piątek, 4 września 2015

Jak co roku...

Jak co roku o tej porze wstawiam kilka zdań o moim tacie... To dzisiaj mija sześć lat od jego śmierci. Sześć długich, a zarazem krótkich lat... Bo to tak jakby było wczoraj. Niby tylko sześć lat, a mi powoli zaciera się jego wygląd, sylwetka. Prawie go nie pamiętam z ostatniego roku życia. 2009r  był dziwnym rokiem. Najpierw przygoda w Rzeszowie. Chwilę tam mieszkaliśmy i bawiliśmy się z M. W dorosłe życie. Później nagle zderzenie z rzeczywistością, bo okazało się że jestem w ciąży. Powrót w Bieszczady, wyjazd M. Choroba taty i jego śmierć. Narodziny Krzysia i koniec mojego związku z M. Mija sześć lat od tych wydarzeń. Od tego trudnego, bolesnego roku. Ale wtedy wydarzyło się coś cudownego. W tych nieszczęściach urodził się mój syn. Moje szczęście dzięki, któremu to wszystko przetrwałam. I dzisiaj patrzę na mojego małego- nie małego syna i nie wierzę, że już minęło sześć lat od tych wydarzeń. Patrzę jak Krzyś idzie do szkoły, jak się nie przejmuje, że nowe dzieci go otaczają. Jak się zmienił. Dwa lata temu prowadziłam malutkiego chłopczyka do przedszkola i płakałam, bo on płakał. A dzisiaj to dojrzały sześciolatek, pierwszoklasista. I cieszy mnie to, że chce poznawać nowe rzeczy, że szkoła go zachęca do wstawania. Wiem, że minął dopiero pierwszy tydzień. Ale zapał nie słabnie. Tylko w takich dniach jak ten dzisiejszy żal ściska mi serce, że mój tato nie może tego zobaczyć...

Magadalena88

2 komentarze: