 3 lata, a Michałek 5 miesięcy. Ale o nich innym razem. Póżniej pojechłyśmy do Polańczyka. Dziewczyny chciały wypić jeszcze po piwie. Skończyło się na trzech. I z babskiego wieczoru wyszły nici... Bo moje koleżanki przyciągają wzrok mężczyn... Nadal :) Mimo obrączek prawie cały czas ktoś podchodził, zagadywał, przysiadał się :) Towarzysto znałam, bo przychodzili cały tydzień na zakupy do mnie... To byli strażacy na szkoleniu. Ale to dobrze, że ktoś się dosiadł, bo miałam problem z autem... A mianowicie przjechałyśmy i chciałam go jeszcze przestawić na parkingu. Ja do auta, a ono nie zapali... Więc zdzwoniłam do męża i zostałam poinstruowana co do odpalenia na popych... Moje koleżanki  miały bojowe zadanie, by pchnąć auto... :)  Także w trakcie wieczoru dobrze, że ktoś cały czas zagadywał, bo było komu pchać to nieszczęsne auto. Kiedy w końcu pozbierałyśmy się z baru o północy to my na przodzie, we trzy... A za nami dziewięciu, a może i jedenastu rosłych chłopów :)) Widok nie do zapomnienia. My takie małe, a ich cała zgraja... Wsiadłam do auta, jeden zaczyna mówić mi co mam robić. A ja przekręcam kluczyk i auto zapala :) Było zabawnie :) 

Jak ja potrzebowałam takiego wyjścia... I Ola z Marzeną także... To był dobry, miły wieczór. Szkoda, że Renia nie mogła z nami pojechać. Ale może następnym razem się uda :)

Magadalena8
Mama Krzysia

niedziela, 4 maja 2014

Długiiii weekend...

Ufff... Już po wszystkim.... W czwartek miałam pierwszą zmianę. W piątek i sobotę drugą, a dzisiaj pierwszą... Masakra... Ile ludzi... Sprzedałyśmy masakrycznie dużo piwa, kiełbasy i wódki... Nawet wczoraj kiedy pogoda się zepsuła i zrobiło się bardzo zimno... Także nie odpoczęłam za dużo... W dodatku Krzyś jest chory... We wtorek M. był z nim na pogotowiu i lekarz stwierdził, że to trzydniówka, którą już miał... Jak był mały... Ja byłam w pracy, a teściowa podawała mu co 4h środki przeciwgorączkowe.... W czwartek gorączka ustąpił więc myślałam, że będzie dobrze... Ale w piątek rano Krzyś miał znowu 38,2. Więc pojechaliśmy do pani doktor. I Krzyś ma anginę. Dostał antybiotyk... Ale na piątek wieczorem już dziecko było całkiem inne. Dzisiaj szaleje :) Jednak przez 10 dni musi być w domu.... Nadal nici z przedszkola... Za to codziennie będzie u babci Eli, którą uwielbia. A my zrobiliśmy sobie rodzinne popołudnie. Zabraliśmy Krzysia do domu. I rozpaliliśmy grilla. Temperatura na podwórku wzrosła i pokazało się słońce. Ale u nas grill pali się na balkonie a my w domu siedzimy :) To dobre rozwiązanie przy tej pogodzie... 

Niestety przedwczoraj miałam nieprzyjemną sytuację z moją szefową... I prawie jestem zdecydowana odejść stamtąd z końcem sierpnia... Chyba, że nasze relacje się nie poprawią to odejdę szybciej... Moje szefostwo stara się stworzyć koleżeńską atmosferę z nimi, pracownikami... A to nie jest dobre... Bo właśnie przez te koleżeńskie relacje coś poszło nie tak... Nie chcę opisywać tego co się stało... Szefowa obraziła mnie, moją mamę i siostrę... Ja za dużo powiedziałam... I miała rację, że mnie zjebała tylko nie potrzebnie ruszała moją rodzinę. Później już normalnie ze mną rozmawiała, tzn o sprawach służbowych... Bo sama stwierdziła, że będziemy rozmawiały tylko na tematy dotyczące pracy. Zresztą ja nie mam ochoty jej się zwierzać... Niestety ja jestem taka, że jak mi ktoś zadaje pytanie to ja na nie odpowiadam... I niestety szefowa tak ze mną rozmawiała... Zadawała pytania, a ja odpowiadałam... Po dwóch latach pracy u nich wiem, że ona jest wścibska... Tylko niestety to ja zostałam tą najgorszą... Poza tym mam dość siedzenia w pracy w każdą sobotę i niedzielę od maja do września... Wczoraj miałam okropny poranek.... Cały przepłakałam... Wróciłam do stanu z przed kilku tygodni... Znowu wróciło pytanie co dalej z moim życiem...? Samopoczucie się poprawiło, ale odpowiedzi na pytanie nie znalazłam....

Pewnie dam radę przetrwać sezon, ale już wiem, że wiele będzie mnie to kosztowało... Nie wiem tylko czy mam ochotę na to aby się poświęcać... Szanuję moją pracę, wiem co mam robić. Ba nawet lubię tam przychodzić chociaż czasami jest wszystko bardzo męczące... Ale nie dam się nikomu obrażać... Bo niby w czym oni są lepsi ode mnie? Eh...



Zapraszam na karkówkę :)

Chlebek także musi być obowiązkowo dla Krzysia :)


Magadalena8
Mama Krzysia