środa, 16 grudnia 2015

PUP i wizyta u koleżanki...

Ah ten powiatowy urząd pracy (może powinno być z dużych liter?).
No i pojechałam. Pan miał ofertę (ale nie był tak miły jak pani w zeszłym tygodniu). Ja za to byłam  miła. Odkąd przestała pracować w sklepie przestałam pluć jadem...  praca w takim mały markecie, na sprzedawcę. Cóż markecik ten nie cieszy się popularnością. Ani wśród klientów, ani wśród personelu... Bo jest tam poroniona kierowniczka, która doprowadza do tego, że ludzie odchodzą stamtąd. Ale umowa na pół roku. I to da się przeżyć. Nawet pierwszy miesiąc na zlecenie da się łyknąć. Przecież to tylko praca, a nie muszę tam być do końca życia. I praca od zaraz. I tutaj pojawił się problem. Bo ja jak już sobie wszystko przemyślałam to mogłabym tam pójść do pracy. Za miesiąc albo dwa... Chodzi mi o mamę. Tak sobie myślę, że jak ja miałaby, wrócić do pracy w Polańczyku po tygodniu i zostawić mamę samą w domu? Pewnie trzeba by było spiąć dupę i wszystko zorganizować. Ale w zasadzie to dobrze się stało, że mi tej umowy nie przedłużyli. Bo mogę się nią zająć. I ja nawijam do jegomościa o tym, że mama miała operację, przedstawiam mu sytuację. uzewnętrzniam się przed jakimś urzędasem - złamasem (z całym szacunkiem dla wszystkich urzędników, którzy mają choć trochę serca). A on do mnie, że jako człowiek to on rozumie, ale jako urzędnik to on musi mieś jakąś podstawę. Wtf??? Prawie mi się wymsknęło... I pytam się go to co ja mam zrobić? I pan bardzo kompetentnie i na poziomie wzrusza ramionami! To się nazywa fachowa pomoc. Muszę nagrywać takie rozmowy i otworzę kanał na yt... I mówi mi, że jakieś zaświadczenie od lekarza, że się mama opiekuje mogło by wystarczyć. Ja szok, ale ciągnę nadał (i zaczynam trochę ściemniać, bo już nigdzie do pracy nie chcę iść), że mama nie czuje się na siłach aby wsiąść do auta i pojechać gdziekolwiek, po jakiekolwiek zaświadczenie. No nie oszukujmy się moja mama ma 55 lat, jest pełnosprawną kobietą w dość dobrej kondycji psychicznej i fizycznej. Gdyby nie to biodro. I tak na dobrą sprawę każdy lekarz wyśmiałby mnie i urząd pracy. Grzecznie umawiam się z panem na 7 dni zwłoki, bo tyle mam czasu żeby się stawić na tą rozmowę od otrzymania wezwania. I najlepsze jest to, że jak nie podejmę pracy i tego nie uzasadnię to mnie skreślą z listy. Co my żyjemy nadal za komuny? Że jest przymus pracy? No cholera jasna! Wychodzę stamtąd i dzwonię do M. Mój dostaje delikatnej furii... Naprawdę bardzo się nie zdenerwował. I mówi, że jeśli mi pan nie wierzy to co najwyżej może dostać wypis mamy ze szpitala, który może sobie skserować i moje oświadczenie w tej sprawie. Wróciłam do domu. Wcześniej zahaczyłam o sklep i kupiłam drobny upominek dla córeczki mojej koleżanki. Krzycha przyprowadziłam ze szkoły, czekałam na M. I myślałam z radością o wieczornym spotkaniu z dawno niewidzianą koleżanką. W końcu straciłam status najgorszej koleżanki na świecie. Bo dziecko jej się urodziło 9 miesięcy temu. A ja nie byłam w odwiedzinach... Mam zasadę, że nie idę do nowo narodzonego dziecko wcześniej niż upłynie dwa miesiące od porodu. Bo dobrze pamiętam te odwiedziny. Które były masakrycznie męczące. Wyjątek stanowią moje siostry (może w końcu przestaną rodzić :))) I tak minął miesiąc, dwa, zaczął się sezon i zrobił się grudzień. Jednak spędziłyśmy przemiłe popołudnie. Ma cudowną córeczkę. Zakochałam się w małej. Jest pięknym, roześmianym brzdącem. I nosi imię, które tak uwielbiam- Ola... Z Anią znamy się od zerówki. Mieszkałyśmy po sąsiedzku... Każdą niedzielę spędzałyśmy na spacerach... Ahhh... To ona kojarzy mi się z dzieciństwem... Ale zanim się do niej wybrałam to dostałam telefon z urzędu. Dzwonił pan z którym rozmawiałam rano. Poinformował mnie, że "oferta wygasła i nie musi się pani już zastanawiać co z tym zrobić". Zatkało mnie... Powaliło mnie to ... Niektórzy ludzie nie powinni się odzywać. Problem z głowy, ja nadal bezrobotna. Ale za to dziękuję losowi za moich znajomych z dzieciństwa...


Magadalena88

8 komentarzy:

  1. no to wilk syty i owca cała;))))) wizyta odbębniona i przyjemnie spędziłas czas z koleżanką;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę częściej wychodzić do ludzi, bo zdziczeje w domu ;)

      Usuń
  2. Tak czytam.. O widzę siebie sprzed 2 lat na tym krzesełku w Urzędzie pracy. Samotna. Z trojka malych Potworów a ta mi znajduje ofertę. W stolicy. 8 godzin w pracy, plus dwie godziny na dojazd. I pytam babsztyla- co ona tu robi o czy się dobrze czuje... ???!! Oni jako urzędnicy też mają przwsrane. Mają takich setki dziennie i wez do każdego podejdź indywidualnie. Zjada ich rutyna i niemoc. Co do wizyt. Przybijam Ci woelka 5 !! Ze ja na to nie wpadłam!! Chyba tez wprowadzę ta zasadę w życie. Wizytację u Potworów byly koszmarem. Mimo najlepszych checi odwiedzających :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze chyba jest to, że zero czasu do namysłu. Mam podjąć decyzję od razu. Jeśli idę to ok. A jak nie to od razu mnie skreślą. Rozumie, bo mają procedury. Ale nie zawsze rozumieją nas.

      Usuń
  3. Tak przeczytałem o tym urzędzie pracy i tej rozmowie i prawdę mówiąc, nie wiem czy wszystko dobrze zrozumiałem. Wydaje mi się, że wnosząc z tego jak to opisałaś, ten urzędnik nie miał za bardzo pola do tego, żeby Ci pomóc. Jak potrzebowali kogoś do roboty na stanowsko sprzedawcy, nie dziwi, że od razu, a nie za 2 miesiące. W takim wypadku pracodawca ma w nosie dlaczego nie możesz podjąć pracy i facet z urzędu, który tylko pośredniczy, faktycznie nie ma na to wpływu, zwłaszcza że pewnie mają takich chętnych od zaraz. Nie dziwię mu się też, ze chciał zaświadczenie do teczki, bo na jakiej niby podstawie miał przedłużyć terminy? Przecież też mają czasem jakieś kontrole.
    Zresztą, jak nie chciałaś tej pracy, to nie rozumiem o co Ci chodzi? Jeśli oferta wygasła to koniec końców nie wyszło na to, że nie chciałaś podjąć pracy i nadal figurujesz w urzędzie ze statusem bezrobotnego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że to że nie chciałam tej pracy nie wystarcza. Tak jak piszesz mają swoje przepisy i muszą tego przestrzegać. I ok. Ja to rozumie. To jest urząd, wiele się zmieniło bo mają coś w ofercie. Zmienił się też personel, który potrafi coś podpowiedzieć. Tylko nie podoba mi się to, że jeśli nie chcę iść teraz do pracy, bo mam takie a nie inne prywatne sprawy to on mi mówi, że muszę, bo mnie skreślą. Wiem, że to nie od niego zależy. Że ktoś to narzucil z góry, on jest tylko pośrednikiem. A te przepisy uderzają w nas, zwykłych ludzi.

      Usuń
  4. Ja tez ostatnio odwiedziłam koleżankę, której synal ma już 5 miesięcy. Fajny bobas! Ale wolę swoje dzieci ;)

    Co do UP... Chodziłam się podpisywać jak byłam na bezrobociu, ale nie miałam zasiłku, więc chodziłam tam co 3-4 miesiące. Pracy nie proponowali - proponują chyba tylko tym na zasiłku. Ale dokładnie się nie orientuję. Przepisy w Polsce ogólnie są oderwane od rzeczywistości.... Dobrze, że oferta wygasła, hehe i nie musisz się już martwić! Aż do następnego razu, niestety....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem będę musiała już podjąć pracę... bo i tak muszę coś znaleźć...

      Usuń