piątek, 29 kwietnia 2016

Pierwsze dni w pracy...

Mam już za sobą, ale od pierwszego maja będę już chodzić regularnie na pełne zmiany. Bo przez dwa dni to było tylko kilka godzin... Po to żebym się zorientowała co i jak. I muszę szczerze przyznać, że komfort psychiczny mnie ogarnął. Ale żeby nie było przed pierwszym dniem miałam straszne nerwy... Ale nie było najgorzej :) W zasadzie to nic mnie nie obchodzi tylko obsługa klienta. W poprzeniej pracy miałam wszystko do zrobienia. Wszystko... Od zamówień, klientów, przedstawicieli handlowych, płatności, wprowadzania towaru do kompa, wystawiania faktur... A tutaj w mojej nowej pracy jest kierowniczka, która odwala kawał roboty. I to jest wszystko do ogarnięcie. Pewnie, że jest. I pewnie za jakiś czas zacznę to ogarniać. Ale na razie cieszę się, że nie muszę. I jeszcze tak ciężko się wtrzeć w taki rytm pracy jak się siedziało przez pięć miesięcy na dupie ;) 

Kwiecień żegna nas zimnem. I maj nas tak przywita... Pogoda straszna. Jeden dzień słoneczny. Nie ciepły, ale przynajmniej jest słońce. A na drugi dzień zimno, deszczowo... Brrr... 

M. zaczął dzisiaj układać płytki z łazience :))) Nie mogę się już doczekać efektu końcowego :) Następna w kolejce do remontu jest kuchnia. Chcę na górze mieć kuchnię. Ktoś ostatnio nam powiedział, że głupotą jest mieć dwie kuchnie w domu. A ja chcę! Bo mam dość biegania po schodach. Poza tym mamy już pomysł na kuchnię, która jest na dole. A ją trzeba rozwalić całą. Więc gdzieś gotować przez miesiąc trzeba :) Dlatego najpierw kuchnię na górze musimy zrobić. Ale do tego wszystkiego potrzeba nam worka pieniędzy... A ja zapomniałam puścić totka dzisiaj.... 


Magadalena88
Mama Krzysia



środa, 20 kwietnia 2016

Czas...

Każdego z nas ogranicza.... Bo pędzi... Siedzę sobie i nic nie robię... Tak było dzisiaj... Przewaliłam całe popołudnie... O 17.30 się ocknęłam, że to już ta godzina, że kolejny dzień zmarnowany, że zleciał bez sensu... Żeby nie było, że nic kompletnie nie zrobiłam... Obiad zrobiłam... Nie było wyjścia dziecko trzeba nakarmić, a i  mąż przyjeżdża około 13 na obiad... Więc się zrobiło... I jeszcze u teściowej byłam. Ale popołudnie już na pełnym luzie minęło... Może pogoda? Padał u nas dzisiaj śnieg... Może moje lenistwo dzisiaj wzięło górę nad wszystkim? Wymówki zawsze są dobre... I zawsze sobie jakąś znajdę... I jak tak sobie siedziałam i marnowałam czas to trafiłam na bloga... I mnie otrzeźwiło... Wzięłam kalendarz i rozpisałam cały tydzień... Przeczytałam post o planowaniu dnia, tygodnia. Pełno jest tego w sieci. Przecież to nic trudnego... A jednak... Post dotyczył także sprzątania. Rozpisałam... Zaraz zaczynam pracę w nowym miejscu. Niby tylko 6 godzin dziennie. I będę musiała się zorganizować na nowo. Czy moje tygodniowe planowanie się sprawdzi? No jak nie spróbuję to się nie przekonam. Rozpoczęłam jeszcze jeden projekt... Ale o tym napiszę za jakiś czas... W każdym razie punkt po punkcie muszę realizować to co sobie założyłam. Czuję, że moje życie jest nijakie... Że tak sobie żyję w jakimś stanie zawieszenia... Tak sobie wszystko obserwuję... Z boku... I narzekam... A może tak dość? A może pora wziąć się z życiem na bary i na przykład zacząć od porządków? I wywalić te wszystkie przydasie... Te wszystkie ubrania w które i tak już nigdy w życiu się nie zmieszczę... Może własnie pora zmienić dietę i sposób odżywiania... Bo tylko gadam jaki Krzysiek jest marniutki i chudziutki, ale żeby go nakłonić do zjedzenia warzyw to już nie... Może w końcu ruszę dupę i zacznę biegać, skakać i spalać ten tłuszcz którym się obtoczyłam! Kolejny początek? Czemu nie! Dlaczego nie zacząć od teraz, od zaraz, właśnie od dzisiaj? Będę czekać na nowy miesiąc, tydzień? To nic nie da... Znam siebie... Wszystko siedzi w głowie. Trzeba zmienić tok myślenia. I powinno pójść już łatwo... Wszystko zależy ode mnie! Zbeształam się i dobrze. Tylko żebym o tym nie zapomniała.... Nigdy nic nie postanawiałam. A może właśnie powinnam?

Magadalena88


sobota, 16 kwietnia 2016

....

Dostałam pracę! Byłam wczoraj na spotkaniu. I zamieniłam jeden sklep na drugi. Mam nadzieję, że współpraca ułoży się pomyślnie. Odniosłam bardzo miłe wrażenie po rozmowie z moim nowym pracodawcą. Gość jest konkretny. I wszystko zgodnie z kodeksem pracy :) No nie do uwierzenia dla mnie. Ostatnie trzy lata spędziłam w miejscu gdzie prawie za nic mieli przepisy prawne. A tutaj miła odmiana. Dni ustawowo wolne są wolne. Przestrzega się urlopu. I umowa jest na czas. No zapowiada się idealnie. Sklep jest dużo większy niż ten w którym pracowałam, ale mam nadzieję, że dam sobie radę. Boję się. Oczywiście. Zawsze boję się zmian i tego nowego... Nie lubię właśnie zmian. Ale cieszę się, że będę pracować. To daje nowe możliwości. Wyjdę z domu. Ostatnimi czasy nic mi się nie chciało. A teraz przyjdzie nowa mobilizacja. Powstał też w naszych głowach pomysł na biznes, ale na razie to odkładamy... Może za kilka miesięcy. Chciałam wziąć dotacje na ten nasz pomysł, ale takiej pomocy na razie nie ma z urzędu pracy. Także może za kilka miesięcy...


A dzisiaj rozpoczął się sezon na koszenie. Ostatnie deszczowe dni doprowadziły do szybkiego wzrostu trawy. I dzisiaj kosiłam. Ale trawa była już sporo przerośnięta. I po pierwszej wypłacie kupię kosiarkę :) W ogóle szał na podwórku u nas trwa już od jakiegoś czasu. Spieramy się z mamą gdzie co posadzić. Ja bym chciała żeby to miało ręce i nogi. Żeby kiedyś ten nasz skromny ogród przypominał jakieś fajne, zadbane miejsce. I powtarzam to mamie. I mama niby rozumie, ale dokupuje i sadzi gdzie jest miejsce... Wiem, że i tak będzie ładnie tylko tak rozesrane po całym podwórku....

I jak całą zimę był spokój z chorobami tak Krzyśka boli gardło. Z katarem walczymy od świąt. A dzisiaj się nie przyznał, że go boli, bo miął przyjść do niego kolega. Widziałam po nim, że jest jakiś inny. Nawet mu zmierzyłam gorączkę, bo przyszedł do mnie, że ma ucho zatkane. To ucho to moja zmora. A dopiero wieczorem się przyznał, że go gardło boli. Ale nafaszerowałam go lekami i do łóżka. Jutro kolejne urodziny. Więc musi być w formie. Swoją drogą to my już trzecią niedzielę spędzamy poza domem. Kwiecień jest u nas bogaty w urodziny :))

Magadalena88

piątek, 8 kwietnia 2016

Wizyta u dentysty...

Kiedy rejestrowałam Krzysia przed dwoma tygodniami do pani doktor zależało mi aby nam powiedziała kiedy jedynki zaczną się ruszać. Wizyta była dzisiaj, a zęby zaczęły się ruszać w poniedziałek :) Kolejny dowód, że mój syn dorasta. Chociaż dzisiaj pokazał, że nadal jest maluteńkim dzidziusiem. Jak tylko przekroczył próg gabinetu to zaczął płakać... Cały tydzień mu tłumaczyłam jak wizyta będzie wyglądać... Chciałam tylko sprawdzić mu zęby, bo widać już ciemne ubytki. W końcu się uspokoił i usiadł. Pani doktor mówiła co będzie robić i było ok. Poprosiła mnie obok i wytłumaczyła co to są te ciemne plamki. I jak wypowiedziała magiczne słowo pędzelek i żel Krzysiek w płacz i dyla z fotela... I do kąta. Nie dał się dotknąć. Byłam w takim szoku, że szczekę trzeba było z podłogi zbierać. Niespodziewałam się, że ucieknie z fotela. On sobie płakał w kącie, pielęgniarka z nim rozmawiała, a ja rozmawiałam z doktorką. Nie było żadnego zmuszania czy przytrzymywania dziecka jak to miało miejsce przed laty ze mną. Ja też uciekłam z fotela w jego wieku... Wcześniej ugryzłam doktorkę w rękę... To wiem z opowieści mojej mamy, bo mój mózg wyparł tamto wydarzenie. Długo jednak pamiętałam rwanie trzonowego zęba, zanim wyparłam to wspomnienie. Dopiero teraz po 20 latach idę bez strachu do dentysty. Mogą robić co chcą... Chiałam uniknąć traumatycznych wspomnień związanych z dentystą u Krzysia. Doktorka powiedziała, że za zadko jesteśmy u dentysty. Trzeba chodzić z nim częściej. Nawet jak ja mam wizytę to go brać, niech siedzi. Tylko, że ja też jestem gościem u dentysty. Mogą robić co chcą z moimi zębami, ale idę dopiero wtedy kiedy już nie mogę wytrzymać... Czyli tak do końca sobie nie poradziłam z tamtymi wydarzeniami... W domu wytłumaczyłam Krzysiowi wszystko jeszcze raz. I doszliśmy do porozumienia. W poniedziałek zadzwonię i zarejestruję mnie i jego. Wszystko to mu powiedziałam co doktorka. A jak będzie się okaże... 

W domu mamy remont... Eh... M. robi łazienkę. Witaj wszędobylski kurzu i prochu... Nie wiemy ile to potrwa i ile jeszcze wyjdzie rzeczy przy okazji, ale nie mogę się doczekać efektu końcowego :)

Magadalena88



niedziela, 3 kwietnia 2016

No i tak...

Hmmm.... Pisać czy nie? Przez ostatnie dni zastanawiałam się dlaczego ja właściwie to robię, dlaczego zaczęłam kiedykolwiek pisać.... A zaczęłam dawno, dawno temu... Pierwszy pamiętnik założyłam w szóstej klasie podstawówki... Ostatnio przy porządkach trafiłam na mój ostatni pamiętnik, który porzuciłam dla świata wirtualnego... Zalała mnie fala wspomnień jak zaczęłam czytać.... Wzruszenie odebrało mowę... Wspomnienia... Chyba właśnie dlatego zaczęłam pisać. Aby ulotne chwile zostały... Aby były utrwalone... Dobija mnie upływający czas. Mimo moich 27 lat i przeżytych chwil dobrych i tych złych nie mogę się pogodzić z tym, że czas biegnie... Biegnie szybciutko... Nie lubię rozpamiętywać tego co było, ale lubię wracać do wspomnień, do słów, melodii, zdjęć... Typowa kobieta- składam się z samych paradoksów ;) I tak od piątku myślę, że muszę napisać. No muszę! Wszystko co dotyczy Krzyśka tutaj lądowało zawsze :) I pewnie nadal będzie. Mój syn ma za sobą pierwszą wizytę u kolegi :) Wiem, że dla niektórych to przecież nic takiego... Dzieci się odwiedzają. Sama od małego ciągałam go do moich dzietnych i bezdzietnych koleżanek aby się ludzi nie bał. Jednak ze spokojną naturą dziecka nie wygrałam... Bo Krzyś był zawsze spokojny, trochę wyobcowany, zamknięty w sobie. Ale jakże spragniony towarzystwa innych dzieci... Nie nawiązywał tak szybko kontaktów jak inne dzieci. Cieszy mnie wizyta u Kuby, bo oni bardzo się lubią. Chodzą do jednej klasy, wracają ze szkoły razem, bo mieszkamy niedaleko siebie. Bałam się strasznie, że ciężko mu będzie w nowej klasie, z nowymi dziećmi. Dzisiaj śmiało mogę napisać, że mój sześciolatek dorasta, zmienia się i świetnie sobie radzi :) Trochę dołujące jest to, że nie potrzebuje już mamuni tak jak kiedyś... A wracając do Kuby to oni z Krzysiem są podobni do siebie, bo obydwaj spokojni, grzeczni, poukładani. Jakże się zdziwiłam jak razem dają czadu :) Kiedy przyszłam po niego wieczorem żeby go zabrać do domu to pokój Kuby przypominał pobojowisko :) I jeszcze godzinę siedziałam i czekałam na niego, bo oni byli przecież w trakcie świetnej zabawy. Siedziałam w salonie z mamą Kuby, a z pokoju dochodziły radosne krzyki naszych dzieci, które bawiły się w najlepsze :)) Może osobno to oni są nieśmiali, ale razem bawią i dogadują się świetnie :) I niech się kolegują. Niech rozrabiają. Póki żadnemu nie dzieje się krzywda nie ma w tym nic złego. A mnie nic bardziej nie cieszy jak to, że Krzyś wracał do domu zadowolony, zmęczony, pełny wrażeń i pytający czy jutro tez może iść :)))


Magadalena8