sobota, 28 lutego 2015

Ostatni dzień lutego...

Znalazłam chwilkę...  Dosłownie. Gdzieś mi uciekł miniony tydzień. Dni i noce pędzą jak szalone. Nie wyspana chodzę, bo Krzyś miał jelitówkę. Więc ostatnie dwie noce spędziliśmy na nocniku, na wymiotach, dwie godziny na pogotowiu... Żadna przyjemność kiedy dziecko ma biegunkę... Strasznie go wymęczyło. Na szczęście dzisiaj już było dużo lepiej.. Tylko nie za bardzo chce jeść. Myślę, że boi się żeby go znowu brzuch nie bolał....

Teraz już smacznie śpi. A ja od tygodnia jestem u mamy M. Moja mama pojechała w środę do Ani, bo coś ją bierze. Ale jeszcze nie wzięło tak na serio. Dlatego siostra jest mega podminowana. Może gdyby wrzuciła trochę na luz to szybciej by poszło. Ale tak samo zachowywała się przy pierwszej ciąży. Dlatego dom zamknęłam i przeniosłam się do teściowej. I dobrze nam razem. Krzysia nie muszę zdzierać rano z łóżka ani wieczorem zabierać skoro on od babci nigdy nie chce wychodzić. Poza tym spędzany z mamą M. długie, miłe chwile na rozmowach :) Mama M. na trzeźwe podejście do życia chociaż już trochę się starzeje i czasami już nie ma takiego polotu jak jeszcze trzy, cztery lata temu. Zawsze ją lubiłam, mimo tego, że mamy także bardzo burzliwy okres za sobą. Ale to już przeszłość. I jeszcze jedno. Mama M. świetnie gotuje :) Miałam schudnąć pod nieobecność M. raczej mi się nie uda chyba, że zacznę chodzić do pracy na piechotę :P

Magadalena8

1 komentarz:

  1. Może młody kaszę manne zje z chęcią przez rurkę - ja tak czasem chłopców namawiam w czasie choroby :)

    OdpowiedzUsuń