środa, 28 stycznia 2015

Przypadkowe spotkanie.

Wybrałam się wczoraj do miasta w celu odwiedzenia lekarza. Od rana nie mogłam się dodzwonić do rejestracji, ale wiedziałam na którą lekarz przychodzi. A po moich porannych przygodach z autem zdecydowałam się aby pojechać z ciocią M. , która wybierała się również do miasta. Kiedy już dotarłam do przychodni i zobaczyłam, że w poczekalni nie ma nikogo to wiedziałam, że gabinet jest zamknięty.... I tak po pięciu minutach już mogłam iść na autobus... Jakże żałowałam, że nie wzięłam samochodu... W ogóle to ja powinnam być blondi... Bo te cholerne drzwi nie otwierają mi się od środka, ale od zewnątrz już tak. Nie wzięłam auta, bo nie chciałam jak idiotka łazić po siedzeniach żeby wysiąść przez drzwi z tyłu... A wystarczyło tylko odkręcić szybę i otworzyć drzwi za klamkę od zewnątrz... Ale, ale. Jak szłam do jednego ze sklepów to spotkałam moją bardzo dobrą koleżankę. Nie widzianą jakieś pół roku. I ona także była bez auta i bez dzieci :) Więc pomogłam jej z zakupami. I obie miałyśmy wracać autobusem. Więc ogarnęłyśmy wszystko na mieście i przyjechałyśmy do mnie na szybką herbatę. Nie mogłyśmy się nagadać :)) Jesteśmy z jednego wieku. Łączy nas jedna szkoła, jedna klasa, mnóstwo znajomych i grono przyjaciół. Renia ma dwóch synów. Jeden kończy cztery lata, a drugi w grudniu skończył rok. Trochę się wyżaliła. Uwielbiam takie spontaniczne spotkania. Obie miałyśmy czas. Krótko, bo tylko jakieś 50 minut, ale wystarczyło. Ledwo zdążyłyśmy na autobus :) Renia musiała wrócić do rodzinnej miejscowości, gdzie jej mama zajmowała się dziećmi. Jak dobrze było ja zobaczyć. Budząc się rano nie pomyślałam nawet o tym co może przynieść nowy dzień. Ale kiedy się spotkałyśmy to poczułam perfect moment hehe i pomyślałam czym zaskoczy mnie kolejny dzień? No i mnie zaskoczyło... Krzyś mi się rozchorował... Spał ze mną. Stwierdził, że cały czas jak taty nie będzie on będzie spał w naszym łóżku. Już w nocy słyszałam, że ma katar... I rano obudził się z bólem głowy i gardła. Nie chciał jeść... A ja jak zwykle do pracy... I moja mama jechała na przedstawienie do wnuczki. Więc musiałam obudzić teściową... I zawiozłam go do niej... Z torbą leków, bułek i drożdżówek. I mięsem na obiad... Eh... Spóźniłam się do pracy... Ale przynajmniej miałam pewność, że zostawiam go w dobrych rękach... Niestety przez dzień niewiele zjadł, a wieczorem podskoczyła mu gorączka... Teraz już śpi, ale wieczór był ciężki... A jutro czeka nas kolejne dwie godziny u pani doktor w kolejce... No, ale co przyniesie mi jutrzejszy dzień? 

Magadalena8

4 komentarze:

  1. Zdrówka dla młodego :)
    Każdy dzień przynosi jakieś niespodzianki...

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja musiałem dziś ze swoim nagle do dentysty lecieć. Piszczał że go boli ząb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku... My też musimy się wybrać zanim nic nie boli...

      Usuń