środa, 29 stycznia 2014

Nowości chorobowe...

Mamy ospę...  Już mamy szereg chorób za sobą od września. Brakuję jakiejś jelitówki... Prawie wszystko już było... Czy to uodporni moje dziecko na kolejny rok w przedszkolu? Się zobaczy... Ospa zaczęła się niewinnie... Od krostki na plecach w poniedziałek... Wczoraj dzwonię z pracy do mamy jak me dziecię się miewa i mam mówi, że rano go ubierała i na obojczyku zobaczyła krostkę. Ok. Dwie małe krostki to nie koniec świata... Wróciłam do domu. Jemy kolację i tak sobie patrzę na me dziecię. A na szyi jest więcej krostek...Podnoszę koszulkę, a na plecach mnóstwo małych czerwonych krosteczek i jeden ropny bąbel... Zawołałam mamę żeby tylko potwierdziła moje przypuszczenia co do ospy... Więc dzisiaj rano zarejestrowałam młodego do pani doktor. Pielęgniarka kazała przyjechać ok 10.30, bo dużo dzieci było do szczepienia. Przyjeżdżamy, a cała poczekalnia dzieci. Mądre bardzo mamy wsadziły swoje chore dzieci między te zdrowe do szczepienia... No, bo przecież szczepienia tylko do 10... Wrrrrr.... Tumaństwo... Ja zostałam w takim małym przedsionku. Była tam też pani której dziecko kaszlało... Mylę sobie niech to szlag, zarazi go... Jedna myśl w głowie, że przecież ospy nie można przeziębić. Przyszedł M. został z dzieckiem, a ja wchodzę do środka i pytam czy te wszystkie dzieci są do szczepienia. więc te mądre mamunie mówią mi z rozbrajającą szczerością patrząc jak na wariata, że tylko dwoje na początku kolejki... Byłam na końcu tej kolejki. Usiadłam na krześle, zawołałam M. Pomyślałam sobie, że tutaj z boku może nic nie złapie... I jeszcze chodziło mi o to żeby Krzyś nie zarażał. Dopiero później się dowiedziałam, że dziecko zaraża trzy dni przed wysypaniem. Czyli okres zarażania mieliśmy za sobą... A tak w tej malutkiej poczekalni zamieszanie z poplątaniem... W końcu wyszła pielęgniarka i pytam się czy ja mam tutaj siedzieć, bo chyba mamy ospę. Poszła do doktorki, wróciła i mówi do mnie, że pani doktor będzie nas wołać za chwilę. Więc czekam... Weszła pani z dzieckiem i jakiś pan. Skorzystałam z okazji, że drzwi były otwarte i mówię do doktorki jaka jest sprawa. Ona do mnie: zaraz wchodź tylko to dziecko przebadam. Więc ja moje dziecię na ręce i pod drzwi. I oczywiście do mnie reszta rodziców z pyskiem, bo co to za wpychanie się bez kolejki, bo oni też czekają od rana, że najlepiej tak się wryć... A ja mówię spokojnie, że moje dziecko ma ospę... A facet do mnie, że jego dziecko ma gorączkę, druga matka też się odezwała... Więc ja sobie myślę, że ok niech mój Krzyś zaraża, a jak jego zarażą to ja sobie poradzę. W duchu pożyczyłam im wszystkim takiej zajebistej ospy ze wszelkimi komplikacjami jakie mogą się przydarzyć.... Poczułam się bezsilna... Ja nie chciałam się wryć jak wiele matek robi, że rejestrują telefonicznie, przyjeżdżają i stoją pod drzwiami czekając aby te się tylko otworzyły... No po prostu myślałam, że ich pozabijam... Chodziło mi także o dobro tamtych dzieci... Ale od dzisiaj będę skurwysynem i tyle! Staram się być dobrym człowiekiem, staram się być grzeczna, miła, posłuszna. Ale chcę być tak samo traktowana. Postępuję tak, jak chciałabym aby postąpili inni wobec mnie.... I co? Okazuje się, że nie warto....  Zmęczona jestem tą ludzką nieżyczliwością.... W końcu i tak weszliśmy bez kolejki, bo pani doktor poprosiła nas do gabinetu. Spędziliśmy tam jednak wystarczająco dużo czasu, aby coś złapał... Pani doktor kazała nam jak najszybciej uciekać z poczekalni... Siedliska zarazków... Siedzi we fioletowo białe kropki... Na szczęście nie ma gorączki. zobaczymy co będzie w nocy, bo jeszcze go nie swędzi... Damy sobie radę... Najgorsze i tak w tym wszystkim jest to, że były moje siostry z dzieciakami.... Eh....

Magadalena
Mama Krzysia

sobota, 25 stycznia 2014

Pada u nas prawie nieprzerwanie od wczorajszego wieczora... Jest bajecznie.... Ale M. jutro jedzie ze mną do pracy... Byłam w sklepie dwa razy dzisiaj i jak widziałam samochodu, które zarzucało na skrzyżowaniu to byłam przerażona... Fakt jest taki, że ze środka skrzyżowania po prostu ten śnieg nie był dobrze ściągnięty przez pługi, ale wyobraźnia podziałała... Droga jest biała... Będę jechała do pracy dopiero przed 9 więc droga będzie przetarta, ale mimo wszystko będę się czuła bezpieczniej z M przy boku... 

Noc zarwana...... Krzyś ma chyba jakieś robale... Płakał, wiercił się, zgrzyta zębami jak zwariowany. Jak tylko skończy antybiotyk to idę z nim na bilans i zrobię mu badania. Krew, mocz i kał także... Krzyś płakał a Antoś spał za ścianą... Ja znowu wstawałam do niego co godzinę mimo, że tylko raz się obudził... Jak nie tuliłam Krzysia to wstawałam zaglądać do Antosia... Jakoś przeżyłam...Do wtorku też przeżyję.... Jutro w pracy tylko do 17 :) Biorę aparat ze sobą. Może będzie możliwość na fajne zdjęcia :)

Magadalena8
Mama Krzysia

środa, 22 stycznia 2014

Pada śnieżek...

No i się zrobiło zimno w środku stycznie. Coś nie do pomyślenia, hihi... Rozpieściła nas pogoda, a dzisiaj zimno, na minusie, śnieg pruszy...No masakra. Każdy kto zaglądał do sklepu to narzekał. A przecież zapowiadają, że ma być jeszcze zimniej. I co wtedy? Niech pada. Szkoły mają ferie to niech sypie, niech dzieci się cieszą. Pamiętam jak czekaliśmy na ferie... Worki były przygotowane, łyżwy wypożyczone ze szkoły i śnieg zawsze dopisał :) Tak, że po dwóch tyg worki były do wyrzucenia, zjazdy wyślizgane, bałwany ulepione, ptaki dokarmione, a łyżwy stępione :) Często ktoś miał o tydzień ferie przedłużone po szaleństwach na śniegu ;) Także niech pada, niech dzieci nie siedzą tylko przed komputerami... Ja powoli do pracy dojadę... Powolutku dzisiaj jechałam, a po przyjściu do pracy miałam trochę zamieszania. Ok 10 dzwoni mój mąż czy dojechałam... Zmartwił się biedak... No nie pomyślałam żeby zadzwonić do niego, nie widziałam takiej potrzeby...

Krzyś trochę lepiej chociaż mamunia zapomniała wczoraj dać mu krople do uszu.... I rano jak wstali moi panowie to mówił, że go głowa boli... Ale już się poprawiłam, w południe dzwoniłam do M. czy leki podał dziecku. Wieczorem sama wszystkiego przypilnowałam. I za kilka dni powinno być dobrze...


A także pracowity dzień jutro mnie czeka... Siostra z dziatwą swą ma przyjechać na weekend :) Będzie wesoło. A ja przez całą sobotę będę mogła się nacieszyć bliźniakami i Antosiem... :) A W przyszłym tyg być może przyjedzie Martynka, najstarsza z dzieciaków w rodzinie. Na ferie do babci przyjedzie :) Będzie zabawa, będzie się działo :)

Magadalena8
Mama Krzysia

wtorek, 21 stycznia 2014

Wspomnienia...

Siedzę i myślę... Dziecię me bawi się cichutko jak myszka w kąciku... Wspominam dziadków moich w te świąteczne dla nich dni... Babcie obie jeszcze żyją... Jedna ma 81 lat, druga skończy w październiku 80... Zawsze mogę na nie liczyć... Ta starsza babcia Zosia, mama mojej mamy, mieszka jakieś 7 km od nas. Druga babcia Ania mieszka po drugiej stronie ogrodzenia, którego nie ma... Życzenia złożyłam... Dziadkowie już nie żyją.... Jeden zmarł 8 długich lat temu, dziadziu Antek... Imię zostało do niego dodane dopiero kiedy mnie i siostrom urodziły się dzieci . Dla nas zawsze był dziadziem z (i tu padała nazwa miejscowości w której mieszkał)... Ciężko chorował... Drugi dziadziu Tadziu zmarł prawie trzy lata temu... Wczoraj oglądałam jego zdjęcia i strasznie za nim zatęskniłam... W pewnych momentach był dla mnie wszystkim....


Wczoraj także oglądałam zdjęcia jak Krzyś był malutki... I zapragnęłam małego brzdąca z ogromną mocą... Aż mnie to przestraszyło... Przeraziło, ale uczucie chęci posiadania drugiego dziecka zostało... 

I jeszcze słucham pięknych polskich piosenek... Niemen, Myslovitz, Edyta Bartosiewicz, stara dobra Budka Suflera... Czasami mnie tak nachodzi... A że jakiś dół mnie dopadł to najlepsze nasze na chandrę... 

Magadalena
Mama Krzysia

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kolejna niedziela mogłaby być dobra... Gdyby nie tajemnicza choroba Krzysia... 

Mój synciu po rosole sobie wszystko zwrócił.... Myślałam, że dlatego, że miał za dużo w buzi... Czasami ma taki odruch wymiotny... Ale pogoda była piękna więc zbagatelizowałam problem i poszliśmy na długo spacer... Na pola i łąki, które teraz są takie nijakie, bezbarwne, ale pogoda nie pozwalała aby być w domu. Nie byłam w tamtych stronach jakieś 15 lat. Zatoczyliśmy koło. Nie było nas jakieś 2 h. M. musiał nieść małego z powrotem do domu. I w domu mówię do mamy żeby dotknęła jego czoła, bo jakiś ciepły jest, ale może mi się wydaje, bo dopiero weszliśmy z podwórka... Dziecię me miało już 38,3 st gorączki, No może to jeszcze nie jest powód do paniki, ale mimo wszystko temperatura podwyższona z niczego. Bo co? Ze spaceru? Ze świeżego powietrza? Dałam Krzysiowi drugie danie i leki. A on mówi, że głowa go boli. Położył się u mamy na łóżko i odpoczywał... Wieczorem temperatura znowu podskoczyła. A kiedy podałam mu leki to zwymiotował. Poszedł w ruch czopek. I po tłumaczeniach podaliśmy lek... O 4 nad ranem znowu temperatura. Kolejny czopek, szklanka picia, sikanie... I p oraz pierwszy spał z nami na łóżku. Dobrze, że takie wielkie :) Rano prawie zasnęłam, ale zdążyłam na autobus. M pojechał z dzieckiem do lekarza. Diagnoza: zapalenie ucha... Ja w szoku... Dlatego były wymioty, gorączka, ból głowy... Ale ucho nie zaczęło jeszcze boleć... Doktorka jak nacisnęła na uszy to dopiero był wrzask... Doskonale pamiętam zapalenie ucha jak Krzyś miał 1,5 roku... Najgorszemu wrogowi nie życzę zapalenia ucha u tak małego dziecka. A Krzyś jest już duży, powie co go boli i można było szybko zareagować... Antybiotyk na 10 dni... i siedzi w domu... Dwa tyg spędził w przedszkolu. M. podjechał i zapłacił za zabawę karnawałową, która będzie dopiero w lutym. Połączona z Dniem Babci i Dziadka. Mam nadzieję, że wydobrzeje, bo chce być przebrany za Zorro. To jego bohater :) A początkowo chciał być choinką...Najgorsze przymocować szpic na czubku głowy... Ale stanęło na Zorro... Uff... W sobotę stał się mały cud... Krzyś obudził się i chciał iść do przedszkola! Pierwszy raz od września chciał iść do przedszkola! W sobotę... Po tym jak powiedziałam basta włażenia mi, nam na głowę dziwne rzeczy się dzieją... Np zaczął syn mój słuchać i bierze łyżkę do ręki. Na moich warunkach! Myślałam, że ta chwila już nie nastąpi. Oczywiście nie zjada jeszcze sam całej porcji, ale 12, 15 łyżek to dla niego sporo. A wiosłuje jakby od zawsze to robił... 

Mam nadzieję, że tak już zostanie. I że ucho nie będzie bardzo mu dokuczało...

Magadalena8
Mama Krzysia

środa, 15 stycznia 2014

Kolejny początek....

Dobra, jestem. To dla mnie nowość. Ale na Interii miałam już wszystko obcykane. I może dlatego to przestało sprawiać frajdę... Także kolejny początek :) Ależ mnie to cieszy. Może tutaj będzie łatwiej... Na razie to trochę zagubiona jestem... Ale przynajmniej mogę się podpisywać moim imieniem :) 

Magadalena8
Mama Krzysia