niedziela, 4 września 2016

Koniec wakacji...

Koniec wakacji uczciliśmy w tamtą niedzielę. Wybraliśmy się na całodniową wycieczkę w góry. Zdobywaliśmy nowe szczyty. Wybraliśmy się na Małą Rawkę. Byłam tam 11 lat temu. Pewnie dlatego nie pamiętałam jaki ten szlak jest trudny... Nie dało mi też do myślenia kiedy w necie przeczytałam, że linia drzew sięga tam wysoko. Wszystko przez to, że na zboczach nie było wypasu owiec, bo po prostu było tam stromo. Więc czytanie ze zrozumieniem u mnie kuleje jak nic... Myślałam, że będzie przyjemnie iść przez las... Nic bardziej mylnego... Ponad dwie godziny szliśmy lasem, pod górę. Stromo było jak cholera... Krzyś na przodzie. Pewnie z 10 metrów przed nami. Gdyby nie mobilizacja Marcina uciekłabym w dół... Weszłam tam tylko dzięki niemu... Jeszcze wzięłam po jakiegoś grzyba moje kije... Przeszłam niezły kryzys. Prawie się załamałam... Tym, że jestem tak strasznie słaba... Szlak okazał się cholernie trudny, ale moja kondycja jest w opłakanym stanie... Kiedy już dotarliśmy na szczyt to widok był niesamowity... Warto było się tam wdrapać. Nawet za cenę załamania... Pogoda była przepiękna... Odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej. Na Wielką Rawkę. Tam było zdecydowanie łatwiej. Chcieliśmy też dotrzeć na Krzemieniec, ale Krzyś nie miał już sił. Zawróciliśmy... Następnym razem dojdziemy tam gdzie łączą się trzy granice... Mimo wszystko to co zobaczyliśmy jest tylko nasze :)) Zdjęcia nie oddadzą tego co się tam czuje, tam na szczycie... Taka euforia pomieszana z mega zmęczeniem, które bardzo szybko mija... Wiatr we włosach, szum traw... Spokój, cisza... Piękne widoki... Dwóch kochanych chłopaków przy mnie.... 



 Widok na Połoninę Caryńską. Zachwyciła mnie... Czekamy na cudowne kolory i ruszamy na szlak... 




 Są i moi panowie :*



 Niewiele mi trzeba do szczęścia.... 





 Tak wysoko :)



W drodze powrotnej... Krzyś opadł z sił... Tatuś dał radę go znieść... Droga w dół także nie należała do najlżejszych... 


Ale daliśmy radę!!!

Magadalena88

2 komentarze:

  1. Dokłądnie chyba tego samego dnia pojechaliśmy z młodym do Puszczy, To jakby nie patrzeć 44 km. Ok 5 za dużo, bo też dojechał biedak do domu resztką sił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważny jest końcowy efekt według mnie.:)

    Trudno mi powiedzieć, w Warszawie właściwie wszystkie są rude, może tylko część jest ciemniejsza, a i to głównie ze względu na zimę czy jesień.

    Na pewno zacnie jest móc patrzeć na takie zwierzaki blisko domu. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń