niedziela, 30 marca 2014

Nosi mnie...



Właśnie wróciłam ze spaceru z kijami… Dzisiaj nie  ćwiczyłam.. wieczór jest idealny… powietrze rześkie, niebo gwiaździste… Idealnie… Przeszłam się chwilę. M. mi działa na nerwy… Aaa… Nie chce mi się nawet o tym pisać… Dzień był piękny… 4 godziny byłam w pracy… Ludzi mnóstwo. A wczoraj byliśmy jak turyści i jak M po mnie przyjechał to zeszliśmy nad wodę. Krzyś zadowolony bardzo :) Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz nad Soliną z tamtej strony byłam. M. może drugi raz… Ale nadal nie wiem po co takimi tłumami ludzie tam ciągnął… Tzn. woda przyciąga wczasowiczów… Aparatu nie wzięliśmy, ale wrócę tam w lecie i jesienią. 
Wtedy warto…


A w piątek mój syn jak zasnął o 17 to obudził się o 5 rano :) o 22 dostł mleko poprosił o swoje przytulani i zasnął. M. myślał, że dziecko jakieś chore będzie, a on w przedszkolu był na spacerze. Myślałam, że taki krótki był to spacer. Ale jak mi powiedział gdzie byli to kawał drogi przeszli. I dlatego tak go zmogło :)

Dobrego tygodnia
Magdalena8
Mama Krzysia

piątek, 28 marca 2014

Ciąg dalszy rozsypującego się świata...



Mojego świata… 
Pech mnie nie opuszcza…
Rozwaliłam dzisiaj lampę w aucie… Cofnęłam prosto w drzewo… Tylko mnie mogło się to przytrafić… I szlag trafił mój dobry nastrój… Nie chcę opisywać tego zdarzenia…  Ile jeszcze stłukę lamp zanim nauczę się jeździć?! Czuję się bezsilna… Wysiadłam z auta roztrzęsiona… Mój szef to widział… Śmiał się ze mnie… No bo to takie zabawne… Dałam mu kluczyki i dosłownie kazałam zajechać na miejsce… Zadzwoniłam do M., opowiedziałam mu co się stało i stwierdziłam, że ja się po prostu do tego nie nadaję… Wszystko mi się komplikuje, nie układa się tak jak powinno… Czuję się tak jakbym przeżyła swoje życie… M. mówi, że nic się nie stało… Ale widziałam w jego oczach wściekłość… I bezsilność… 
Tak jak u mnie… 
Magadalena

czwartek, 27 marca 2014

W niedzielę odbył się najazd rodzinny... Jak zwykle zresztą... Najpierw Ania z Konradkiem, później najstarsza siostra z rodziną, a na koniec siostra z bliźniakami, czyli Antosiowie jak Krzyś ich nazwał. Śmiechu było wiele, hałasu również. I tak moje siostry sobie siedzą i rozmawiają... A ja z boku słucham jakie to postępy poczyniły w związku z ćwiczeniami Ewy Chodakowskiej... I ja japę otworzyłam bardzo szeroko. I oczy też... I brzuch wciągnęłam jak tylko się dało... Ale to wciągnięcie za wiele nie pomogło. Bo brzuch jak wystawał, tak wystaje... I ja we wtorek jak wróciłam z cmentarzyska to na kompa i w księdze wiedzy wszelakiej znalazłam sobie panią Ewę. Bo moje starsze siostry mogą to ja też! I tak sobie ćwiczę od trzech dni... Najpierw na pałę włączyłam skalpel i po 15 minutach, wypluwając płuca spasowałam... Poczytałam trochę o Ewce i po godzinie nie mogłam zejść po schodach tak mi się mięśnie ruszyły. Ale znalazłam ćwiczenia dla początkujących i staram się ćwiczyć. Wczoraj i dziś po 20 minut. Na forach dziewczyny piszą, że wystarczy po 30 minut dziennie i widać efekty po miesiącu. U mnie na razie efekt jest taki, że nie mogę się schylić, nie mogę usiąść, wyjść po schodach i uaktywniły mi się mięśnie w miejscach gdzie nie pomyślałbym, że są.... Ale siostry dopingują mnie i powtarzają, że na początku tak będzie... Rano nie mogłam się ruszyć, jutro pewnie będzie to samo... Tylko dlaczego tak późno zaczęłam? Nie wiem.... Na razie nie mam pomysłu jak zmienić swoje życie to chociaż postaram się odchudzić... 


A dziadziu? Minęło 3 lata... Myślałam we wtorek o nim, o tacie, o pani Irence... Tato mi się śnił. Jak zwykle w takiej zwykłej, codziennej sytuacji... I Mama Oli też mi się śniła...  Myślę o niej, bo jutro mija 3 m-ce jak nie żyje... A śniła mi się w trumnie... Ale nie w tej zimnej kaplicy. Tylko leżała chyba w domu, było tam tak rodzinnie. Przyjemnie mimo, że to pogrzeb.... A dziadziu? Nie śnił mi się chyba ani razu w ciągu trzech lat... Trzy lata.... Niesamowicie czas szybko płynie... Byłam sobie u nich, na cmentarzu, popłakałam, pogłaskałam zdjęcia.... Jak wariat... I tak nie wiele mi to dało... Krzyś się ładnie przywitał.... Nie pamięta pradziadka... A dziadziu brał go na kolana, odsłaniał firankę i pokazywał mu auta na drodze... Ehh...

3majcie kciuki za moją wytrwałość w tych ćwiczeniach...
Magadalena8
Mama Krzysia

wtorek, 25 marca 2014

Tadeusz M******

6.09. 1925 - 25.03. 2011
[*] [*] [*]

Tak bardzo mi go brak.... 





poniedziałek, 24 marca 2014

Smutny dzień...

Smutno... Straszelnie mi dzisiaj źle... Mój M. otworzył mi dzisiaj trochę oczy... Nie pierwszy raz zresztą... Czy ja się nauczę w końcu asertywności? Czy ja w końcu zrozumie, że nie muszę być dobra dla każdego? Bo ktoś może mieć to w dupie... Dlaczego nikt nie potrafi docenić tego co robię dla drugiej osoby??? Nie docenia tego matka, koleżanka z którą pracuję... Czy naprawdę muszę się zmienić we wredną sukę, do tego rudą,  żeby wszyscy dookoła przestali mnie wykorzystywać?!  Chociaż to nie tak... Ja po prostu się na to jawnie zgadzam.... Niech Cię szlag, Madziuniu.... Zła jestem na siebie, że po raz kolejny ktoś mi coś narzuca, a ja  biernie się na to godzę... Przecież mam rozum! W drodze ewolucji natura obdarzyła mnie takim czymś galaretowatym więc może w końcu mogłabym zacząć tego  używać! Teraz już mi nie smutno, tylko okropnie jestem zła na siebie... Chodzi o pracę, ale nie chce mi się pisać dokładnie o co chodzi... Przemyślałam sobie dzisiaj wszystko w ciągu 11h spędzonych w sklepie... I nie chcę tam pracować... Po prostu mam dość... Mam dość ludzi, mam dość tego, że wiecznie nie mam pieniędzy na wydawanie, mam dość siedzenia tam od kwietnia do września codziennie bez dnia wolnego, bo o wolnym weekendzie w lecie nie ma mowy... Nie chcę tego robić... Chcę pracować jak normalni ludzie po 8 godzin, wracać do domu i mieć czas dla męża i dziecka... Nie chce już pracować u prywaciarza, nie chcę się przyjaźnić z szefostfem!!! Chcę być traktowana jak pracownik... Chcę żeby ktoś zauważył to że coś robię, a nie że tylko się potykam... 

Mam prawie skończone 26 lat i dopadł mnie jakiś kryzy... To trwa juz jakiś czas... Bo ja chciała bym robić to co lubię...  Coś co mnie satysfakcjonuje... Co sprawia mi frajdę... Tylko nie wiem co to mogło by być...  Znalazłam się na jakimś zakręcie życiowym... Krzyś jest dla mnie największa radością, z M się wszystko tak dobrze poukładało... Powinnam się cieszyć że mam umowę o pracę, że ktoś mi odprowadza składki... Blee... Ja po prostu się duszę... I najgorsze, że nie znajduję rozwiązania z tej sytuacji.... 



Magadalena

czwartek, 20 marca 2014

Wiosna pełną parą :) Ale na spacer wyszliśmy dopiero po zachodzie słońca jak przestało wiać... Dzień jak marzenie... Ciepło, wiosennie... Ahhh... A u nas od rana przeprowadzka! Krzyś rano obudził się, podreptał siku, a później do pokoju swojego :) Spał  razem z nami w pokoju. Ostatni raz. Teraz już smacznie śpi u siebie. I gdy wrócił do łóżka rano to mnie obudził. Była 6.50 i od razu tekst: idziemy już myć te meble? :) Zrezygnował z picia mleka, sam zaproponował płatki. Ciężko mu było wytrzymać do 8 aż otworzą sklep, bo nie miałam płynu. Jak już wróciłam to ciężko było mi śniadanie zjeść. A później to już wielkie ścieranie półek i zabawa w wodzie. Urocze to moje dziecko. I bardzo pomocne :) 

Zdjęcia były robione wieczorem... Mamy dwa aparaty i oba odmówiły posłuszeństwa. Ten starszy naładowałam. I z tego są zdjęcia. Nikon zrujnuje mnie przez baterie...

 
Może jakiś pomysł na okno ktoś podpowie? Ja chciałam tylko zazdrostki... M. się upiera przy firance na całe okno... To stare krzesło zniknie :)



Wszystko układał sam Krzyś :) Ja tylko kwiatka dodałam :) 


Łóżko z braćmi :) Filip jest zasłonięty przez Ruperta. I Carsy na ścianie. Obowiązkowo... 


Komoda i lampka ze Spidermanem :)



A wszystko przez niego :p


Lampa robi furorę :)


Magadalena8
Mama Krzysia






środa, 19 marca 2014

Są! Jest! Hura!

Przyszły meble :) 
Nawet je przywieźli do domu. Do 10 km dowożą gratis a nawet w sklepie o tym nie rozmawialiśmy. Ja byłam w pracy. I myślałam, że oszaleje gdy zadzwoniłam do M. i powiedział mi, że już są. Jak wróciłam po 19 to już je poskręcał. Efekt: bardzo, bardzo ładnie wszystko wyszło :) Jutro zrobię zdjęcia, bo jak na złość wyczerpały się baterie w aparacie... Krzyś jak mnie zobaczył to krzyczał: Mamo, chodź na górę, moje mebelki już są! Skakał przy tym po całym korytarzu :) Jak on się cieszy. Radość na twarzy dziecka jest najlepszą nagrodą za wszystkie wyrzeczenia, trudy... Ja sama się cieszę tym pokoikiem... Ja dzieliłam pokój z czwórką rodzeństwa... Pamiętam, jak mieszkaliśmy w siódemkę w pokoju. Ja z rodzeństwem, rodzice, dwa łóżeczka, dwa łóżka, wózek, dwie szafy i piec kaflowy...  Później kiedy przeprowadziliśmy się do domu to rodzice byli w jednym pokoju, a my w drugim. Pewnie, że było zabawnie, śmiesznie i nie raz but mamy poleciał w drzwi kiedy chciała już aby wieczór był spokojny :) Abyśmy już pozamykali buzie, przestali śpiewać, gadać... Później mieliśmy okres słuchania bajek z magnetofonu. Zasypialiśmy także przy włączonym Radiu Bieszczady. Wiele lat minęło zanim najstarsza siostra przeniosła się na górę do pokoju, później druga siostra.... Później brat.. Jak zaczęłam spotykać się z M. to jeszcze z jedną siostrą dzieliłam pokój... Dopiero jak ona się zbuntowała i wyprowadziła zostałam w pokoju sama... Miałam prawie 18 lat... Było nas dużo w domu... Brakowało nam prywatności, kawałka swojej przestrzeni. Ale dzięki temu, że byliśmy ciągle razem mamy dobry kontakt ze sobą... Uczyliśmy się przy jednym stole, w kuchni. I dalej był śmiech, gwar, zabawa :) A my mamy jednego Krzysia. Niech ma ten swój pokoik... Ma pokój, nie ma rodzeństwa... Coś się zyskuje, ale za cenę czego innego... Kiedyś wspomniał, że jak się dzidziuś urodzi to łóżeczko wstawimy do pokoju... 
A wie, że dzidziusia nie będzie.... Jak na razie, nie w lipcu... 
Ale może za rok? 

Magadalena8
Mama Krzysia

wtorek, 18 marca 2014

Pierwszy trening :)

Krzyś odbył dzisiaj pierwszy trening w ping-ponga. Mój mąż przez podstawówkę, gimnazjum i szkołę średnią ciupał w tenisa... Wygrywał :) W rodzinnym domu ma medale, dyplomy puchary... Dwa lata temu dyrektor gimnazjum dał mu  znać po przez brata, że będą zawody. M. wybrał się nie licząc na żaden sukces...  W jego kategorii wiekowej grał każdy z każdym... I tak mój mąż wrócił do domu po kilku godzinach, masakrycznie zmęczony, z ogromnym bananem na buzi i wielkim pucharem za zajęcie pierwszego miejsca. Po długiej przerwie, nie ćwicząc wcale, wygrał... Było ich takich kilku zapaleńców w szkole do ping-ponga. I to właśnie za sprawą dyrektora szkoły. Bo on prowadzi od lat treningi i te dzieci dopinguje niesamowicie... Właśnie tak dobrze gra tez brat M. Jedzie z kolegą na wojewódzkie zawody. Nigdy nikt z tamtej szkoły nie pojechał na wojewódzkie. Pewnie cudów nie zdziałają, ale będą. Ja przez trzy lata w gimnazjum nie byłam na ani jednym treningu. Za to dzisiaj byłam... Po dziesięciu latach od skończenia szkoły... Krzyś jak rano usłyszał, że tato idzie na trening to on też chce. Marcin stwierdził, że czemu nie. Tylko, że jak będę musiał iść, bo on dzieckiem nie będzie mógł się tam zająć... I mój M. mało nie zwariował tak tam biegał, skakał wokół stołu i odbijał tę piłeczkę :) Jak dziecko. Tłumaczył też bratu jak serwować. Dyro zadowolony. Stwierdził, że nasze dziecko jest podobne do obojga rodziców :) A Krzyś? Prawie płakał żeby tato dał mu zagrać. I kiedy nadszedł ten moment to tym razem młody co nie zwariował :) Przekonał się, że to nie jest takie proste jak mu się wydawało. Ale był zadowolony :) M. także. Może mój syn będzie kiedyś sławnym tenisistą stołowym :) Mamy zdjęcia ale na telefonie, a kabel wcięło. "Amba" go zeżarła pewnie... Wiecie, amba to takie zwierzę co wszystko bierze... W naszym domu ta amba jest dość duża.... :)) Nie wiem nawet gdzie go szukać. Ale znajdę kabel i się pochwalę zdjęciami. Filmik też mamy. :) 

Pokój Krzysiowy jest pomalowany. Tapeta przyklejona... Nawet dzisiaj przesadzaliśmy z Małym kwiatki, które będą w pokoju. Lampa wisi pod sufitem... A meble jeszcze nie przyszły... Wrrr... Byliśmy wczoraj w sklepie. Pan powiedział, że dzisiaj, najpóźniej jutro.... Tydzień minął... dziecko nie może się doczekać.... My także żeby już zobaczyć czy efekt będzie taki jak sobie założyliśmy.... Wszystko gotowe... Tylko te meble...

Magadalena8
Mama Krzysia

poniedziałek, 17 marca 2014

Kto z Was w dzieciństwie grał w świnię? Bo ja tak! I dzisiaj był szał na karty. Najpierw Krzyś grał z M. w wojnę. Później ze mną. Nie mamy kart do Piotrusia, bo w to nauczyła go grać babcia Ela. Krzyś poprosił mnie o jakąś inną karcianą zabawę. Więc pierwsze co to świnia :) Nie będę czterolatka w tysiąca uczyć grać... Rozłożyłam karty i zonk... Jak w to się grało??? Ale uratowała nas księga wiedzy wszelakiej :) Google odesłał nas do Wikipedii.

Zasady gry:
Potasowane karty rozkłada się na stole w koło, koszulką do góry (karty mogą też leżeć chaotycznie). W środku koła kładzie się jedną kartę, wartością do góry. Pierwszy gracz (wybrany przez losowanie) wybiera jedną kartę z koła, tzw. świnię. Jeśli pasuje kolorem, to kładzie ją na poprzedniej. Potem kładzie dowolną inną (jeśli nie ma żadnej karty, to musi dobrać jedną i położyć ją na stosie). Drugi gracz musi wybrać inną kartę, pasującą do drugiej karty położonej przez pierwszego gracza. Jeśli jednak karta nie pasuje, gracz, który ją wylosował zachowuje ją dla siebie, jednak nie pokazując jej pozostałym (może ją położyć później). Gracz ciągnie karty do chwili, gdy będzie mógł wyciągniętą kartę dołożyć do stosu. Kiedy karty na stole skończą się, gracze dorzucają tylko karty z ręki. Gdy gracz nie będzie miał karty pasującej, a dookoła stosu nie będzie żadnych kart, to dobiera ze stosu karty tak długo, aż będzie mógł dołożyć jedną ze swoich (karty pobrane ze stosu dokładamy w następnej kolejce!).
Gra kończy się w momencie, gdy jeden gracz nie będzie miał żadnych kart.

I chyba jakoś podobnie graliśmy. W każdym razie po dwukrotnym przeczytaniu zasad gry mogliśmy przystąpić do dzieła. Po pierwszej rozgrywce wytłumaczyłam Krzysiowi o co chodzi z kolorami i figurami. I tak tato mu pomagał :) 



Ale nasz syn szybko się znudził. Za to my bawiliśmy się świetnie :) M. będzie pasł świnie 6 lat a ja tylko 5 :))

Krzyś w buzi ma dzwonek, który służył mu chyba za dziób... Ostatnio bawi się w różne zwierzęta...


Później panowie moi grali jeszcze w domino. I Krzychu wygrał. Ale najbardziej lubi grac w warcaby :) I tutaj znowu ukłony w stronę babci Eli. najchętniej nauczyła by go już grać w szachy, ale on nie ma w sobie jeszcze tyle cierpliwości. Chociaż już odróżnia niektóre pionki... Zdolna bestia z niego. Oby tylko tak zostało...

A i dzisiaj stworzył dzieło sztuki... Śliną na telewizorze.... Może lepiej niech się zajmie szachami... Myślałam, że nie doczyszczę ekranu...

U nas wietrznie, nieprzyjemnie... Deszcz pada. Śnieg też się pojawił... Z domu się nie chce wychodzić... Ale zapowiadają poprawę pogody. Marzę o ciepłym słoneczku... Jak my wszyscy...

Magadalena8
Mama Krzysia

czwartek, 13 marca 2014

Krzysiowi dzisiaj mija 4 lata, 4 miesiące i 4 dni :) Pod wpływem jubileuszu Radka pozaglądałam na starego bloga... Tego pierwszego.... Tego gdzie tyle przykrości i bólu jest zapisane.... Dlatego nie chciałam go kontynuować... A powstał w październiku 2008... Ale dawno... jakie wtedy wszystko było łatwe i bez problemowe... Mogłam wtedy wszystko... Ale jak się wszystko potoczyło, zmieniło przez 6 lat... Przede wszystkim mam czterolatka :) Jestem nadal z M... Jak wielu tych, którzy tam zaglądali, a których nie ma już wśród blogowego świata było by zaskoczonych moją decyzją...Oj już dość tych smentów....  I jest tam licznik Krzysiowy :) A syn mój dzisiaj chciał być kotkiem... I pomalował sobie twarz mazakiem. Chyba brązowym... No wąsy chciał sobie zrobić :) Wyglądał komicznie :) Ale umyć już było gorzej... A i zabrakło nam żółtej farby na jedną ścianę... Ale i tak trzeba malować trzeci raz więc się dokupi :)

Magadalena8
Mama Krzysia

poniedziałek, 10 marca 2014

Zmiany... Malowanie, choroba i... tańce :)

Pogrzeb dzieciątka odbył się w sobotę... Ksiądz zabrał ją do Kościoła. Nie do kaplicy... Na pewno uroczystość była piękna. Ja byłam w pracy. Nie dałabym rady w tym uczestniczyć... Nie zniosłabym widoku cierpienia tej starszej siostry...Ale światełko pojadę jej zapalić... Tylko niech emocje trochę opadną... Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci była sepsa... 


A u nas zmiany... Brata pokój został pomalowany :) I dzisiaj M. pomalował już sufit w nowym pokoju Krzysia :) W tamtą niedzielę kupiliśmy farby do pokoju Krzysia. Sam sobie wybrał żółtą i niebieską. I meble z tego pokoju, w którym będzie Krzyś to poszły do pokoju brata. A że ściany prosiły się o malowanie, a farba była już prawie przeterminowana (M. dostał od kogoś w jakiejś robocie w zeszłym roku) to M. pomalował. Tamten pokój jest żółto zielony. I całkiem się zmienił :) Brat dostał zdjęcia i jest szczerze zaskoczony :) o niczym nie wiedział. A my zamówiliśmy mebelki do pokoju dla Małego. Będą w przyszłym tygodniu. Krzyś nie może się doczekać, a ja obawiam się czy będzie chciał tam spać... Kupiliśmy tapetę z motywem Cars'ów i lampę w kształcie samolotu :) A mebelki będą miały pomarańczowe akcenty :) Zresztą dodam zdjęcia kiedy będzie już wszystko gotowe. Ja sama cieszę się jak małe dziecko na to malowanie :) Krzyś też. Nie odstępował M. przez całe popołudnie. 

A rano odwiedziliśmy panią doktor. Lista obecności na dwa, trzy tygodnie została podpisana... Zrobiliśmy masę kilometrów. Rano do miasta, ale kolejka była ogromna. Więc Krzysia do domu, a my na Sanok... Później po Małego i prawie dwie godziny w kolejce... Nadal kolejka była ogromna. Krzyś ma chorą krtań. Ale bez antybiotyku. Dobrze, że miałam leki w domu to kiedy tylko zaczął chrypieć od razu dostał tabletki. Ale tylko dlatego leki są w domu, że mama miała niedawno zapalenie tchawicy... Leki mamy podawać przez 5 dni i do końca tygodnia w domu. Nie rozumie już co się dzieje. Czy wszystko można zwalać na przedszkole? Zeszłej zimy tylko raz był chory. A w tym roku wszystko do domu przyciąga... Ale może się wychoruje i za rok będzie dobrze.... Pogoda jest piękna. Kilka ostatnich dni było szare i mroźne. A dzisiaj piękne słońce :) A moje dziecię musi być w domu... Ech...

A ja zafundowałam sobie dawkę ruchu :) Jutro będę tego żałować. Zresztą już odczuwam zakwasy na łydkach. W tamtym tygodniu spotkałam się z koleżanką i ona mi powiedziała o tańcach. Od grudnia w nich uczestniczy, a ja o niczym nie wiedziałam... I pojechałam dzisiaj. Było fantastycznie :) Gubiłam rytm, nie nadążałam za instruktorką i dziewczynami. One zaczynały prawa nogą, a ja lewą. Ale najważniejsze, że w końcu się poruszałam. Cholernie mnie to cieszy :) W środę kolejne spotkanie. Tańczymy do nowych, melodyjnych piosenek. Układy są ciekawe, proste. Przeplatają się kroki taneczne jak do salsy, tanga, lambady. Wszystko jest połączone. Tylko ćwiczyć. Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej, bo chęci mi nie brakuje :) Niestety zajęcia są tylko do końca miesiąca, a ja tak późno się o nich dowiedziałam... W mojej miejscowości też było parę spotkań, ale nie było chętnych i dziewczyna zrezygnowała. I ta właśnie pani prowadzi tańce w przedszkolu. Krzyś nie chciał na nie chodzić, bo stwierdził, że chłopy nie tańczą :)

Dobrego tygodnia :*
Magadalena8
Mama Krzysia

środa, 5 marca 2014

Smutny dzień...

Cały dzień myślałam o tym co się wydarzyło... Próbowałam ubrać to w słowa... Nie wiem czy potrafię...

Była pewna rodzina... Wielodzietna... Chyba siedmioro dzieci... Była też mama, która chorowała... Na jakiegoś paskudnego raka... Zmarła przed ośmioma laty... I te biedne dzieci zostały półsierotami... Najmłodsza dziewczynka miała wtedy 3 lata... A najstarsza siostra miała już swoją rodzinę, swoją córkę... I tak im płynęło to życie... Pewnie raz lepiej raz gorzej... Jak to w życiu bywa... Mąż tej najstarszej siostry był ochroniarzem na dyskotece... Na tej dyskotece niedaleko mojego domu... Tej gdzie wszystko z M. się zaczęło... Misiek był bardzo lubiany... Chyba przez wszystkich... I ten Misiek zmarł dwa lata temu... Na zawał... Na dyskotece... W swojej pracy... Osierocił dwoje dzieci... Młodsza miała 6 lat... I ta najstarsza siostra została sama ze swoimi dziećmi... Dziś w nocy zmarła jej córeczka... Ta młodsza... Miała 8 lat... Nagle... Miała biegunkę, wymioty.... I ta najstarsza siostra została sama... Ze swoją starszą córką... I szaleństwem...

Bo ja bym zwariowała... Nie znam jej... Znałam tylko Miśka, ale znam jej braci, siostrę... Myślę, ze limit nieszczęść jak na jedną rodzinę został wyczerpany... Skąd ta kobieta, ta najstarsza siostra, tak bardzo doświadczona przez los znajdzie siłę, aby wychować tą starszą? Aby zmierzyć się z tym okropnym gadaniem? Z tymi spojrzeniami?

Mam wiele współczucia dla niej... Gdyby stanęła przede mną to przytuliłabym ją mocno, pozwoliłabym jej aby wszystkie łzy uleciały... 

Coś strasznego... Niewyobrażalnego... O takich rzeczach słyszy się codziennie... Media dostarczają nam samych złych informacji... Robią jawne pranie mózgu... I taki portalik jak esanok.pl także... W głowie się nie mieści... Jak przyszłam na przystanek to miałam ochotę po prostu wziąć te baby roztrzaskać o chodnik, aby już przestały mamlać o tym biednym dziecku... 
Starsza siostra jest także w szpitalu, z takimi samymi objawami... Teraz lekarze wiedzą już co robić, jak leczyć...

Mój szwagier miał dyżur...Jest ratownikiem medycznym...  Pojechał z karetką do tego mieszkania... Bardzo go to wstrząsnęło... Są już wyniki sekcji zwłok... O tym nikt nie napisze... Wydaje mi się, że on, jego koledzy ze szpitala zrobili wszystko co w ich mocy...  Nie rozmawiałam ze szwagrem... To była bakteria... Przenoszona drogą kropelkową... Siostra z mężem boją się o swoje dzieci... Moja siostra zdała sobie dzisiaj sprawę jak trudny i niebezpieczny jest zawód jej męża... Ile niesie ze sobą ryzyka... 

Zostawiam dzisiaj światełko dla tego biednego dziecka... 
[*]

niedziela, 2 marca 2014

I weekend minął...

W piątek byliśmy z Krzysiem na bardzo długim spacerze. Znowu byliśmy w miejscu w którym nie byłam całe wieki... Przez moją miejscowość przepływa rzeka, ale o tym niektórzy z Was już wiedzą. Ale niedaleko płynie druga rzeka, Sam mianowicie. I ta moja rzeka wpada właśnie do Sanu. I poszliśmy sobie nad San właśnie. Ale jeszcze kiedyś go zabiorę tam gdzie wpada jedna do drugiej. I jak już dotarliśmy nas San to dech mi zaparło... Niby nic takiego, bo przecież jeszcze jest przewaga szarości na świecie. Ale po prostu jak zobaczyłam tą spokojnie płynącą rzekę, cisza, spokój dookoła. Obok las w którym powoli wszystko budzi się do życia... Brak mi słów aby opisać to co czułam w tamtym momencie... I jeszcze Krzyś z tekstem: czy nazbieramy trochę gałązek na opał... Stamtąd widać widać drogę gdzie jest dość duży ruch, ale ja znalazłam się w innym świecie... Nigdy tam nie byliśmy, bo niedaleko jest dom i pies, którego się baliśmy zawsze. Zresztą właściciel dał mi w piątek do zrozumienia, że ta suczka jest hmmm dość nieprzewidywalna... Ale mój syn twardo szedł na przód, bo on żadnego psa się nie boi... ehh... Wrócimy tam na pewno latem, bo miejsce jest warte odwiedzania... Woda w Sanie jest dość zimna, nie nagrzewa się tak mocno jak moja rzeka. Może dlatego, że jest głębsza i szersza. Ale turytów wypoczywających nad brzegami Sanu jest wiele. Jednak my mamy swoją rzekę, niesamowicie zawsze zatłoczoną... Latem każdy chce się ochłodzić.Ale w tym roku zrobię wyjątek i na pewno spędzimy choć jedno popołudnie nad spokojnym Sanem...

W sobotę byłam w pracy. A dzisiaj pojechaliśmy do mojej siostry.Tam spotkaliśmy się z siostrą od bliźniaków :) Brat był przez dwa dni. A wieczorem po powrocie jeszcze udaliśmy się do dziadka Kazika na imieniny :) Weekend to był naprawdę dobry czas :)


Samochód z kamieni i patyków :) Widzicie?



Autor i pomysłodawca :)



Pierwsze mleczyki w tym sezonie :)




Magadalena8
Mama Krzysia