niedziela, 5 października 2014

Dziewięć lat....

26 września minęło dziewięć lat naszego związku... Jakże burzliwego, a także momentów cudownych i szczęśliwych było wiele. Nigdy nie świętowaliśmy tego dnia jakoś szczególnie. Także było i tego dnia. Ale mgła była taka sama jak przed laty. wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że będę kiedyś panią G. i że będziemy mieli dziecko. Miałam 17 lat kiedy zaczęła się przygoda z M. Czy wtedy myślałam, że to tak na całe życie? Nie pamiętam, ale pewnie chciałam żeby to moje szczęście nigdy się nie skończyło. Naiwna byłam jak każda zakochana po uszy nastolatka. Po kilku latach w związku mogę stwierdzić, że nic nie jest na zawsze. Mimo tego, że nadal jesteśmy razem, że wiele mojemu mężowi wybaczyłam wiem, że życie może napisać przedziwny scenariusz... Ale mam przy sobie dobrego człowieka... Naprawdę... Na wakacjach była u nas zaprzyjaźniona para. I Ola później w domu do męża powiedziała, że my w końcu się dotarliśmy. Może i tak :) Ale to docieranie się może trwać jeszcze długie lata. Bo przecież się zmieniamy. Starzejemy :) Tylko nie dostrzegamy tego, bo jesteśmy cały czas ze sobą.... ale najważniejsze, że jednak jesteśmy razem :)


A także końcem września minęło dziewięć lat odkąd byłam po raz ostatni w górach. Wtedy to był szlak na Małą i Wielką Rawkę. A także na Kremenaros i zejście do Wetliny. I dzisiaj nadszedł ten dzień kiedy w końcu dotarliśmy pod Połoninę Wetlińską. Rano pogoda w mojej miejscowości była ładna, świeciło słońce i mgła się podniosła. Niestety 30 km dalej poczułam się zawiedziona i rozczarowana,... Bo w Cisnej była mgła nie byle jaka... Po jakiś 15 km (nie wiem dokładnie jaka jest odległość, może więcej) kiedy dojechaliśmy do Wetliny to, to już nie była mgła tylko warstwa chmur. Jednak dotarliśmy na parking i po uspokajających słowach pana parkingowego, że mgła się podniesie za 1h, może 1,5h ruszyliśmy na szlak. Bo tak sobie policzyliśmy, że to akurat wtedy jak wyjdziemy na szczyt. Było chwilę po 9 rano. Doszliśmy do Chatki Puchatka (1228 m n.p.m.) przed 11. Wyrobiliśmy się w tym czasie jaki jest w przybliżeniu podany na dotarcie do celu. Jednak widoczność była zerowa.... Mgła, a raczej chmura była wszędzie. Kiedy szliśmy pod górę to spotkaliśmy mojego znajomego, który od dawna namawiał mnie na wyprawę. I niestety mówił, że wczoraj było to samo... Odpoczęliśmy w schronisku, zjedliśmy przygotowane kanapki i w drogę. Zejście w dół zajęło nam godzinę. schodziliśmy tą samą drogą. Nie chcieliśmy ryzykować zejścia dłuższą trasą, bo niestety nic nie było widać i wiało jak diabli...

 Krzyś bardzo dzielnie szedł w jedną i druga stronę. A kiedy nie dawał rady to dzielnie tato go niósł :) To był pierwszy wypad M. w góry... całe życie tu mieszka i nigdy nie był na żadnym szczecie... Kiedy schodziliśmy to mgła już znacznie się podniosła. Ale nie ważne, że nic nie widzieliśmy, ważne  że spędziliśmy ze sobą czas. To naprawdę była udana wyprawa :)

Życzliwość ludzi spotkanych na szlaku mnie urzekła i zrekompensowała brak cudownych widoków. Ja po prostu zapomniała na długie lata jak tam jest wspaniale... Wytłumaczyłam Krzysiowi, że kiedy spotykamy kogoś na trasie to trzeba się z nim przywitać. I tak całą drogę Krzyś mówił wszystkim dzień dobry :) Ja byłam tylko w naszych Bieszczadach i nad morzem i wiem, że tak się robi na szlakach turystycznych ale czy tak jest w całej Polsce, na świecie? Mam nadzieję, że tak... A zdziwiła mnie także różnorodność osób spotkanych w drodze... Rodziny z dziećmi, pary zakochanych ludzi, młodzi, starsi... Nikt się nigdzie nie spieszył, nikt nikogo nie popędzał. Jeden drugiemu miejsca ustępował. No lepszego porządku nie widziałam nigdzie :) Mam nadzieję, że wrócimy tam na wiosnę...











Magadalena8

1 komentarz:

  1. Kochana daj znać ile tam jest km tego szlaku???
    Bo my chyba tam się wybierzemy w piątek :)
    Nie jestem pewna, czy Liwka da radę... ale najwyżej ją będziemy nieść ;)))
    Tak bardzo chcę już w góry!!!
    Będę o Was myśleć na szlaku :)

    OdpowiedzUsuń