poniedziałek, 28 października 2019

Zmiany....

Od czego by tu zacząć? Może od tego, że pracuję tylko do końca października.... A no tak się porobiło. Redukcja etatów i padło na mnie... Bardzo mi szkoda, bo wiele rzeczy tam ogarniałam, za wiele byłam odpowiedzialna, z wieloma rzeczami się zmagałam i sobie radziłam... A niestety jestem rozczarowana postawą szefa... W każdym razie przyszłości tam już nie ma więc opuszczam tonący okręt... Zaproponował mi i koleżankom pół etatu albo zasiłek na zimę... Przykro mi... Tak po prostu, po ludzku. Ja bardzo nie lubię zmian. Nie lubię nowych rzeczy. A teraz muszę szukać nowej pracy, nowego zajęcia... I wróciły kolejne pytania, kolejne wątpliwości. Co dalej, co ze sobą zrobić? Ostatnie tygodnie albo nawet miesiące były bardzo ciężkie i trudne dla mnie. Rozmowa co do przyszłości u tego pracodawcy odbyła się końcem lipca. A tak naprawdę jeszcze cały sierpień i wrzesień był mega intensywny i pracowity. Całe wakacje na wysokich obrotach, z mega zmęczeniem. I tak naprawdę nie miałam kiedy się zastanowić co dalej. Fakt byłam na jednej rozmowie, ale nie wiem czego się spodziewałam, czego chciałam. Może liczyłam gdzieś tam z tyłu głowy, że jednak mój szef mnie poprosi żebym została... Jednak nie. I jak sobie to uświadomiłam i straciłam poczucie bezpieczeństwa w postaci comiesięcznego wynagrodzenia na konto. Jak to wszystko do mnie dotarło to się zdołowałam. Bardzo... Ja wiem, że tam w tej robocie się świat nie kończy. Że jestem bystra, pracowita i dam sobie radę. Ale mimo wszystko spędziłam tam ponad trzy lata, znałam się z dostawcami także z poprzedniej pracy. I człowiek taki głupi, że się tak potrafi przyzwyczaić. Znowu popełniłam duży błąd i zaprzyjaźniłam się mocno z jedną kobietą. Ona też odchodzi.... Ostatnie tygodnie to natłok myśli... I jak tak się zaczęłam nad tym wszystkim zastanawiać to uświadomiłam sobie, że mogę iść do szkoły. Zrobić coś ze sobą. I co? I był już październik... I muszę trochę odpocząć... To były intensywne miesiące... Byliśmy tak zmęczeni od wiosny, tak zestresowani obydwoje z M. Kończyliśmy remont... Obawa czy pieniędzy wystarczy... Wszystko się udało. Mamy piękny domek. I gdyby mi ktoś powiedział w maju, że będę pracować do końca października to bym wyśmiała... No ale nic to. Nie ma co się załamywać czy smucić. Taki okres też już za mną. Mimo wszystko dajemy radę. 

Nie pochodziliśmy po Bieszczadach. Zmęczenie brało górę nad nami i jak już przychodziła niedziela to woleliśmy pobyć w domu. W trójkę. Bo Krzysiu też tak pozostawiony trochę sam sobie...Ale jak już wybraliśmy się na wycieczkę to zrobiliśmy 20 km i zajechaliśmy siebie i nasze dziecko... Ale jakże było warto. Dla tych widoków, dla tych towarzyszących emocji. I spotkaliśmy się z mega życzliwością na szlaku. Kiedy Krzyś miała kryzys przez to, że go buty obtarły. Plastry nie na wiele pomogły. I wtedy jeden z turystów zagadnął nas, chciał Krzysia poczęstować batonem. Jak usłyszał, że buty go obtarły to zaproponował plastry. Grzecznie podziękowaliśmy, bo wszystko mieliśmy. Drugi widząc płaczące dziecko także się zatrzymał. Także zaproponował plastry. Pocieszył nas, że najważniejsze,że to nie zwichnięcie... Kto by takiego kloca zniósł na dół... Wiele wycieczek za nami i wiele razy spotkaliśmy się z tym, że fajnie, że młody jest z nami. Te nasze wycieczki to nie tylko widoki. To możliwość spędzenia czasu razem, to czas na wspólną rozmowę. I także pokonywanie barier i granic w głowie. Zawsze to dotyczyło mnie... Zawsze ja się poddawałam. Nie miałam sił. Zawsze ja spowalniałam... Tylko mnie bytu nigdy nie obtarły do krwi... I tam w połowie drogi zamieniłam się z Krzysiem butami... Mamy taki sam rozmiar, ale jego i tak były za małe na mnie. Tym razem moje palce dostały popalić, ale przynajmniej ulżyłam dziecku. Ale chyba nikt nie schodził z Tarnicy w skarpetkach tylko nasz syn... Bardzo nam było przykro patrzeć, że jemu coś doskwiera, ale byliśmy też mega z niego dumni, że dał radę, że się nie poddał... I ten nasz mały chłopiec za chwilę kończy 10 lat... Ostatnią piękną niedzielę tej jesieni, a może i roku spędziliśmy też w Bieszczadach. Zaszyliśmy się w Buku, w wiacie turystycznej paląc ognisko i jedząc kiełbasę :) 

Widok na Tarnicę z Rozsypańca

A tutaj z pod Tarnicy na Rozsypaniec

Pierwszy dzień szkoły. Zaprowadziliśmy nasze malutkie dziecko do szkoły :)




Nasz domek zaraz po skończonym remoncie :)



Wodospad na Hylatym






A tutaj Korbania.



Magadalena88

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz