czwartek, 28 stycznia 2016

Wczorajszy wieczór to jakiś koszmar... Koszmarny był mecz... I chyba nam wszystkim (kibicom) udzielił się jego nastrój... Mój brat zadzwonił dzisiaj i przeprosił... Wybaczyłam... Mam go tylko jednego i przez wiele lat był najważniejszym mężczyzną w moim życiu choć zrozumiałam to dopiero pięć lat temu... W każdym razie jest ok. 

Nikt nas nigdy nie uczył rozmawiać. Nigdy rodzice z nami nie rozmawiali... Mieliśmy dużo swobody. Ale także stresu. Brakuje ojca w moim życiu. Tato kojarzy mi się z piciem, awanturami. Pod koniec życia dopiero się zmienił. Nie było u nas dialogu. Nie zawsze było źle. Pamiętam spacery, tato nauczył mnie pływać, jeździć na łyżwach. Zawsze miał ciekawą historie do opowiedzenia. Kiedy był trzeźwy to był nawet równy gość. Ale to było rzadko. Mamę kojarzę z dzieciństwa albo jak nas uspokaja, albo gotującą, albo kłócącą się z ojcem... Dzieciństwo z bratem i siostrami kojarzy mi się z zabawami w intruzów, z zabawami na strychu w dom. Robiliśmy tez domy dla zabawek z pudeł kartonowych...  Ale bójki i kłótnie też były. W końcu było nas pięcioro :) Nie mogę powiedzieć, że moje dzieciństwo było złe. Ale nie było też jakieś super szczęśliwe. Dlatego jak mam nawrzeszczeć na M. to Krzyś tego nie słyszy. Ale może gdyby nie te nieciekawe przygody z dzieciństwa to dzisiaj nie miałabym dobrego kontaktu z rodzeństwem. Jesteśmy dla siebie wsparciem w dorosłym życie. Naprawdę... Życzę każdemu takich relacji z rodzeństwem. Nie kłócimy się między sobą, ale jak pojawia się duży problem to od razu powstaje między nami mur... Jeżeli któraś z nas ma problem to siostra zawsze wysłucha... 


Emocje opadły... To były ciężkie dni... Babcia miała drugi udar... Nie widzi dobrze na prawe oko... Mam nadzieję, że to ustąpi... Ma problemy z poruszaniem się... Na szczęście mówi. Za dwa tygodnie jedzie na rehabilitację. Wczoraj wyszła ze szpitala... I do mnie dotarło, że będzie ciężko. Na razie mogę przyjść o każdej porze i pomóc cioci. Ale jak już w końcu znajdę pracę... Na szczęście babcia ma w sobie wolę walki. Mówi, że stanie na nogi. Że będzie chodzić. A my musimy ją wspierać...

Będzie dobrze! Problemy są po to żeby się z nimi zmierzyć. Dam radę!

Magadalena88
Mama Krzysia

środa, 27 stycznia 2016

...

Chyba jest ze mną coś nie tak. Wszyscy dookoła mówią mi co mam robić. Ja pierdole! Mam wrażenie, że mając 15 lat dokonywałam bardziej świadomych i samodzielnych decyzji niż teraz. Będąc nastolatką nie miałam przyjaciół. Nie zwierzałam się nawet siostrom. Dopiero z czasem w szkole średniej zaczęły się przyjaźnie. Takie prawdziwe. I wtedy te relacje z rodzeństwem nabrały takiego kształtu przyjacielskiego. Ja na przestrzeni lat też się zmieniłam. Stałam się bardzo otwarta. I to mnie gubi w pewnych sytuacjach. Rozmawiam z M. O dziecku bo była taka a nie inna sytuacja w szkole. M mi mówi trzeba zrobić tak i tak. Ja odbywam rozmowę z panią, z rodzicami chłopca, który podbił Krzyśkowi oko. Uważam, że trzeba reagować. Od września i tak wiele spraw zostało przemilczanych. Może ja rzeczywiście za dużo gadam? Teraz mnie mój brat ruszył! Bo mam iść zrobić coś właśnie teraz zaraz! Do rana to poczekać nie może. Jutro będzie wydzwaniał i dążył temat. To wszystko jest pisane pod wpływem dużych emocji. Wiem, że jutro przemyśle wszystko. Albo dzisiaj w nocy, bo tak mnie wkurzył, że nie wiem czy zasnę. Moja przyjaciółka tylko mi wypisuje żebym się wzięła za siebie. Że się martwi, bo jestem gruba. A zdrowie, a kondycja. A odpierdolcie się! Wszyscy dookoła mają być zadowoleni. Ja mam wszystkich zadowalać. Zatraciłam się w tym wszystkim. Gdzie jestem ja w tym? Stałam się powoli słowami M., mojej mamy, cioci, siostry... Zanim zacznę z kimś rozmawiać to każde słowo muszę przemyśleć. Żeby tylko kogoś nie urazić. Kiedyś byłam szczerą dziewczyną. Teraz ważę słowa. Żeby tylko kogoś nie zranić. A mój brat mi dzisiaj tak pojechał, że nie wiem jak się nazywam. Zawsze byliśmy dla siebie wsparciem. I pewnie będziemy nadal. Idę spać. Za dużo dzisiaj rzeczy się wydarzyło. Za ciężki to był dzień. Wieczór jeszcze gorszy. Kto wytrwał i oczytał to niech się nie przejmuje. A ja muszę nad sobą popracować. Bo każdy do około robi ze mną co zechce...
Magadalena88

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Babski wieczór :)))

Pewnie, że się odbył. I jak zwykle z przygodami :)) Pierwszą z nich była informacja, że nie mamy powrotu do domu. Asia, jedna z nas, miała na 8 rano do pracy i była tylko do 12. A z nią właśnie pojechałyśmy. I w drodze do miasta okazało się, że brat Eli się rozmyślił i nie przyjedzie po nas... Elizkę szlag trafił, zadzwoniła do braciszka i wylewnie mu podziękowała... A ja zadzwoniłam do M. czy przyjedzie. Nie był zadowolony. Nie był zadowolony odkąd się dowiedział o babskim wypadzie... Ale mój mąż jest wyrozumiały. Wie, że co tydzień się nie spotykamy tylko raz na kilka miesięcy. Poza tym nie popełniamy przestępstwa tylko spędzamy razem czas. Ela chciała potańczyć, a że to dzięki jej przyjazdowi udało się spotkać więc to myśmy się dostosowały :) Szkoda, że nie było jej na święta wtedy była też Marzena i to mogło być fajne spotkanie. Takie po latach w starym składzie... Może kiedyś jeszcze się uda... Dotarłyśmy na imprezę, a tam była kolejna niespodzianka. W postaci małej ilości osób. Masakra jakaś. Nas cztery, w sąsiedniej loży może osiem osób. Ktoś tam jeszcze grał w kręgle. Około 12 zostałyśmy same. I obsługa... Królowe parkietu :)) Jak ja pracowałam na dyskotece w takiej sytuacji szefostwo pozwalało nam się bawić :) Straszna chujnia tam była. No ale co się dziwić. W końcu to czas studniówek. W każdym razie potańczyłyśmy. I nawet DJ puścił kawałek przy którym to myśmy 10 lat temu bawiły na imprezach :) jako nastolatki :) Około 1 przeniosłyśmy się do baru. A tam już same przeszłyśmy siebie, bo zamówiłyśmy herbatę :P  Było fajnie, spokojnie i rozmownie. 


Nie wiem kiedy nadarzy się okazja. Ela będzie w czerwcu. Może się uda wypad z mężczyznami? Bo ona przyleci ze swoim chłopakiem. Więc już nikomu nie będzie przykro, że my z partnerami, a ona sama.  



Te dziewczyny są bardzo ważne dla mnie. Ela z Olą po prostu były kiedy przed laty potrzebowałam. Teraz nadal dzielimy ze sobą smutki i radości. Nie chcę wracać do tamtego okresu w moim życiu. Było minęło. Nic nie trwa wiecznie. Ani cierpienie, ani radość. Nasze życie się zmienia, My się zmieniamy. Nie jesteśmy już tymi dziewczynami z przed 10 laty. Miałyśmy w głowie tylko sobotnie imprezy, swoich chłopaków. Szkołę, sprawdziany i problemy z matmą :) Teraz jesteśmy już dojrzalsze. Priorytety się zmieniły. Ale jesteśmy szczęśliwe. I dbamy o to co nas łączy. 





Asia, Ela, Ola i ja :)

Ela mówi po zrobieniu zdjęcia : Boże wyglądamy jak trzydziestki.
Ja jej odpowiadam: A ile masz?
Wszystkie w śmiech :)
Szczęśliwe, prawie 28-latki  :))



Ja mogę być u nich na FB więc niech one będą u mnie na blogerze :))
Magadalena88





czwartek, 14 stycznia 2016

Głowa nie eksplodowała... Ale niewiele brakowało... Wszystko się wyjaśniło... Po 79 dniach przyszedł ten dzień i po porządnym bólu głowy dostałam okres... Nie ucieszyłam się w ogóle... Gdybym z tak rozstrojonym organizmem zaszła w ciążę to dopiero byłby cud... Przed świętami zrobiłam dwa testy  w odstępie tygodniowym. Że może jednak... Bo przecież mój M. nie chce dziecka. Zabazpieczać też się nie chce i weź tu chłopa zrozum? Ale nie, to my kobiety jesteśmy trudne, pogmatwane i nie do wytrzymania... Ale mąż mój przejął się tym, że okresu brak. I zaczął naciskać, że może bym do lekarza poszła ble, ble, ble... Zarejestowałam się do pani doktor. Na 8 lutego. Miesiąc... Śmiałam się do siostry, że jeśli jestem w ciąży to za miesiąc poczuje ruchy dziecka... Muszę powtórzyć badania i niech coś z tym robi... Oprócz tego muszę się też wybrać do dietetyka, bo wydaje mi się, że te moje problemy są związane z moją wagą. A że jestem małym słoniątkiem to z odchudzaniem sama sobie nie poradzę... Bo samej mi się nie chce... Za ten czas od kiedy faktycznie myślę o tym jak wyglądam powinnam już być super modelką... Ale jest zawsze jakieś ale... Np teraz zamiast siedziec i pisać bzdety to powinnam ćwiczyć... Może ja mam też jakąś depresję skoro tak mi się nic nie chce? Bo weźcie taką sytuację, że przyleciała moja Ela i w sobotę szukuje nam się kolejny babski wypad :) Sabat czarownic :) I mamy iść na dyskotekę. I jak sobie pomyślę, że całą noc mam siedzieć na imprezie, z mega głośną muzyką (jedziemy w sobotę, nie bedzie disco pola, chociaż tyle), z pianymi ludzmi to po prostu jestem przerażona... Przecież ja to kiedyś uwielbiałam! Kiedy było to kiedyś? 10, 9, 8 lat temu? Myśmy były królowymi dyskoteki... Uwielbiałyśmy się spotykać z naszymi chłopakami, tańczyć całą noc... A terz wybija godzina 20, Krzyś idzie do swojego pokoju, ja najczęściej o tej porze też już jestem wykąpana i do łóżka. Autentycznie o 20 leżę w łóżku. I najlepsze jest to, że w ogóle się nie wysypiam. Muszę iść do pracy, bo jakiś pierdolec się mnie czepia... Będę pewnie znowu narzekać , ale przynajmniej będę bardziej zdyscyplinowana. I wiem, że ten nasz babski wieczór bedzie zajebisty! Bo nie chodzi o tą imprezę, o to kto będzie prowadził, kto co będzie pił. Tylko o to żebyśmy się spotkały i miło spędziły wieczór. Żeby każda z nas choć na chwilę zapomniała o tym mężu, dziecku, domu, pracy... Naprawdę ja raz na jakiś czas potrzebuję takiego wyjścia. I dziękuje losowi za moją Elizkę, bo przynajmniej raz na pół roku się spotkamy z dziewczynami. Ela jest właśnie takim zapalnikiem. Taką spójną... Gdyby nie przyleciała to reszta by się nie spotkała. Mam świadomość tego, że jesteśmy coraz starsze, mamy swoje rodziny, problemy i że te nasze spotkania z roku na rok będą inne. Ale chyba wszytskie wiemy, że jednak będą się odbywały...

Magadalena88



sobota, 9 stycznia 2016

Zwykły dzień...

Dzień spędziliśmy u mojej najstarszej siostry. M. Kończy u nich malowanie. Za niedługo przeprowadzą się. I budowa będzie nazywana domem :) ja spędziłam dzień z najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Ola skończyła 5 miesięcy i jest absolutnie najlepsza :) cudowne dziecko. Krzyś z Martyną trochę dawali czadu na spacerze. Ale niech się dzieci cieszą namiastką zimy. Śniegu jak na lekarstwo, ale i tak wrócili do domu cali mokrzy. Cały czas powtarzam, że nasze dzieci to zdolne bestie ;)

Wróciłam do domu z potężnym bólem głowy. Trzyma do teraz. Raz na jakiś czas dopada mnie taki ból. Ścina mnie to z nóg. Może to się powtarza regularnie, ale nigdy tego nie śledziłam. To taki ból, że sen nie przynosi ukojenia. Ciężko z nim zasnąć. I właśnie potrafi rano nadal być. Do tego dochodzą mdłości. Dzisiaj delikatne. Czasami wydawało mi się, że pojawia się przed okresem. Ale nie zawsze. Teraz tak popieprzył się mój organizm, że nie wiem już nic...

W domu czekała na nas przykra niespodzianka. W kominie się paliło. Ba chyba nadal się pali. Mój M. Ma noc z głowy. Trzeba pilnować. Cholera nasze zaniedbanie. W piecu Pali się od dawna. A zapomnieliśmy o czyszczeniu komina. Kilka razy odmówiliśmy kominiarzowi więc w tym roku nawet do nas nie zaszedł. A zjawia się zawsze po tym jak M wyczyści komin. Łazienka na piętrze jest najcieplejszym pomieszczeniem w domu. W jednej ze ścian jest właśnie komin. Przedtem płytki były gorące. Dobrze, że to nie pękło w pizdu, bo wtedy to już nas chyba tylko Provident ratuje...  Mamy nauczkę. Jak nic trzeba kupić kalendarz i zaraz na wiosnę umówić kominiarza. Niech chłop też zarobi ;)

Idę, bo moja głowa eksploduje...
Magadalena88

niedziela, 3 stycznia 2016

Mroźnie...

Jest godzina 20.30 a u nas już jest -16. Rano było -18. Brrr... To podobno ostatnia taka mroźna noc. Jutro ma spaść śnieg. Więc teoretycznie będzie cieplej. Jakieś -10... Co za tym idzie - brak wody... Jak nie spadnie śnieg, deszcz to będziemy cienko piszczeć... Dom jest już nasz, chcemy uzbierać pieniądze aby zmienić dach, zrobić elewacje. Ale chyba najpotrzebniejsza będzie studnia. Musimy mieć jakiś drugie źródło wody, bo to wiejskie ujęcie coraz bardziej nas zawodzi. I już nie chodzi o to, że ciężko się jest dogadać z resztą aby cokolwiek zrobić przy studni. Po prostu jest susza i doszedł do tego mróz.  Przez ostatnie miesiące można policzyć na palcach jednej ręki ile padało. I wszyscy się cieszą, że błota nie ma, że nie trzeba odśnieżać. I wody też nie ma... To zaczyna bardzo doskwierać...

I zaczęłam poszukiwania pracy. Jest kilka ogłoszeń. Jedno CV już wysłałam. Zobaczymy... Znaleźć coś muszę. Fajnie mi w domu. Mam czasu po dziurki w nosie. Nie przeszkadza mi to. Szkoda, że nikt nie chce mi płacić za siedzenie w domu... Nawet mąż :p Zaczynamy odczuwać moją utratę pracy. Bo jak by nie było to zawsze trochę grosza przyniosłam. Każdy z nas wie, że z jedną pensją jest ciężko. A M. jeszcze jest w takiej branży, że właśnie o tej porze roku szykuje się przestój... Ale damy radę! Przecież nie zaczniemy roku od narzekania. Nowy rok, nowe możliwości. I małe kroczki :)) Nie wiem co przyniosą najbliższe miesiące. Ubiegły rok był dla nas bardzo dobry. I tyle, bo nie lubię podsumowań. I postanowień też nie robię. I tak wiem co mam zrobić. Liczy się tylko mobilizacja do działania. Nie oglądam się za siebie już od lat. Nie ma sensu. Patrzę w przyszłość. Nie przeżyję tego co już było na nowo. Przyszłość zależy ode mnie. Więc się biorę za moje życie za bary :)) 


Spokojnego tygodnia!
Magadalena8