wtorek, 22 lipca 2014

Zawieruszył się nam kilka dni temu Miękkuś, zwany także Miękkim. Poszedł do sąsiada i zamknęli go na noc w garażu. Ja wróciłam po 22, a M niewiele szybciej. Mama wołała kota, ale nie przyszedł. Jak ja wróciłam to mi powiedziała, że przepadł... Ale człowiek się szybko przyzwyczaja do zwierzęcia.... na drugi dzień rano Krzyś bardzo płakał... Bo on rano wstaje i idzie się z kotem bawić... Zabrałam go do teściowej i pojechałam do pracy. Kiedy popołudniu wróciliśmy to syn sąsiadki nam powiedział, że kot spędził noc u nich i że się nim opiekował :) Radości nie było końca :) Zamknęli go, bo nikogo nie było u nas. A rano mama Pawła pojechała szybko do pracy i nie chciała nas budzić. Paweł ma 7 lat, spędzają z Krzysiem popołudnia albo poranki. W zależności na którą ja mam zmianę. Bardzo się polubili. Paweł jest u sąsiadów na wakacjach, tutaj mieszka jego babcia. I są tu razem z mamą i siostrą, bo jego tato pojechał do Francji. Chłopcy bawią się ładnie. Myślę, że jednemu i drugiemu wyjdzie to na dobre. Jeśli maja się obaj nudzić na swoich podwórkach to niech się razem bawią :) 

Przez dłuższą część dnia nie wiedziałam jaki jest dzisiaj dzień. Poniedziałek? A może wtorek? Może dlatego, że dwa dni miałam drugą zmianę. A może dlatego, że każdy dzień jest podobny do poprzedniego... I miała przygodę z autem... Nie mogłam go odpalić... U teściów na podwórku jeszcze było w miarę, bo zjechałam z górki i zapalił. oczywiście mąż mnie poinstruował co i jak... Ale po pracy było już gorzej... Jednak są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie i dwóch znajomych popchnęło mi auto :) Jutro stawiam im piwo w podziękowaniu. Przyjechałam do domu zgasiłam silnik i spróbowałam go odpalić. M wyszedł na podwórko, otworzyłam maskę. M popatrzył tylko na jakiś płyn, nic nie dotknął, wsiadł do auta i odpalił. Po prostu przekręcił kluczyk... Potrzebował właściciela. Dzisiaj już nie miałam problemu :)

Magadalena8

środa, 16 lipca 2014

Włączyłam rano komputer, bo jak wieczorem nie mam mocy nic napisać to może rano się uda... Nie udało się... Mama wyszła na piętro i pojechałyśmy do miasta. Byłyśmy w Urzędzie Gminy. Sprawa dotyczy kanalizacji. Na razie znowu rozsyłają zawiadomienia. A budowa kanalizacji utknęła gdzieś w martwym punkcie jakieś pięć kilometrów od nas... Nie wiadomo czy się kiedykolwiek doczekamy...


A wczoraj mój Krzyś miał kleszcza... I to obok jajek... Bawił się w basenie i jak wyszedł, ja go wytarłam i widziałam, ale nie przyszło mi do głowy, że to może być kleszcz... :( Później kiedy go umyłam zauważyłam, że ten strupek nadal jest. Więc małego na łóżko i komisyjnie z mężem orzekliśmy, że to jednak jest kleszcz... Wyrok zapadł jedziemy na pogotowie.... Ale nie dojechaliśmy tam. Pojechaliśmy do bratowej M. Jej mama jest pielęgniarką i pracuje na SORze. O 19 skończyła dyżur. A myśmy byli chwilę po 20 u nich. Cała operacja trwała może dwie minuty. Kamień spadł mi z serca. Jeśli chodzi o opiekę medyczną to mam do tej pani całkowite zaufanie. Prywatnie jest kobietą dość specyficzną. No, ale taki ma paskudny charakter i nic na to nie poradzę. Ja nie cierpię kleszczy. Bardzo się ich boję... Mam nadzieję, że jednak nic Krzyśkowi nie będzie...

A my dzięki temu widzieliśmy Majeczkę, Wcześniej nie byliśmy, bo oczywiście brak czasu... Poza tym J. jest w trasie. Malutka jest cudowna. Kruszyna taka jak bliźniaki sprzed roku. Spała sobie spokojnie... Za to Sara dokazuje na całego. Jest zazdrosna... Monika musi mieć oczy dookoła głowy. Posiedzieliśmy do 21.30. Wcześniej jednak miał miejsce incydent, który mnie wmurował w siedzenie... Sara siedziała z Krzysiem na podłodze i bawiła się zabawkami. A myśmy siedzieli przy stole.Monika trzymała Maję na rękach. W pewnej chwili leci jakaś zabawka obok główki Majki. Reakcja Moniki jest natychmiastowa. Odkłada dziecko do łóżeczka i bez słowa i chwili zastanowienia dopada do Sary i mała dostaje po dupie... Ale nie klapsa... Trzy porządne uderzenia... Sara zanosi się płaczem... Moje serce jest rozerwane na kawałki... Nie jestem zwolenniczką bezstresowego wychowania, ale też nie jestem za biciem dzieci... Krzyś dostał ode mnie może ze trzy razy. Siedzimy z M. i nie wiemy co zrobić. Monika mówi do Sary, że wiesz za co. Wszystko się we mnie buntuje, ale wbrew sobie mówię, że inaczej jej chyba nie nauczy. Bo może ona ma rację, może to jedyny sposób. Powoli zaczynamy się zbierać. I dopiera teraz Monika bierze Sarę na kolana, przytula i tłumaczy... Wydaje mi się, że najpierw powinna jej wytłumaczyć, że rzucając zabawkami może dziecku zrobić krzywdę. Byliśmy świadkami tylko jednej takiej sytuacji... Nie wiem jak to wszystko wygląda w ciągu dnia... Sara jest zazdrosna,  jej mama całkowicie jest pochłonięta opieką nad wcześniakiem... Ale ona musi znaleźć czas także dla starszej... Trudna sytuacja, bo Sara mimo wszystko jest jeszcze malutka. ma dopiero dwa lata i nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia jakie może stworzyć względem drugiego dziecka...  Nie chciałabym pouczać Moniki. W końcu to jej dzieci. Ale tak nie można. Wracaliśmy do domu w osłupieniu. Marcin był w szoku. Jak Krzyś coś zmaluje to klaps jest ostatecznością. Ja uważam, że to nic nie daje. Więc go nie biję. Jak M zaczyna rozmowę z Krzysiem to ja wychodzę. Nie chodzi o to, że ja się z nim nie zgadzam. Ja jestem za miękka... Od pewnego czasu M. zmienił swój stosunek co do Krzyśka. Nie traktuje go jak maluteńkiego dziecka, wymaga od niego, nie ma tylko że go nagradza. I jest postęp. Krzyś słucha. Wystarczy, że M się odezwie, a on słucha. Ja mogę się nagadać cały dzień bez skutku. A Krzysiek po rozmowach z tatem pięknie je łyżką, zaczął mówić dzień dobry. Jest zmiana na lepsze. Ale mu się tłumaczy. Gadam ja, gada teściowa, gada M. Wszyscy tylko kłapiemy gębami. Wydaje mi się, że to daje lepszy efekt niż bicie...

Magadalena8

środa, 9 lipca 2014

Prawie 19, a ja mam chwilę dla siebie... Chwilę aby coś napisać... Nic szczególnego się nie dzieje... A jednak czasu brak...  W niedzielę jedziemy na roczek bliźniaków, bratowa M. wróciła z Mają do domu. Nawet chyba nie pisałam, że zmądrzeli i dali dziecku na imię Majka :) Poza tym praca, praca.... M. także w pracy. Dzisiaj przyjedzie późno. Ja jestem w domu to nie musi zajmować się dzieckiem wieczorem... Przyjedzie padnięty, bo chcą skończyć jedno zlecenie... 

Pogoda się zepsuła. Tzn jest pochmurnie, grzmi, pada. Ale parno nadal jest na podwórku... Lato raczej będzie deszczowe... Wykorzystaliśmy jednak dwa dni upałów i przedwczoraj Krzyś pływał w rzece :) Miał oczywiście motylki na ramionach i koło. Ale ja i tak stałam na środku rzeki w wodzie po pas :) Jednak mój syn się odważył i jak załapał, że nie wypadnie z koła to sam chciał pływać... A ja się zastanawiałam czy moja mama bała się o nas jak nas nad rzekę puszczała? Pewnie tak... I chyba dlatego nigdy z nami nie chodziła... W tym miejscu gdzie byliśmy to woda sięgała Krzysiowi po pachy. Czyli głęboko nie było... No, ale w łyżce wody można się utopić... Pamiętam dobrze jak jako dziecko wypadłam  z koła... Nie było to nic przyjemnego... Właśnie mnie olśniło... I to jest smutne spostrzeżenie... Bo ja staram się Krzysiowi znajdować różne zajęcia, ciągnę go po rzece, na spacery po lesie, na plac zabaw, gadam do niego i gadam... Każdą wolną chwilkę staram się z nim spędzić... Chyba dlatego, ze ja nie pamiętam mojej mamy z dzieciństwa... Tzn pamiętam... Jak robi obiad, wiecznie w kuchni albo mam wspomnienie jak przewraca siano, doi krowę... Albo krzyczącą na nas, bo chciała mieć chwilę spokoju... A tu pięcioro atakuje się nawzajem, krzyczy i dobrze się bawi... Może dlatego teraz nie potrafimy się dogadać...? 



09.07.1955 - 04.09.2009
Henryk M.

Gdyby żył skończył by dzisiaj 59 lat... 
Czekam na mamę i pojedziemy na cmentarz... Kwiaty trzeba zmienić, przetrzeć nagrobek... Pomyśleć tam chwilę... Oj tato, tato... Mogłeś żyć... Nie było by tak cholernie ciężko... :(

[*] [*] [*]

Magadalena8
Gdyby

wtorek, 1 lipca 2014

Jest już bardzo późno, ale przerwa w meczu więc zdjęcia można dodać :)

Najpierw te z wycieczki. 



Krzyś szalejący w basenie z kulkami :)



Tutaj strzelił gola... Samochodzikiem :)


 Tutaj pewnie jechał na deskorolce, a ja nie mogłam go złapać :)


Na trampolinie :) Próbowaliście kiedyś zrobić zdjęcie dziecku skaczącemu na trampolinie? To jest dopiero wyzwanie :)


Na czymś huśtającym :)


To już z niedzieli. Dzisiaj mówi tak: "Mamo ciocia Ania ma farmę. Tylko koni nie ma. Poza tym są wszystkie zwierzęta" :) Ania ma kozy, krowy, króliki, psa, koty i w niedzielę przyleciały sowy. Tylko koni nie ma :)


 A tutaj już dzisiejsza, wspólna zabawa z kotkiem :)





Łowca :)


Kot jest jeszcze bardziej ruchliwy niż mój syn. Nie usiedzi :) Pił dzisiaj wodę z kałuży... I poznaje coraz szerszy teren :)

A teraz idę oglądać drugą połowę meczu. 

Magadalena8
Mama Krzysia